Kresy szczerości (2025) - recenzja filmu [Apple]. Rodzicielska miłość nie zna granic

Kresy szczerości (2025) - recenzja, opinia o filmie [Apple]. Rodzicielska miłość nie zna granic

Piotrek Kamiński | 20.06, 22:00

„Echo Valley” to ten typ filmu, o którym trudno powiedzieć cokolwiek jednoznacznie – bo raz każe ci siedzieć jak na szpilkach, a zaraz potem zanurza cię w ciszy, jakby chciał zapytać: „A teraz? Wciąż cię obchodzą ci ludzie?”. To produkcja, która nie próbuje nikogo przekonywać do swojej narracji – po prostu rzuca nas w środek życia dwóch kobiet i patrzy, czy udźwigniemy. A życie to nie bajka – szczególnie gdy mieszkasz w sercu pensylwańskiej głuszy, traumy wylewają się z każdej ściany, a najbliższe relacje są zarazem najboleśniejsze.

Julianne Moore gra Kate, kobietę zamkniętą w emocjonalnym kokonie, której każdy dzień to powtarzalna sekwencja czynności w małym ranczu z końmi. Jest wdową po byłej policjantce, przeżutą przez żałobę i samotność, której nie umie – albo nie chce – przezwyciężyć. Moore nie potrzebuje tu wielkich słów – wystarczy spojrzenie, ruch dłoni, cichy westchnienie podczas pielęgnowania konia. I nagle bum – do tego świata wpada Claire, córka grana przez Sydney Sweeney, dziewczyna tak pełna chaosu i niedopowiedzeń, że od razu wiadomo: ta wizyta nie zwiastuje niczego dobrego. Sweeney gra tu wbrew swojej dotychczasowej ekranowej personie – mniej seksapilu, więcej ciemnych worków pod oczami, niespokojnych spojrzeń i cienia na duszy, który ciągnie się za nią jak dym po nieudanym ognisku.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pierwsze kilkadziesiąt minut to raczej dramat obyczajowy – matka i córka, niewypowiedziane żale, przeszłość, która wszystko rozmontowała. Ale potem film robi zwrot – Claire wraca do domu z ciałem w bagażniku i tłumaczy, że to był wypadek, ale trzeba coś z tym zrobić. I tu „Echo Valley” z dramatycznej zadumy przechodzi w mroczny thriller o winie, lojalności i desperacji. Kate, nie pytając zbyt wiele, pomaga Claire zatuszować sprawę, a później jeszcze bardziej brnie w bagno, próbując ochronić córkę. Mamy tu więc wrzucanie zwłok do jeziora, podpalenie stodoły w ramach oszustwa ubezpieczeniowego i całą serię moralnych dylematów, które duszą z siłą pięści.

Kresy szczerości (2025) - recenzja, opinia o filmie [Apple] . Ile robimy dla dzieci

Matka i córka
resize icon

To, co naprawdę działa w tym filmie, to surowość – reżyser Michael Pearce (znany z „Beast” i „Encounter”) nie stara się niczego upiększyć. Kamera bywa nieruchoma, zatrzymuje się na twarzach postaci dłużej, niż to komfortowe, daje przestrzeń ciszy, a nie muzyce. Nawet zdjęcia nie próbują być „ładne” – raczej prawdziwe, trochę chłodne, jakby filtr Instagrama od dawna był tu zakazany. Pearce nie boi się momentów ciszy, nie ucieka od nudy codzienności – wręcz przeciwnie, celebruje ją, żeby mocniej uderzyć, gdy emocje wybuchają.

Scenariusz Brada Ingelsby’ego, który dał nam wcześniej „Mare of Easttown”, znowu operuje na granicy rodzinnej intymności i kryminalnego napięcia. I trzeba przyznać, że w dużej mierze to się udaje. Relacja między Kate i Claire nie jest oczywista – nie ma tu prostego podziału na ofiarę i oprawcę, dobrą matkę i trudną córkę. Obie mają swoje winy, obie są poobijane przez życie i obie próbują siebie nawzajem ocalić – choć każda na swój destrukcyjny sposób. Widać, że Ingelsby ma ucho do dialogów – oszczędnych, ale pełnych emocji, takich, które zostają w głowie długo po seansie. „Pamiętasz, po co tu wróciłaś?” – pyta Kate. I to nie jest tylko pytanie do Claire, ale i do nas, widzów, pytanie o sens relacji, o powody, dla których wracamy do ludzi, którzy nas zawiedli.

Kresy szczerości (2025) - recenzja, opinia o filmie [Apple]. Mocno historia

Ale nie wszystko gra idealnie. Druga połowa filmu, ta bardziej „thrillerowa”, jest odrobinę przeciążona. Trochę za dużo zbiegów okoliczności, trochę za mało czasu, by wszystko to logicznie rozwinąć. Zwłaszcza zakończenie – otwarte, niejednoznaczne – może pozostawić lekki niedosyt. Jest w nim pewna emocjonalna moc, ale też brak wyraźnego domknięcia. Claire wraca, stoi za drzwiami. Kate w środku. I pytanie: otworzy je czy nie? Julianne Moore mówiła w wywiadach, że jej zdaniem – tak. Ale film nie daje tej pewności. I może dobrze – bo to historia o tym, że nie wszystkie rany się goją, a niektóre relacje istnieją tylko dlatego, że nie mamy dokąd uciec.

Zresztą, jeśli mowa o aktorstwie – to właśnie ono dźwiga ten film. Moore jest świetna, co chyba nikogo nie dziwi, ale to Sweeney kradnie wiele scen. Jest nerwowa, impulsywna, skrajna – i nie wiadomo, czy bardziej potrzebuje pomocy, czy chce wszystkich wokół zniszczyć. Domhnall Gleeson jako dealer narkotykowy Jackie też robi swoje – chłodny, kalkulujący, ale w gruncie rzeczy równie zagubiony co reszta. Postaci drugoplanowe są dobrze dobrane, nieprzerysowane, żyją własnym życiem. Świat Echo Valley wydaje się wiarygodny, nawet jeśli historia momentami skręca w telenowelową przesadę.

Muzyka Jedda Kurzela to majstersztyk – dyskretna, ambientowa, podskórna. Nie napiera, nie prowadzi widza za rękę, raczej pulsuje gdzieś w tle, niczym echo tytułowej doliny. I właśnie to echo – to metafora, która spina cały film. Bo każdy z bohaterów nosi w sobie jakieś odbicie przeszłości, jakieś dźwięki, które nie chcą ucichnąć. Matka słyszy żonę, córka słyszy krzyk po własnych błędach, a my słyszymy swoje interpretacje, próbując poskładać to w całość.

„Echo Valley” to film, który nie zrobi rewolucji, nie trafi do mainstreamu i nie będzie wspominany przy Oscarach (chyba że Moore dostanie nominację – co nie byłoby zaskoczeniem). Ale to kino uczciwe, z emocjonalnym ciężarem i realnymi dylematami. Jeśli ktoś szuka historii, która nie daje łatwych odpowiedzi i zostaje w głowie długo po napisach końcowych – trafił dobrze. Jeśli jednak ktoś oczekuje akcji, jednoznacznych zwrotów i szybkiego tempa – niech lepiej odpuści.

Atuty

  • Scenariusz wciąga;
  • Matka i córka mają niesamowitą chemię;
  • Całkiem dobrze się ogląda.

Wady

  • Zarąbiście męczący początek.

Kresy szczerości to ciekawy, ale jednak odtwórczy film. Można obejrzeć, ale nie w nim ani nic nowego ani twórczego

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper