![Marvel Zombi (2025) – recenzja serialu [Disney]. Lekko zgniły pomysł](https://pliki.ppe.pl/storage/5cc7b3b9e0b7899f9e41/5cc7b3b9e0b7899f9e41.jpg)
Marvel Zombi (2025) – recenzja, opinia o serialu [Disney]. Lekko zgniły pomysł
Kamala Khan, Riri Williams, Kate Bishop i pusta zbroja Iron Mana idą sobie przez pustkowie... Nie, to wcale nie początek bardzo czerstwego dowcipu, a scena otwierająca nowy serial MCU – „Marvel Zombi”, będący rozwinięciem koncepcji jednego z odcinków „A gdyby...?”, który z kolei zainspirowany został przez całą serię komiksów o najpotężniejszych bohaterach ziemi walczących z plagą nieumarłych. I tak jak sam pomysł na tego typu historię uważam za świetny, tak już ostateczne wykonanie... no cóż. Ale po kolei!
Odcinek o zombie z pierwszego sezonu „A gdyby...?” był całkiem solidnym kawałkiem telewizji. W ciągu trzydziestu minut, powracający w dzisiejszym serialu reżyser, Bryan Andrews, dał radę stworzyć opowieść od A do Z. Poznaliśmy genezę powstania wirusa, grupa bohaterów została zebrana, uformowany został plan. Psia mać, znalazło się nawet miejsce na jeden zwrot akcji i cliffhangerowe zakończenie – chociaż akurat tego ostatniego fanem raczej nie jestem. To był solidnie złożony epizod. Może nie wybitny, ale jak na tak niewielką ilość czasu, całkiem niezły.
Teraz, kiedy Andrews i partnerujący mu scenarzysta, trzymający pieczę nad serialem Zeb Wells, otrzymali większą ilość miejsca na opowiedzenie swojej historii, na pewno będzie ona jeszcze bardziej kompletna, porywająca i przemyślana. Prawda? No więc, nie do końca. Zacznijmy od tego, że cały serial składający się raptem z czterech odcinków, to trochę śmiech na sali. W efekcie dostajemy produkcję krótszą niż spora część filmów MCU, która mimo to próbuje zrekontekstualizować całą armię postaci i opowiedzieć z ich pomocą kompletną historię. Być może udałoby się tej sztuki dokonać, gdyby kompletnie wyciąć z serialu cały ten typowy dla Marvela humor i skupić się na tym, co ważne, ale przecież wiadomo, że nie ma na coś takiego najmniejszych szans. Tak więc, ostatecznie, „Marvel zombi” jest serialem... niedokończonym, robionym w myśl zasady, że może zrobi się kiedyś drugi sezon. Żadna to tajemnica, ale nie jestem fanem tego podejścia.




Marvel Zombi (2025) – recenzja, opinia o serialu [Disney]. Szalone tempo i kilka filmów w jednym

Fabuła dzisiejszego serialu jest (względnie) bezpośrednią kontynuacją tego, co widzieliśmy we wspomnianym już odcinku „A gdyby...?”. Wanda Maximoff jest królową nieumarłych, których potrafi kontrolować, większość bohaterów ziemi przepadła, przemieniona w żywe trupy, głowa Ant-mana wisi sobie w słoiku z wodą rodem z „Futuramy”, niesiona przez pelerynę Doktora Strange'a i generalnie nie jest za ciekawie.
Przyznam, że pierwsze minuty pierwszego odcinka nie nastroiły mnie jakoś przesadnie pozytywnie. Kamala i Kate były dobre w swoich własnych serialach (Riri nigdy nie polubiłem), ponieważ były to produkcje dostosowane do nich jako postaci – odpowiednio zbalansowane pod ich konkretny zestaw umiejętności i charakter. Oglądanie jak te trzy postacie przebijają się przez odzyskaną przez naturę (zastanawiająco szybko), betonową dżunglę, kosząc po drodze kolejnych umarlaków i rzucając przy tym typowymi dla Marvela żartami jest po prostu dziwne. Brakuje tu odpowiedniego kontekstu. Zostaliśmy wrzuceni w wir wydarzeń, nikogo nie interesuje, że świat to teraz „Resident Evil 6” na sterydach. Nikogo, poza widzem, dla którego wciąż jest to coś nowego i potencjalnie przerażającego. Rodzi się więc bariera odgradzająca nasze doświadczenia od doświadczeń bohaterów.
Na szczęście, po chwili sytuacja rozwija się na tyle mocno i dynamicznie, że dysonans przestaje wadzić. Pojawiają się nowi bohaterowie (w tym również i zupełnie nowi), a fabuła raz za razem zabiera nas w nowe miejsca - skacząc między Wakandą, Nowym Asgardem, Nowym Jorkiem a orbitą ziemi, nierzadko w obrębie tego samego odcinka. Co prawda, nie każde z tych miejsc zostało faktycznie interesująco wykorzystane, ale kilka pomysłów robi naprawdę solidne wrażenie, jak złamany porażką Thor - ale tym razem zrobiony bardziej na poważnie - czy niemożliwie gorące, płynne wibranium. Serial zdecydowanie ma kilka pomysłów na siebie, lecz nawet i one zazwyczaj sprawiają wrażenie realizowanych na szybko, bez odpowiedniego ciężaru narracyjnego. O nieistniejącym zakończeniu od czapy nawet nie będę się rozpisywał...
Marvel Zombi (2025) – recenzja, opinia o serialu [Disney]. Chamskie kuszenie widza pięknymi obietnicami... I wiadrami krwi

Wnerwia mnie szalenie jeszcze jedna rzecz, której dzisiejszy Marvel i Disney w ogóle jest regularnie winny. Robią serial bez polotu, który jak nic za chwilę okaże się porażką, z fabułą pisaną na kolanie i dziwnymi postaciami, ale wrzucają do niego jakąś jedną postać czy motyw, na który fani czekali od lat, żeby niejako zmusić ich do obejrzenia również i tej produkcji. Było pięć sekund Dartha Plagueisa w "Akolicie", nie tak dawno temu Mephisto zaliczył swój debiut w "Iron Heart", a teraz dostajemy wreszcie Blade'a w MCU. Szkoda, że na gościnnych występach i to w serialu, który można w najlepszym wypadku opisać jako "okej". Pewną nagrodą pocieszenia jest natomiast fakt, że nie jest to klasyczny łowca wampirów, a wersja przechowująca w sobie boga Khonshu, nazwana zalotnie... Blade Knight. Sama postać jest nawet intrygująco zrobiona, choć nie da się o niej zbyt wiele powiedzieć w temacie charakterystyki. W dodatku głos podkłada mu Todd Williams, a nie Mahershala Ali.
Styl graficzny oficjalnych animacji MCU może się podobać albo nie - sam częściej kręcę na niego nosem niż chwalę, ale są i momenty, w których robi bardzo dobrą robotę - lecz w przypadku "Marvel Zombies" jedno trzeba twórcom przyznać: dobrze nadaje się do ekstremalnej brutalności, którą raz za razem obserwujemy na ekranie. Nie wierzę, żeby Feige, po pierwsze, był w stanie zrobić serial z taką ilością flaków, dziur i oderwanych kończyn zachowując przy tym przyzwoitą jakość i, po drugie, wątpię czy w ogóle by chciał. Strzały w głowach, znane i lubiane postacie popielone aż zostają z nich same kości, kanibalizm, Spider-Man wyrywający głowy dziesiątkom zombiaków jednocześnie - to nie są typowe widoki w MCU, a dzięki zastosowaniu medium animacji komputerowej, możemy zobaczyć je w pełnej krasie, bez konieczności chodzenia na jakiejkolwiek ustępstwa.
Jakie więc są ostatecznie Zombiaki Marvela? Nierówne - to chyba dobre słowo. Z jednej strony dostajemy solidnie wykorzystany potencjał zombie; jest krwawo i brutalnie, tak jak być powinno. Z drugiej strony fabuła to jeden wielki misz masz pomysłów - często nie doprowadzonych do końca - i niewykorzystanego potencjału. Z trzeciej strony, mimo specyficznego początku, ostatecznie ogląda się to nawet ciekawie. Z czwartej strony, to tylko kolejny urywek większej historii, pozbawiony satysfakcjonującego końca. Tak więc, koniec końców, mimo paru dobrych pomysłów tu i tam, ostatecznie nie polecam nowej produkcji Marvela szerszemu widzowi (bo mega fani i tak obejrzą). Może, gdyby dostał normalny, przynajmniej ośmioodcinkowy sezon...
Atuty
- Dobra, brutalna animacja;
- Kilka ciekawych postaci;
- Dobre tempo.
Wady
- Ostatecznie bardzo byle jaka fabuła bez zakończenia;
- Napoczęte i porzucone wątki;
- Ms Marvel nie jest najlepszym wyborem na główną bohaterkę tego typu historii;
- Typowy dla Marvela humor pasuje tu jak pięść do nosa.
"Marvel zombi" nie jest kompletnym nieporozumieniem. Solidna animacja, hektolitry krwi i kilka ciekawych interpretacji postaci sprawiają, że po drodze ogląda się te truposze całkiem przyjemnie, lecz ostatecznie w ustach widza pozostaje niesmak, bo fabuła zwyczajnie nie daje rady dźwignąć tematu. Wielka szkoda, bo to mogło być coś naprawdę wyjątkowego.
Przeczytaj również






Komentarze (9)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych