
Pokémon Legends: Z-A – recenzja i opinia o grze [Switch 2, Switch]. Zaskakująco przyjemne odświeżenie
Czy Pokemony mogą żyć razem w wielkim mieście, gdzie w specjalnych strefach pojawiają się dzikie stworki, a ludzie wykorzystują je do codziennej współpracy? Na to pytanie stara się odpowiedzieć recenzowany Pokémon Legends: Z-A. Czy warto zagrać w tę grę? Przeczytajcie naszą recenzję.
Nintendo chce zakończyć rok z przytupem. Trzy miesiące, trzy wielkie premiery, a na dobry początek debiutuje produkcja, obok której nie powinni przejść obojętnie żadni fani marki – zwłaszcza ci, którzy wychowali się na przygodach Pikachu i spółki.
Grając w Pokémon Legends: Z-A, cały czas miałem wrażenie, że najlepszą rzeczą, jaka mogła spotkać tę serię, jest… konkurencja. Twórcy w końcu działają, myślą, szukają nowych pomysłów i nie boją się ryzyka. Choć w grze nadal znajdziemy elementy, które nie każdemu przypadną do gustu, to cała przygoda okazuje się jednym z najlepszych odświeżeń w historii serii.




Wielkie miasto pełne marzeń

Twórcy gier z uniwersum Pokémon już w 2021 roku rozpoczęli serię Legends, która w ciekawy sposób odświeżyła przygody, choć nie brakowało wobec niej krytycznych komentarzy… i właśnie dlatego nie byłem pewien, czy deweloperzy będą chcieli rozwijać tę inicjatywę. Na szczęście już po zaledwie czterech latach możemy sprawdzić Pokémon Legends: Z-A – także w tym wypadku twórcy eksperymentują, a od samego początku czuć powiew świeżości. Podstawy są nadal znane, ale niemal w każdym miejscu deweloperzy postanowili nas czymś zaskoczyć.
Główna przygoda w recenzowanym Pokémon Legends: Z-A rozgrywa się w Lumiose City, gdzie korporacja Quasartico Inc. ma prosty plan – stworzyć bezpieczną przestrzeń dla ludzi i Pokémonów. Stworki mają wspólnie żyć w mieście, a nie zostać odesłane do lasów i jaskiń. Ludzie i Pokemony egzystują razem, wykorzystują swoje mocne strony, a całość jest podbudowana ciekawą rywalizacją i konfliktem interesów.

Po stworzeniu postaci główny bohater trafia do miasta, by już na samym początku zmierzyć się z pewnym problemem. Konsekwencją wydarzeń jest spotkanie z pierwszym Pokémonem – gracze mogą wybrać Chikoritę, Tepiga lub Totodile’a. Szczerze mówiąc, to naprawdę świetne startery, bo już dawno nie miałem takiego problemu z tą pierwszą decyzją. Na start wybrałem czworonożnego, świniopodobnego, ognistego stworka, ale zapewne przynajmniej jeszcze raz włączę grę, by tym razem sięgnąć po małego, niebieskiego krokodyla.
Główny bohater trafia do Lumiose City, gdzie na początku poznaje przyjaciółkę lub przyjaciela – wszystko zależy od tego, jaką postać stworzycie. Po pierwszej akcji i poznaniu startera trafia on do Hotelu Z, który w zasadzie staje się jego bazą wypadową. To właśnie tam może zregenerować siły, a także poznać kolejne postacie, które odgrywają większy lub mniejszy wpływ na wydarzenia. Jedną z ciekawszych person jest AZ – ogromny właściciel przybytku, którego mogliście spotkać już w Pokémon X and Y, a wzmianki o nim pojawiły się też w Pokémon Omega Ruby oraz Alpha Sapphire. Twórcy wyraźnie mają plan na tego staruszka i w przypadku Pokémon Legends: Z-A odgrywa on naprawdę ważną rolę.
Na czym polega główny wątek w Pokémon Legends: Z-A?

Wydarzenia w recenzowanym Pokémon Legends: Z-A rozgrywają się tak naprawdę w kilku sferach, jednak najważniejszy jest ten związany z tytułem „Z-A”. Mieszkańcy Lumiose City mogą wziąć udział w Z-A Royale, czyli zawodach, które napędzają całą rywalizację. Główny bohater zostaje wciągnięty w ten turniej, a jego założenia są bardzo proste – na starcie otrzymujemy wiadomość, z jakim trenerem musimy się zmierzyć, by zdobyć awans w rankingu. Zaczynamy od litery Z, ale na szczęście nie musimy przechodzić przez cały alfabet – w pewnym momencie fabuła oferuje duży skok w klasyfikacji.
Uczestnicy Z-A Royale nie mogą jednak od razu wskoczyć do zmagań z innymi trenerami, ponieważ najpierw muszą zdobyć Bilet Uczestnika. Z tego powodu nocą w Lumiose City pojawiają się specjalne strefy, w których możemy rywalizować z innymi trenerami, by gromadzić punkty. Uzyskując wymagany wynik, zyskujemy dostęp do kolejnej walki rankingowej i możemy walczyć o awans.

Battle Zones w Z-A są pełne trenerów, a na każdym kroku mamy okazję walczyć o kolejne punkty. Twórcy wpadli też na ciekawy pomysł, wprowadzając dodatkowe bilety z wyzwaniami – na przykład: pokonaj określoną liczbę przeciwników za pomocą ognistych ataków, zaskocz rywala atakiem z dystansu, wyeliminuj cel jednym silnym ciosem. Takie zadania zachęcają do eksperymentowania i dopasowywania stylu gry do sytuacji. Świetnie wypada też konstrukcja samych stref – warto wchodzić na dachy, by znaleźć trudniejszych rywali, a czasami zapuścić się w kanały, gdzie czekają mocniejsi przeciwnicy i większe nagrody.
Założenia głównego wątku są przyjemnym odświeżeniem znanych zasad, choć od pewnego momentu wkrada się powtarzalność. Scenarzyści próbują ją przełamać dodatkowymi wydarzeniami, w których bohater uczestniczy między kolejnymi walkami rankingowymi, jednak każda kolejna runda to wciąż podobny schemat: gromadzić punkty, awansować, powtórzyć. Szczególnie później, gdy wymagania rosną, a rozgrywka staje się bardziej czasochłonna. Warto jednak wykonywać zadania poboczne – pozwalają one szybciej zbierać punkty, inaczej trzeba liczyć się z koniecznością powtarzania czynności.
Bieganie po Battle Zones i walka z kolejnymi trenerami to także świetny sposób na rozwijanie drużyny. Standardowo punkty doświadczenia zbiera cały zespół, więc często zostawałem w strefie dłużej, by zdobyć więcej XP i dodatkowe pieniądze – każda walka zapewnia bonusowy zarobek. W całej lokacji rozrzucono też monety, których zbieranie dodatkowo zwiększa nasz kapitał, a tym samym przyspiesza rozwój bohaterów.
Dzika Mega Ewolucja

Awans do rankingu A nie jest jednak jedynym zadaniem, jakie czeka na gracza w recenzowanym Pokémon Legends: Z-A. Główny bohater może brać udział w specjalnych, dodatkowych wyzwaniach oraz misjach pobocznych, które – choć są dość typowe (znajdź Pokémona, pokonaj rywala, wyeliminuj określoną liczbę stworków, odnajdź przedmiot) – ostatecznie stanowią dobry sposób, by pozostać w grze na dłużej i w naturalny sposób rozwijać drużynę.
Twórcy postanowili także lepiej rozbudować wątki związane z uczestnikami Z-A Royale. Pewnego dnia trafiamy na rozbudowany quiz, innym razem musimy uratować pewną niewiastę – takie epizody skutecznie wydłużają czas gry i urozmaicają strukturę opowieści. Widać, że zespół chciał rozszerzyć rozgrywkę i dodać jej nieco głębi, wprowadzając nowych bohaterów. Czy te postacie są ciekawe? Czasami tak, czasami nie, ale ostatecznie dzięki nim spędzamy w grze kilka dodatkowych, przyjemnych godzin.
Jednocześnie w Pokémon Legends: Z-A pojawia się jeszcze jeden duży wątek fabularny. W Lumiose City działa Team MZ, do którego zaproszony zostaje główny bohater. To właśnie ta organizacja zajmuje się eliminowaniem Rogue Mega Evolutions – jak sama nazwa wskazuje, są to dzikie, niekontrolowane, niezwykle potężne stwory, które zaburzają spokojną egzystencję ludzi i Pokémonów. W wydarzenia zostaje też wplątany Zygarde, który dość niespodziewanie zaczyna interesować się protagonistą. Dlaczego? Nie będę zdradzał zbyt wiele, ale muszę przyznać, że to bardzo ciekawy dodatek do głównego wątku. Scenarzyści poprowadzili tu dwa równoległe ciągi wydarzeń, które naturalnie się ze sobą splatają i oferują serię wymagających, klimatycznych starć. Ukończenie głównego wątku zajmuje około 25-28 godzin... w zależności od tego, ile czasu spędzicie na dodatkowych wyzwaniach.

W wątku związanym z Rogue Mega Evolutions istotną rolę odgrywa także Quasartico Inc. W pewnym momencie protagonista zostaje zaproszony do głównej siedziby organizacji, gdzie otrzymuje możliwość wykorzystania Mega Shards – specjalnych kamieni porozrzucanych po całym mieście. Dzięki pomocy Pokémonów możemy je niszczyć, by gromadzić cenną walutę. Odłamki wymieniamy następnie na Mega Stones, które znacząco przyspieszają rozwój drużyny. Twórcy już teraz przedstawili szeroki zestaw dostępnych Mega Ewolucji, więc warto rozglądać się za odpowiednimi typami Pokemonów, by po kilku godzinach mieć w składzie idealne wsparcie zdolne do przejścia tej formy przemiany.
Quasartico Inc. prosi Team MZ o pomoc w rozwiązaniu tajemniczych anomalii związanych z Mega Ewolucjami – i choć główny kierunek fabuły można dość łatwo przewidzieć, to w końcówce czeka kilka naprawdę mocnych zaskoczeń. To właśnie dzięki nim wątek z dzikimi ewolucjami nabiera większego sensu i stanowi świetne uzupełnienie głównej opowieści.
Walka to esencja Pokémon Legends: Z-A

Wspomniałem o historii i głównych wątkach, ale bez wątpienia to właśnie pojedynki i samo łapanie Pokémonów można zaliczyć do największych odświeżeń względem klasycznego, turowego systemu walki, do którego przez lata przyzwyczajali nas deweloperzy odpowiedzialni za serię Pokémon. Twórcy rozwijają koncepcję zapoczątkowaną w 2021 roku, jednak recenzowany Pokémon Legends: Z-A w tych elementach naprawdę błyszczy.
Walki odbywają się w czasie rzeczywistym – biegając po wyznaczonych strefach, możemy przywołać jednego ze stworków towarzyszących nam w eksploracji, by następnie przyczaić się na przeciwnika. Starcie rozpoczyna się natychmiast, bez żadnych ekranów przejściowych, co początkowo może sprawiać wrażenie lekkiego chaosu. Trener aktywnie uczestniczy w walce, a jego pozycja i ruchy mają znaczenie – właściwe ustawienie kompana pozwala skuteczniej atakować i unikać ciosów. Każdy ruch ma inny zasięg, niektóre pociski nie dolatują do wroga, inne mają efekt obszarowy i pozostają na polu bitwy przez kilka sekund. W konsekwencji czas i precyzja stają się kluczowe. Cztery aktywne zdolności wymagają odnowienia po użyciu – czasami można odpalić kolejną salwę po 2–3 sekundach, innym razem trzeba chwilę zaczekać. To wymusza obserwowanie zachowania przeciwnika, przewidywanie jego ruchów i reagowanie w odpowiednim momencie, szczególnie podczas trudniejszych starć po kilku godzinach gry.
Pojedynki w Pokémon Legends: Z-A nabrały też taktycznego charakteru. Choć brakuje mi w grze poziomu „hard”, który zapewniłby wyzwanie od początku, to w późniejszych etapach część walk potrafi być wymagająca. Z samą walką nierozerwalnie łączy się mechanika łapania Pokémonów. W grze powracają Wild Zones – małe, wydzielone obszary w obrębie miasta, w których spotykamy dzikie stworki. Po wejściu do lokacji możemy natknąć się na kilka typów Pokémonów i bardzo szybko złożyć swój podstawowy zespół, który potem tylko modyfikujemy. Gracz może spróbować złapać kompana bez walki, ale oczywiście wcześniejsze osłabienie przeciwnika zwiększa szansę powodzenia.

W Wild Zones pojawia się też system Alfa Pokémonów – to więksi, potężniejsi przeciwnicy, łatwi do rozpoznania po świecących oczach i wyraźnie wyższym poziomie. Zazwyczaj towarzyszy im grupa mniejszych stworków, co tworzy wrażenie małego gangu. Pokonanie ich wymaga skupienia, ale nagradza nas dużym pakietem doświadczenia.
Nie mogę napisać, by Pokémon Legends: Z-A stanowiło największą rewolucję w historii serii, ale walki są naprawdę przyjemne, angażujące i dynamiczne. Z dużą satysfakcją wskakiwałem w kolejne starcia, a intensywność rozgrywki okazała się jednym z największych atutów. W strefach często walczymy z kilkoma Pokémonami jednocześnie, co przyspiesza zdobywanie doświadczenia. Podobnie w Battle Zones – nierzadko niemal bez przerwy przechodzimy od jednego trenera do drugiego, utrzymując wysokie tempo i poczucie nieustannej akcji.
Czas na ewolucję!

Ewolucja to nieodłączny element każdej odsłony serii Pokémon – i tym razem także nie mogło jej zabraknąć. W Pokémon Legends: Z-A gracz sam wywołuje proces przemiany. Po osiągnięciu odpowiedniego poziomu obok naszego towarzysza pojawia się ikona strzałki, która umożliwia przeprowadzenie ewolucji. Nie jest to obowiązkowe, ale daje wyraźną przewagę w walce. Nowością jest również bardziej elastyczne zarządzanie zdolnościami – z poziomu menu możemy swobodnie modyfikować zestaw aktywnych ataków, dopasowując je do stylu gry lub konkretnego przeciwnika. W grze zrezygnowano z tradycyjnego limitu użyć (PP), co nadaje starciom większej płynności.
Wspominałem już o Mega Ewolucjach, ale warto rozwinąć ten wątek, bo w Pokémon Legends: Z-A system ten został wyraźnie rozbudowany. Do gry wraca możliwość wyposażania Pokémonów w przedmioty, w tym kluczowe Mega Stones. Gracz musi je zdobywać lub kupować, by w odpowiednim momencie aktywować przemianę. Na początku starcia Mega Ewolucja jest zablokowana – aby ją odblokować, trener musi zbierać esencję energii, która pojawia się na polu walki. To właśnie obecność bohatera w starciu ma teraz sens: to on biega po arenie, gromadzi rozrzucone odłamki mocy i tym samym ładuje pasek potrzebny do przemiany. Efekt jest jednak ograniczony czasowo, więc jeśli chcemy utrzymać Mega formę dłużej, musimy nieustannie uzupełniać energię. To ciekawy, dynamiczny system, który w naturalny sposób łączy trenera i Pokémona w jedną, współpracującą jednostkę.

W kontekście fabularnym muszę jednak zaznaczyć, że historia w Pokémon Legends: Z-A rozwija się na początku trochę zbyt wolno. Widać, że deweloperzy obawiali się zbyt gwałtownego początku, więc przez pierwsze godziny serwują graczom lawinę samouczków i prostych pojedynków. Zrozumiałe – to tytuł, po który sięgną zarówno weterani serii, jak i nowi odbiorcy – ale mimo to zabrakło nieco odwagi w tempie narracji.
Nie mogło też zabraknąć dodatków kosmetycznych: przebieranek, fryzur i możliwości wykonywania selfie ze swoimi Pokémonami. Choć sam nie należę do fanów takich atrakcji, nie mam wątpliwości, że społeczność przyjmie je z entuzjazmem. W grze znalazł się także tryb sieciowej rywalizacji, w którym czterech trenerów mierzy się na jednej arenie w starciach „każdy na każdego”. Niestety, w trakcie testów przed premierą nie mogłem jeszcze sprawdzić, jak dokładnie działa ten system w praktyce – ale sama jego obecność to krok w dobrym kierunku dla miłośników PvP.
Ta seria potrzebowała mocy

Bardzo długo czekałem na ten moment - aż twórcy gier z serii Pokémon w końcu otrzymają dodatkową moc. I ta wreszcie nadeszła wraz z premierą Nintendo Switch 2. Choć recenzowany Pokémon Legends: Z-A ukazuje się również na poprzedniej generacji, to szczerze mówiąc nie miałem okazji sprawdzić go na pierwszym Switchu - i chyba dobrze, bo na nowym sprzęcie gra prezentuje się znakomicie.
Od pierwszych minut widać ogromny skok jakościowy. Grafika jest wyraźna, szczegółowa i pozbawiona charakterystycznych dla poprzednich odsłon „ząbków”, które przez lata były niemal znakiem rozpoznawczym serii. Modele Pokémonów wreszcie zyskały głębię i naturalność, a efekty ataków — szczególnie tych żywiołowych — wyglądają efektownie i czytelnie nawet w dynamicznych scenach. Szczerze mówiąc, czasami zabrakło mi tylko krótkich przerywników filmowych, które mogłyby lepiej podkreślić emocje niektórych wydarzeń. Deweloperzy postawili na oszczędność w narracji wizualnej, a kilka dobrze zrealizowanych materiałów mogłoby dodać grze charakteru i rozmachu.
Mimo to rozdzielczość 4K i stabilne 60 klatek na sekundę robią świetne wrażenie. Pokémon Legends: Z-A na Nintendo Switch 2 działa płynnie i bez najmniejszych spadków wydajności. To duży krok naprzód — po latach kompromisów technicznych wreszcie dostajemy tytuł, który w pełni wykorzystuje potencjał sprzętu. Widać, że nowa konsola pozwoliła zespołowi odetchnąć i skupić się na dopracowaniu detali zamiast walki z ograniczeniami. Efekt? Pierwsza od dawna odsłona, w której świat Pokémonów wygląda i działa tak, jak zawsze powinien.
Czy warto zagrać w Pokémon Legends: Z-A?
Końcówka roku zapowiada się wyjątkowo atrakcyjnie dla fanów Nintendo, a Pokémon Legends: Z-A to doskonały przykład gry, która nie tylko w pełni wykorzystuje potencjał nowej platformy, ale też wnosi do serii świeżą energię i potrzebne odświeżenie formuły.
Nie jest to rewolucja, ale główne wątki fabularne i nowy system walki potrafią skutecznie wciągnąć, sprawiając, że wielu graczy spędzi przy tym tytule dziesiątki godzin. Jestem naprawdę ciekawy, jak zespół odpowiedzialny za markę będzie rozwijał pomysły zaprezentowane w tej odsłonie — bo pod wieloma względami może to być jedna z ważniejszych gier w historii całego uniwersum Pokémon.
Odpowiadając na pytanie – w Pokémon Legends: Z-A zdecydowanie warto zagrać. To udana, dopracowana odsłona, która mimo powolnego początku i momentami zbyt łagodnego poziomu trudności, dostarcza ogrom satysfakcji. Gra wygląda świetnie, działa bez zarzutu i zapewnia mnóstwo atrakcji na długie godziny. To nowy początek z ogromnym potencjałem, który daje nadzieję, że seria Pokémon wchodzi w swoją najlepszą erę.
Ocena - recenzja gry Pokemon Legends: Z-A
Atuty
- Nowy system walki w czasie rzeczywistym – zmiana formuły okazała się strzałem w dziesiątkę. Walki są bardziej taktyczne, intensywne i wymagają od gracza zaangażowania, ale nadal zachowują charakter serii,
- Świetna oprawa graficzna i płynna rozgrywka – to pierwszy raz, kiedy Pokémony wyglądają naprawdę nowocześnie. Wyraźne tekstury, brak ząbków, dynamiczne światło i szczegółowe modele stworków robią ogromne wrażenie,
- Lumiose City jako tętniące życiem centrum świata – miasto jest pełne detali, ukrytych stref i rywali do pokonania. Eksploracja daje satysfakcję, a różnorodne lokacje sprawiają, że trudno się tu nudzić,
- Powrót Mega Ewolucji – klasyczny motyw w odświeżonej formie. System Mega Stones i zbierania energii dodaje emocji podczas starć i świetnie łączy fabułę z mechaniką walki,
- Świetne połączenie nowości z klasyką – twórcy zachowali ducha Pokémonów, jednocześnie proponując rozwiązania, które nadają serii świeżości i nowego rytmu,
- Duża zawartość i mocny potencjał na przyszłość – Battle Zones, zadania poboczne, rozwój drużyny i tryb online sprawiają, że gra wystarcza na długie godziny, a baza pod kolejne części jest bardzo solidna.
Wady
- Zbyt wolny początek – początkowe godziny przypominają rozbudowany samouczek i niepotrzebnie spowalniają tempo przygody,
- Niski poziom trudności – brak trybu „hard” sprawia, że starcia momentami są zbyt proste, szczególnie dla doświadczonych graczy.
- Powtarzalne zadania poboczne – choć urozmaicają rozgrywkę, często sprowadzają się do tych samych schematów: znajdź, pokonaj, przynieś,
- Brak przerywników filmowych – w kilku momentach aż prosiło się o mocniejszy akcent narracyjny, który lepiej zbudowałby emocje.
Pokémon Legends: Z-A to dokładnie to, czego ta seria potrzebowała – świeżego pomysłu, technicznego dopracowania i nowej energii. Twórcy wreszcie odważyli się połączyć eksperyment z klasyką, tworząc przygodę, która wciąga, wygląda znakomicie i udowadnia, że świat Pokémonów potrafi się rozwijać bez utraty tożsamości. Nie jest idealnie – tempo bywa nierówne, a poziom trudności zbyt zachowawczy – ale to i tak jedna z najbardziej satysfakcjonujących odsłon serii od lat.
Graliśmy na:
NS2
Galeria








Przeczytaj również






Komentarze (42)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych