
Battlefield 6 - recenzja i opinia o grze [PC, PS5, XSX|S]. Powrót do świetności, ale nie idealny
Nim przejdziemy do sedna recenzji Battlefield 6, musimy powiedzieć sobie jedno: Battlefield to marka, która przez ponad dwie dekady budowała swoją legendę na ogromnych, widowiskowych bitwach, realizmie militarnym i niezrównanym poczuciu chaosu wojennego, w którym każdy żołnierz - od pilota myśliwca po zwykłego szeregowca - miał znaczenie.
To właśnie Battlefield: Bad Company 2 i Battlefield 3 wyznaczyły złoty standard serii - dynamiczne mapy, system zniszczeń, wyważony balans między pojazdami a piechotą oraz klimat prawdziwego, totalnego konfliktu sprawiły, że gracze pokochali DICE i ich podejście do wojny. Niestety, od tamtego czasu nie było łatwo. Battlefield 1, choć wizualnie imponujący, okazał się bardziej eksperymentem z settingiem niż pełnoprawnym krokiem naprzód, Battlefield V borykał się z problemami tonalnymi i brakiem spójności, a Battlefield 2042 stał się synonimem katastrofalnego startu - od błędów technicznych po kontrowersyjne decyzje projektowe. Seria znalazła się na zakręcie, a gracze zaczęli tracić nadzieję, że DICE jeszcze kiedykolwiek odzyska dawną formę.
I wtedy pojawił się Battlefield 6 - gra, która miała być dla serii tym, czym Battlefield 3 był dla poprzednich generacji: nowym otwarciem, nowym początkiem, nową definicją wojny totalnej. Akcja produkcji rozgrywa się w realiach fikcyjnego globalnego konfliktu XXI wieku, w którym technologia i tradycyjna taktyka ścierają się ze sobą w brutalny sposób. Twórcy zabierają nas do wielu zróżnicowanych miejsc na całym świecie - od gorących piasków Egiptu i pustynnych terenów Nowego Sobeku, przez miejskie ruiny Kairu i industrialne sektory Gibraltaru, aż po ośnieżone góry Tadżykistanu. To właśnie ten rozmach - zarówno wizualny, jak i strategiczny - sprawia, że Battlefield 6 od pierwszych zapowiedzi przyciągnął uwagę milionów graczy. Każda mapa to inny klimat, inne tempo, inny styl walki. I wszystko to doprawione nową generacją destrukcji, fizyki i oprawy graficznej.




To, co jednak szczególnie odróżnia Battlefield 6 od poprzednich odsłon, to powrót do pełnoprawnej kampanii fabularnej, której zabrakło w Battlefield 2042. DICE wraz z całym BF Studios (Criterionem i nie tylko), a więc nowym zespołem narracyjnym, postanowili przypomnieć, że Battlefield to nie tylko widowiskowe potyczki online, ale również historie ludzi uwikłanych w wielkie konflikty - żołnierzy, agentów, pilotów i cywilów, których losy splatają się w cieniu globalnego chaosu. Czy jednak ta kampania jest zaskakująco ambitna, przemyślana i pełna emocji, aby być sercem gry i niezwykle przyjemnym wprowadzeniem do zabawy?
Niewykorzystany potencjał kampanii fabularnej Battlefield 6

Kampania fabularna recenzowanego Battlefield 6 przenosi nas w rok 2027, do świata pogrążonego w politycznym i militarnym chaosie. Światowa równowaga sił, znana z czasów stabilnego sojuszu NATO, legła w gruzach. W obliczu kryzysu gospodarczego, konfliktów zastępczych i niekończących się sporów politycznych, część państw zdecydowała się opuścić sojusz, doprowadzając do jego faktycznego rozpadu. Powstałą próżnię wypełnia Pax Armata – ogromna prywatna korporacja militarna, finansowana przez tajemnicze źródła. Dysponując potężnym zapleczem technologicznym i finansowym, Pax Armata zaczyna przejmować kontrolę nad kolejnymi regionami świata, oferując ochronę w zamian za lojalność. W praktyce jednak prowadzi to do powstania globalnego systemu militarnego najemników, którzy kierują się zyskiem, a nie etyką. To właśnie w tym świecie, rozdartym między przetrwaniem a ideologią, rozgrywa się historia kampanii Battlefield 6.
Gracz wciela się przez większość misji w członka elitarnego oddziału amerykańskich komandosów piechoty morskiej (Sztylet 1-3), którego zadaniem jest powstrzymanie ekspansji Pax Armata i odzyskanie kluczowych punktów strategicznych na całym świecie. Kampania składa się z dziewięciu rozbudowanych misji, rozgrywających się w różnych zakątkach globu - Egipt, Tadżykistan, USA (Brooklyn wywołuje opad szczeny!) czy Gibraltar. Każda misja ma własny klimat i cel – od sabotażu infrastruktury wojskowej po ratowanie zakładników czy przejęcie informacji wywiadowczych. Fabuła rozwija się stopniowo, ukazując przede wszystkim brutalność współczesnej wojny.
Na czele oddziału stoi Haz Carter, doświadczony weteran i lider zespołu. Jego historia to klasyczny przykład wojskowego, który całe życie poświęcił służbie i czasami wręcz jest zaślepiony. Dawny sportowiec, zafascynowany naturą i przetrwaniem, przerodził się w twardego dowódcę, który nigdy nie zostawia ludzi za sobą. To właśnie jego determinacja i charyzma napędzają Sztylet 1-3 do działania, nawet gdy misje wydają się niemożliwe do wykonania. U jego boku walczy Dylan Murphy, inżynier frontowy i strateg, który przed dołączeniem do ekipy przeżył horror - i to dosłowny, bo misja otwierająca pokazuje, ile musiał przeżyć, aby dotrzeć tam, gdzie jest obecnie.

W zespole nie brakuje również silnych indywidualności. Simone "Gecko" Espina to snajperka i zwiadowczyni. Jest najmłodszą członkinią oddziału, ale nadrabia doświadczenie pasją, determinacją i odwagą. Cliff Lopez, specjalista wsparcia, to z kolei człowiek o złotym sercu i trudnym charakterze. Dba o zaopatrzenie, amunicję i morale zespołu, choć często wdaje się w konflikty z przełożonymi. Wreszcie, w cieniu całej drużyny kryje się Lucas Hemlock - tajemniczy agent o nieznanym pochodzeniu, którego przeszłość spowita jest tajemnicą. Niegdyś członek elitarnego oddziału Task Force Omega, obecnie działa na granicy prawa, wykonując polecenia CIA w imię "większego dobra". Szczerze powiedziawszy, przypomina on w pewnym stopniu Ghosta z Call of Duty, ale...
...finalnie cała kampania fabularna Battlefield 6 składa się zaledwie z 9 misji, które trwają średnio po 30-45 minut, w zależności od tego, czy lokacje są bardziej otwarte. Tym samym zabawę kończymy w około 5 godzin, co sprawia, że ciężko nam zżyć się z bohaterami, znienawidzić ich, czy też im po prostu kibicować. To nie są tak barwne postacie, jak choćby Montes i Blackburn z Battlefield 3, kapitan Price z Modern Warfare, Marlowe, Sweetwater czy Haggard z Bad Company 2. Nie mówiąc już o antagoniście czy też "antagonistach", w zależności od tego, jak odbierzemy jeszcze jedną postać.
Trochę powiewu świeżości, sporo błędnych decyzji

Sam szkielet fabularny w Battlefield 6 jest na naprawdę wysokim poziomie. Lokacje prezentują się w większości przypadkach świetnie, możemy zawiesić na wielu elementach oko, a przy tym cieszyć się szczegółowością dopracowanych miejscówek. Lwia część zadań to również te, które wykonujemy w zamkniętych lokacjach - często wchodzimy też do budynków, neutralizujemy po cichu cele, przemierzamy alejki, wręcz czujemy się jak na wojnie, zważywszy na to, że często współpracujemy też z innymi oddziałami, więc nie jesteśmy całkowitymi "from zero to hero", tylko bierzemy udział w rzeczywistym konflikcie.
Jednakże w trakcie tej 5-godzinnej kampanii w Battlefield 6 zauważyłem sporo błędów. Po pierwsze, SI przeciwników prawie nie istnieje. Wrogowie potrafią stać w miejscu i nie strzelać nawet na najwyższym poziomie trudności (gdzie nie ma reanimacji ze strony członków drużyny), a nasi sojusznicy, choć przydają się w zamkniętych miejscówkach, bardzo często przechodzą obok wrogów jak gdyby nigdy nic - jest to zauważalne wtedy, kiedy wróg ma "wpisane", iż musi strzelać w naszym kierunku. Wtedy wydaje się być dla sojuszników niewidoczny i przez to flankowanie często kończy się naszą śmiercią, pomimo tego, że byliśmy chwilę wcześniej pewni, że druga strona obiektu jest oczyszczona z rąk nieprzyjaciół. Zabijało to mocno immersję i po prostu irytowało.
Kompani na polu walki zachowują się inaczej niż ci z Call of Duty. Każdy z nich ma inną klasę postaci, a więc mogą rzucać nam np. amunicję pod nogi czy - jak wspomniałem wyżej - reanimować, o ile mamy w posiadaniu defibrylatory zbierane najczęściej blisko bezpiecznych punktów, gdzie uzupełnimy granaty i naboje do broni. Dodatkowo, względem Call of Duty, kompani najczęściej biegają blisko nas lub tuż za nami, rzadko kiedy mają odgórnie narzucone ustawianie się w wyznaczonych miejscach. Jeśli zwiedzamy miejscówki, kompani także będą za nami podążać. Fajny bajer w otwartych miejscówkach, jednak w budynkach często po prostu zastawiają nas, przez co nie widzimy wrogów. Możemy przez nich przemykać, ale to też zabija realizm.

Inna kwestia to przenikanie przez obiekty. Sojusznicy potrafią znaleźć się z połową ciała w ścianie, a bronie w osłonach to żadna nowość. W dwóch scenkach lewitowała lornetka, przez co podawał nam ją "duch", a w innych scenkach podczas dialogów żołnierze nie otwierali buzi w trakcie wymawiania swoich kwestii. Powiem szczerze, że po kampanii fabularnej oczekiwałem trochę więcej - tworzyło ją sporo ekip, a do tego dostaliśmy niewykorzystany potencjał scenariusza, niedopracowanie i tak dalej. Sama niezwykła destrukcja otoczenia, ciekawy projekt wielu zadań czy niezwykle przyjemny gunplay to za mało, aby ta historia miała rzucić rękawice choćby Modern Warfare z 2019 roku.
Słowem zakończenia wątku o kampanii fabularnej recenzowanego Battlefield 6, nie chcę, abyśmy źle się zrozumieli. Opowieść o Sztylecie, Pax Armacie i rozpadzie NATO nie jest "dziadostwem". To dość ciekawa opowieść, która zapewnia rozwałkę prawie na każdym etapie zabawy. Jednakże ja po prostu oczekiwałem czegoś więcej, a przynajmniej czegoś, co wywoła taki szok, jak niegdyś Bad Company 2 czy Battlefield 3. Te kampanie przeszedłem ponad 10 lat temu i do dziś pamiętam niektóre misje i niestety nie uważam, aby to samo było w przypadku Battlefield 6, bo scenarzyści tym razem nie odrobili zadania domowego i nie zaryzykowali tam, gdzie było trzeba. Wręcz śmiem twierdzić, że Kincaid to jeden z najbardziej niewykorzystanych antagonistów w serii.
Piękność Battlefield 6, a więc wojna totalna w mutliplayerze

Natomiast tryb multiplayer w Battlefield 6 to absolutna esencja tego, za co gracze od lat kochają tę serię - monumentalne bitwy, dziesiątki graczy na jednej mapie, zniszczalne środowisko i pełna swoboda w podejściu do walki. DICE wzięło wszystko, co najlepsze z poprzednich odsłon - od Battlefield: Bad Company 2 po Battlefield 3 - i podniosło to na zupełnie nowy poziom. W efekcie otrzymaliśmy rozgrywkę, która nie tylko wygląda oszałamiająco, ale przede wszystkim gra się w nią fantastycznie. Niezależnie od tego, czy preferujesz taktyczne starcia piechoty, walki pancerne, czy powietrzne pojedynki wśród gór i wieżowców, recenzowany Battlefield 6 daje Ci wszystkie te doświadczenia w jednym, płynnym, kinowym spektaklu wojennym.
Tryb sieciowy oferuje dziewięć ogromnych i zróżnicowanych map, które przenoszą nas w najbardziej zróżnicowane zakątki świata. W Liberation Peak przemierzamy skaliste szczyty Tadżykistanu, gdzie piechota i czołgi toczą zacięte boje w cieniu latających myśliwców. Mirak Valley, największa mapa w grze, to prawdziwe serce All-Out Warfare - gigantyczne pole bitwy, na którym jednocześnie walczą pojazdy lądowe, powietrzne i morscy piechurzy. W Siege of Cairo i New Sobek City twórcy wreszcie dopracowali walki miejskie - ulice tętnią życiem, budynki można wysadzić w powietrze (tym samym mamy możliwość zasypywać oponentów gruzem i niszczyć ich osłony), a każda alejka może okazać się śmiertelną pułapką. Są też mapy o mniejszej skali, idealne dla dynamicznej piechoty, takie jak Saints Quarter w Gibraltarze czy Empire State w sercu Brooklynu. Każda mapa jest nie tylko wizualnie unikalna, ale też projektowana z myślą o współpracy i strategii - zawsze znajdziesz tu miejsce dla swojego stylu gry.
Battlefield 6 zachwyca bogactwem trybów rozgrywki. Klasyczny Podbój (Conquest) wciąż stanowi fundament serii - dwa ogromne zespoły walczą o kontrolę nad punktami na mapie, a linia frontu przesuwa się jak w prawdziwej wojnie. Przełamanie (Breakthrough) wymaga z kolei skoordynowanego natarcia i obrony kolejnych sektorów, podczas gdy Szturm (Rush) powraca z pełną chwałą, oferując widowiskowe oblężenia punktów M-COM. Zupełnie nowym dodatkiem jest Eskalacja (Escalation) - tryb, w którym walka o terytorium stopniowo koncentruje się wokół ostatnich strategicznych punktów, aż wszystko kończy się w epickim, finałowym starciu. Dla fanów mniejszych, bardziej kameralnych potyczek przygotowano drużynowy deatmatch, dominację Deathmatch czy Króla Wzgórz - idealne do krótszych sesji i rywalizacji między drużynami. Możemy korzystać z wyróżnionych, zalecanych przez twórców trybów rozgrywki w danym momencie albo manualnie dobierać sobie sesje, dzięki czemu każdy znajdzie coś dla siebie.
Destrukcja otoczenia to game changer

Powrót klasycznego systemu klas to jedna z najlepszych decyzji BF Studios. W Battlefield 6 każda z czterech ról - Szturmowiec, Inżynier, Wsparcie i Zwiadowca - ma swoje unikalne zdolności, gadżety i bonusy. Szturmowiec błyszczy w bezpośrednim starciu, korzystając z karabinów szturmowych i zdolności, która tymczasowo zwiększa siłę całej drużyny. Inżynier potrafi naprawiać pojazdy i wzmacniać sojuszników, a jego skill potrafi uratować całą kolumnę czołgów. Klasa Wsparcia to serce każdej ofensywy - dostarcza amunicję, leczy i przyspiesza odradzanie, a Zwiadowca zyskuje przewagę dzięki snajperskim zdolnościom i UAV-om do wykrywania wrogów. Co ważne, każda klasa ma własne ścieżki szkoleniowe, które rozwijamy w zależności od stylu gry - możesz stać się agresywnym frontowcem, cichym sabotażystą lub medykiem skupionym na ratowaniu sojuszników. W grę wchodzą wyzwania (skupiające się przede wszystkim po prostu na eliminacji czy wykonywaniu celów w trybach rozgrywek), których jest sporo, a które oczywiście zapewniają punkty doświadczenia potrzebne do odblokowania nowych ulepszeń, skórek (wszystkie są w granicach rozsądku - nie ma tutaj kolorowych broni czy pancerzy i oby tak zostało nawet podczas kolejnych sezonów rozgrywek...).
Battlefield 6 udowadnia, że nikt nie robi chaosu tak pięknie jak DICE. Czołgi, myśliwce, śmigłowce, quady, transportowce - każdy pojazd ma swoje unikalne sterowanie i zastosowanie. Mechanika zniszczeń została udoskonalona: budynki się walą, mosty mogą zostać wysadzone, a gracz naprawdę czuje wpływ swoich działań na pole bitwy. Do tego dochodzi nowy system Kinesthetic Combat, który nadaje rozgrywce płynność i realizm. Możemy wychylać się zza osłon, turlać po upadku, szybciej chodzić w trakcie kucania, montować broń na krawędziach murów czy nawet przeciągać rannych towarzyszy w bezpieczne miejsce, gdy chcemy ich reanimować. DICE wreszcie dopracowało też model strzelania - każdy karabin ma przewidywalny odrzut, a kontrola nad bronią daje ogromną satysfakcję. Na ogół arsenał jest naprawdę ogromny, a co więcej, każda z klasy postaci ma zalecany typ giwer, dzięki czemu na mapie nie znajdziemy oponentów podzielonych na karabiny szturmowe i snajperki, ale także strzelby, PM-y i tak dalej.
Battlefield 6 to triumfalny powrót serii do formy. Tryb multiplayer jest tu esencją współpracy, chaosu i taktycznej głębi, której brakowało w poprzednich odsłonach. Każda mapa, tryb i klasa zachęca do eksperymentowania, a momenty, gdy kilku graczy wspólnie przejmuje punkt pod natarciem czołgu i ostrzału z helikoptera, inżynierowie przyszpilają do ścian oponentów długim ciągiem strzałów z LKM-a, nabój ze snajperki przechodzi obok uszu żołnierza z charakterystycznym odgłosem, a szturmowiec właśnie rzuca dwa granaty pod nogi oponenta przypominają, dlaczego Battlefield to nie tylko gra - to doświadczenie. Po latach poszukiwań kierunku BF Studios w końcu odnalazło idealną równowagę między widowiskowością a głębią taktyczną. Jako wielki fan realistycznych strzelanek wiem, że w recenzowanym Battlefield 6 spędzę setki godzin właśnie ze względu na tryb sieciowy, którego fanbase jest bardzo przyjemny. Raz jeszcze wspomnę - tutaj ważna jest współpraca, bo solo nic nie zdziałamy.
Wyśmienity multiplayer, tylko "dobra" kampania - taki jest Battlefield 6

Wspomnieć na sam koniec recenzji warto też o przejrzystym interfejsie, przyjemnym menu, gdzie wszystko wydaje się dokładnie opisane. Do tego możemy wykorzystywać skróty - np. czytając wyzwanie wciskamy trójkąt na DualSense, aby przejść do szczegółowych informacji albo od razu do miejsca, w którym odblokowujemy daną zawartość po wykonaniu zadania. Menu nie jest tak zalane niepotrzebną zawartością, jak ma to miejsce przy Call of Duty.
Złego słowa nie mogę powiedzieć również o samej optymalizacji na konsolach. W Betę BF6 grałem na PC i na RTX 4060 Ti spokojnie mogłem bawić się w 1440p przy ponad 60 FPS-ach. Nie znam rozdzielczości na bazowym PS5, ale mogę zdradzić, że w obu trybach graficznych (wydajnościowym i docelowym) gramy w przynajmniej 60 klatkach na sekundę, a przy tym gra wygląda naprawdę dobrze i nie ma jakiegokolwiek problemu ze spadkami płynności. Oczywiście w parze ze świetną optymalizacją idzie także brak błędów w trybie sieciowym - przez wiele godzin zabawy nie trafiłem na zapadające się obiekty czy inne krzaczki, które psułyby doświadczenie.
Cóż więcej dodać - jeśli czekaliście na realistyczną strzelankę, gdzie spędzicie setki godzin, walcząc do ostatniej kropli krwi na serwerach, zakochacie się w Battlefield 6. Świetny felling strzelania, współpracująca społeczność od czasów bety, oprawa graficzna, optymalizacja na wysokim poziomie, a do tego ta destrukcja otoczenia... ona naprawdę nie nudzi, nawet jeśli widzimy po raz setny ten sam walący się pod naszymi nogami budynek. To wręcz game changer, bo na mapach możemy zniszczyć tak naprawdę wszystko, odsłaniając ważne punkty czy dostając się do nowych miejscówek.
Jeśli jednak czekaliście na kampanię fabularną, która wgniecie w fotel, to możecie się poczuć rozczarowani. Poniekąd pod względem destrukcji i konstrukcji niektórych misji fabularnych rzeczywiście jest świetnie, ale jeśli skupimy się na bohaterach i samej jakości trybu dla pojedynczego gracza, nie jest już tak kolorowo. Polski dubbing także nie urywa czterech liter.
Gdybym miał ocenić samą kampanię, wystawiłbym 7/10. Z kolei multiplayer zasługuje spokojnie na 9/10, tak więc drogą prostej matematyki oceną kończącą recenzję Battlefield 6 zostaje 8/10.
P.S. - do Battlefield 6 powróci pokochany przez fanów Battlefield 2042 tryb Portal, gdzie społeczność będzie w stanie tworzyć własne zasady rozgrywki pod względem map oraz trybów zabawy. Nie został on jednak udostępniony recenzentom i będzie dostępny dopiero w pełnej wersji gry.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Battlefield 6.
Ocena - recenzja gry Battlefield 6
Atuty
- Projekt niektórych misji kampanii pozytywnie zaskakuje
- Destrukcja otoczenia robi ogromną robotę w każdym z trybów
- Dopracowane mapy i tryby online, które uwielbiamy
- Podział na klasy i większy nacisk na współpracę
- Przyjemny i przejrzysty interfejs, jak i menu
- Wyśmienita oprawa wizualna - nawet na bazowym PS5
- Świetna wydajność na konsolach - oba tryby graficzne zapewniają 60 FPS
Wady
- Totalnie niewykorzystany potencjał opowieści dla pojedynczego gracza - w tym postacie, których nie zapamiętamy na długo
- Masa błędów animacji i innych elementów w kampanii fabularnej
Battlefield 6 najlepiej podzielić na dwie części - niesatysfakcjonującą pod wieloma względami kampanię fabularną oraz wyśmienity tryb multiplayer, z którym fani strzelanek spędzą setki godzin.
Graliśmy na:
PS5
Galeria








Przeczytaj również






Komentarze (103)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych