![Ulica Strachu: Królowa Balu (2025) – recenzja filmu [Netflix]. Najbardziej podstawowy slasher świata](https://pliki.ppe.pl/storage/630b68d3be0cf7fefd0f/630b68d3be0cf7fefd0f.jpg)
Ulica Strachu: Królowa Balu (2025) – recenzja, opinia o filmie [Netflix] Najbardziej podstawowy slasher świata
Outsiderka z trudną przeszłością chciałaby po prostu skończyć szkołę i mieć spokój. Ktoś stwierdza jednak, że powinna ona kandydować do tytułu Królowej Balu. Rozpoczyna się zacięta rywalizacja między Lori, a grupą popularnych dziewczyn, zwanych „watahą”. Niewinna zabawa szybko zmienia się w tragedię, kiedy jakiś zamaskowany człowiek zaczyna mordować kolejne kandydatki. Czy Lori zauważy co się dzieje, zanim będzie za późno?
Netflixowa trylogia „Ulicy Strachu” sprzed czterech lat miała ciekawy pomysł i kilka niezłych scen, ale w ostatecznym rozrachunku była strasznie nijaka, jadąc praktycznie na samych oklepanych schematach, strasząc głównie kiepskim aktorstwem i bez klimatu zrobionymi elementami straszącymi. Praktycznie każdy element tych filmów krzyczał „generyczny”, a te pojedyncze, nawet oryginalne koncepcje kompletnie nie działały – zapewne dlatego nikt wcześniej nie próbował ich realizować. Sam nie rozumiem więc, jak to się stało, że kiedy Czerwone N zapowiedziało nowy odcinek serii, założyłem, że może wyjść z tego cokolwiek dobrego...
Obowiązki reżysera powierzono tym razem niejakiemu Mattowi Palmerowi, który napisał również scenariusz do spółki z Donaldem McLearym, dotychczas znanym głównie z pisania podcastów. Żaden z panów nie ma na koncie żadnych wielkich sukcesów ani w ogóle zbyt wielu zrealizowanych projektów. Ale przecież to jeszcze nic nie znaczy! Każdy musi gdzieś zacząć, a przecież zawsze mogło okazać się, że Palmer jest absolutnym geniuszem, który musiał po prostu dostać swoją szansę. Prawda? Może i tak, ale w tym przypadku zdecydowanie nie mamy do czynienia z tego typu sytuacją. Stworzony na podstawie prozy R.L. Steina (tego od „Gęsiej Skórki”) scenariusz jest zwyczajnie nudny, rozwiązanie zagadki skandalicznie głupie, a gra aktorska miejscami sprawia wrażenie kompletnie amatorskiej. W sumie, powinienem zakończyć ten tekst w tym miejscu. Szkoda czasu i zachodu, żeby pisać dalej. Wątpię jednak, aby Roger zgodził się na recenzję na 2000 znaków...




Ulica Strachu: Królowa Balu (2025) – recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Tu nie ma fabuły

Największym, w mojej opinii, problemem tej historii jest fakt, że niemalże w całości dzieje się jednego dnia, w jednym miejscu. To po prostu amerykańska impreza studniówkowa, podczas której jakiś świr zabija dzieciaki. Niemal do końca nie rozumiemy dlaczego właściwie to robi, a i los poszczególnych dziewcząt niespecjalnie nas obchodzi, bo filmowcy nie pozwolili nam spędzić z nimi choćby odrobiny czasu w ich życiu codziennym. Doszło do tego, że próbując wymyślić tożsamość mordercy, zacząłem wierzyć w wersję, która w moich oczach byłaby najciekawsza – biorąc pod uwagę, jak niewiele wiemy o postaciach, była ona równie prawdopodobna, jak każda inna. Gwarantuję ci jednak, że nic nie jest w stanie przygotować cię na wyjaśnienie motywu mordercy, kiedy zostaje on wreszcie złapany (w nieziemsko kretyński sposób, warto dodać). Powiedzieć, że ta fabuła jest tragiczna, to jak nic nie powiedzieć. Średnio rozgarnięty, nastoletni fan horrorów byłby zapewne w stanie stworzyć coś lepszego.
Po drodze dostajemy oczywiście kilka pobocznych wątków i postaci, bo kimś trzeba tę listę podejrzanych wypełnić. Ale tak jak w recenzowanym niedawno „Lepsza siostra” każda jedna postać poboczna sprawiała wrażenie żywej, ciekawej i potencjalnie podejrzanej, tak tutaj są to zasadniczo chodzące stereotypy, płaskie i nudne wycinanki, których rola sprowadza się do zrobienia jakiejś jednej rzeczy, powiedzenia jakiejś jednej rzeczy, zostania podejrzanym i zginięcia z rąk mordercy. Niby oglądałem film ledwie kilka dni temu, a już nie pamiętam, kto był kim. Chłopak prowadzący dziewczynę do piwnicy, żeby zrobiła mu loda. Dziewczyna, która w sumie to lubi główną bohaterkę, ale boi się wyjść przed szereg. Kompletnie dziwaczne, mające obsesję na punkcie pewnej osoby rodzeństwo. I to już naprawdę są kompletne opisy tych postaci. Nie ma tu kogo obserwować, komu kibicować.
Ulica Strachu: Królowa Balu (2025) – recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Nudny morderca, ale chociaż pomysłowy

Morderca również jest po prostu klasyką gatunku – nigdy się nie spieszy, a i tak jest szybszy od wszystkich, nie odzywa się, z początku lubi pogapić się na swoją ofiarę, jakby miało to coś zmienić, facjatę chowa za maską, która lekko kojarzyła mi się z teatrem antycznym (ale po pożarze) i, z nigdy nie wyjaśnionego powodu, łazi w czerwonym, lateksowym albo skórzanym kubraczku, jakby udawał Czerwonego Kapturka. Jego wygląd nie jest odniesieniem do niczego, nie stoi za nim żadna miejska legenda, nic. Po prostu jest sobie facet (albo kobieta), który zabija dzieciaki w dziwnych ciuchach. To jednak i tak absolutnie zainspirowane, kreatywne decyzje w porównaniu z tym, co dzieje się pod koniec, kiedy okazuje się, kto i dlaczego siedział pod tą maską. Trudno powiedzieć, czy lepiej śmiać się czy płakać.
Same sceny morderstw nie są nawet złe. Kamera nie boi się zbliżeń na ucięte kończyny i ostrza wchodzące głęboko w czyjąś twarz. Wizualnie wygląda to całkiem przekonująco. Najważniejsze jednak, że reżyserowi udało się przemycić do nich odrobinę makabrycznego humoru, jak kiedy jedna z ofiar zostaje najpierw pozbawiona dłoni, po czym udaje jej się wyrwać, próbuje uciec, ale nie ma za bardzo jak przekręcić okrągłej klamki tymi swoimi kikutami – nie żeby nie próbował. Jest to oczywiście makabryczne, ale przy tym również całkiem zabawne, zważywszy, że i tak nie czujemy żadnej sympatii do nastoletnich bohaterów filmu.
„Ulica Strachu: Królowa Balu” jest okropnym filmem. Nie ma tu choćby jednej interesującej postaci, fabuła to po prostu banda dzieciaków na imprezie, a morderca jest najbardziej generycznym, slasherowym antagonistą dekady. Nic nie ma większego sensu, rzeczy po prostu dzieją się, aż skończą się dziać i tylko część scen gore robi na widzu jakkolwiek pozytywne wrażenie. Nie rozumiem jakim cudem producenci godzą się na powstawanie takich popłuczyn po prawdziwym kinie. Slasher i tak nie jest przesadnie wymagającym gatunkiem, a Matt Palmer i tak sobie z nim nie poradził. Z całego serca odradzam.
Atuty
- Idzie się parę razy zaśmiać;
- Dużo klasyki lat osiemdziesiątych w soundtracku;
- Niezłe efekty gore.
Wady
- Papierowe, zupełnie nierozwinięte postacie;
- Od generycznego wyglądu mordercy gorsza jest chyba tylko jego motywacja;
- Film ma nie tyle fabułę, co jej zalążek;
- Scenariusz stara się rozwinąć postać głównej bohaterki, lecz nieskutecznie, bo ostatecznie jej przeszłość jest zupełnie nieważna;
- Przydługi, zbyt oczywisty finał.
„Ulica Strachu: Królowa Balu” może i sprawdza się jako książka, ale w formie filmu jest tak boleśnie nijakim horrorem, że aż zęby swędzą. Poza kilkoma zabawnymi, nieźle zrobionymi scenami gore nie ma tu absolutnie niczego jakkolwiek wartościowego.
Przeczytaj również






Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych