![The Last of Us (2023) - końcowa opinia po 2. sezonie serialu [max]. Post mortem](https://pliki.ppe.pl/storage/d76730c2760ac337030b/d76730c2760ac337030b.jpg)
The Last of Us (2023) - końcowa opinia po 2. sezonie serialu [max]. Post mortem
Drugi sezon "The Last of Us" dobiegł końca i choć nie opowiedział całości historii znanej z drugiej gry, choć część kreatywnych decyzji trudno było zrozumieć, to jednak było to również siedem odcinków pełnych emocji, bólu i lęku o naszych bohaterów - przynajmniej ze strony tych, którzy nie grali w grę.
Wydaje mi się, że istotnym kontekstem dla lepszego zrozumienia mojego podejścia do serialu HBO max jest przyznanie, że mi osobiście druga część gry "Naughty Dog" bardzo się podobała. Nie jestem w niej zakochany równie mocno, jak w części pierwszej, ale kupuję to, co twórcy chcieli nam powiedzieć o cyklu nienawiści, byciu bohaterem własnej opowieści i antagonistą czyjejś innej. Podobały mi się też (w większości) narzędzia, którymi zdecydowali się tę historię opowiedzieć. Jasne, gra miała swoje słabsze momenty i kilka elementów, które spokojnie można było wyciąć, zostając z lepiej skrojoną, bardziej zwartą opowieścią, ale to wciąż był kawał dobrego produktu. Dlatego, czekając na drugi sezon serialu, martwiłem się tak naprawdę tylko o dwie rzeczy.
Pierwszą z nich była Bella Ramsey. W pierwszym sezonie pasowała idealnie do roli głośnej, wulgarnej, ale generalnie całkiem sympatycznej nastolatki. Potrafiła krzyknąć, rzucić sucharem, a jak trzeba było to i kłócić się z dorosłymi. Była wiarygodna i wyglądała jak nastolatka, mimo dwudziestki na karku. Wiedziałem natomiast, że nie zmieni się nagle fizycznie, nie podrośnie żeby lepiej pokazać upływ czasu między pierwszym a drugim sezonem. Oczekiwałem natomiast, że będzie odpowiednio poważna, zimna i nieprzystępna. Nie tylko dlatego, że jej przybrany ojciec został zamordowany na jej oczach, ale też jako następstwo wydarzeń poprzedniego sezonu. To, przez co przeszła z Davidem zmieniło ją jako osobę, co zostało dobrze pokazane i w grze i w pierwszym sezonie serialu. W drugim natomiast scenarzyści i reżyserzy... Jakby o tym zapomnieli.




Mieliśmy ostatnio okazję zadać kilka pytań Neilowi Druckmannowi i Halley Gross w trakcie szybkiego wywiadu przy okrągłym stole. Zapytany o różnice między serialową, a cyfrową Ellie, Neil tłumaczył, że według niego, są to dwa różne podejścia, ale ostatecznie prowadzące do tego samego rezultatu: "Bella i Ashley grają postać trochę inaczej. Bella zwykle przywdziewa maskę, pod którą chowa swoje prawdziwe emocje, podczas gdy u Ashley depresję i gniew dało się odczuć praktycznie cały czas". Przyznam, że pozwoliło mi to spojrzeć na nią w odrobinę inny sposób, zwłaszcza że w odcinku, w którym dogania Norę w szpitalu rzeczywiście widać tę jej stronę, którą do tej pory skrywała nawet przed Diną, z którą robi sobie żarty, rzuca sucharami w stylu "Będę tatą?!" i tak dalej. Nie zmienia to jednak faktu, że musieliśmy czekać dwie trzecie całego sezonu, żeby wreszcie pokazała się nam z tej strony i wydaje mi się, że twórcy serialu nie do końca skutecznie zakomunikowali nam, że to tylko gra pozorów z jej strony, przez co większość sezonu ogląda się ją na ekranie po prostu kiepsko. Drugi sezon kończy się dokładnie tam, gdzie wszyscy wiedzieliśmy, że się skończy, więc w ogólnym rozrachunku tej "prawdziwej" Ellie widzieliśmy tyle, co nic.
"Nie istnieje jedna, definitywna wersja tej historii. Zarówno gra, jak i serial mają swoje mocniejsze i słabsze strony". -Neil Druckmann

Podobnie jak w przypadku pierwszego sezonu, historia doczekała się rozwinięcia. Część z tych dodatkowych wątków zrobiona została pierwszorzędnie, z taktem i wyczuciem dokładając nowe detale, rozbudowując świat, ale przede wszystkim rozwijając sylwetki naszych bohaterów. "Część zmian wynika z tego, że chcieliśmy spróbować czegoś nowego, a inne z tego, że to, co zadziałało w grze, niekoniecznie sprawdziłoby się w serialu", mówi Druckmann. Historia młodego Tommy'ego i Joela (z jak zawsze fenomenalnym Tonym Daltonem w roli ich ojca) raczej nie sprawdziłaby się w grze, bo musiałaby być wyłącznie przerywnikiem i trudno byłoby wkomponować ją w jednolitą strukturę gry, żeby nie wystawała jak niedobity gwóźdź. Ale już zacząć od niej melancholijny odcinek, nastawiając przy okazji temat i ustanawiając emocjonalny rdzeń odcinka? Czemu nie. Podobnie ciekawie wypadła historia Eugene'a (Joe Pantaoliano, jako drugi dowód, że castingowcy czuli klimat w tym sezonie), choć tu uważam, że spokojnie można było zawrzeć taką sekwencję i w grze. Jest to jednak o tyle istotny moment w fabule serialu, że po raz pierwszy naocznie uświadamia Ellie, jak lekko kłamie się Joelowi, nawet na temat okropnych zdarzeń i to prosto w oczy osób poszkodowanych. Część fanów gry miała problem z tym, że scenę na ganku pokazano już w tym momencie, ale biorąc pod uwagę, jak długa przerwa czeka nas zapewne między tym, a trzecim sezonem, myślę, że warto było dać ją już w tym momencie - tematycznie moment jest dosyć podobny, a pozwala widzom lepiej zrozumieć Ellie, jej wendetę i ogrom jej tragedii.
Niestety, nie wszystkie dodatkowe wątki zagrały równie dobrze. Nie rozumiem czemu miało służyć wprowadzenie postaci Isaaca (Jeffrey Wright) już teraz i kim w ogóle ma być Hanrahan (Alana Ubach). Zasugerowałem to delikatnie w którymś poprzednim tekście, ale że drugi sezon nie daje nam żadnej konkretnej odpowiedzi, to mogę już napisać wprost, że moim zdaniem to ona zostanie ostatecznie ujawniona jako prorok Serafitów. Jeśli się nie mylę, to do tej pory wszystkie jej występy w serialu to były retrospekcje, więc pozwoliłoby to lepiej powiązać obie grupy i raz jeszcze odnieść się do tematów zemsty i samonapędzającej się nienawiści. Ale w tym właśnie problem - to tylko domysły, bo fabuła całego sezonu nie robi z tymi postaciami nic ponad wprowadzenie ich. Jestem względnie pewien, że kolejny sezon zrobi z nimi kilka ciekawych rzeczy, ale potrzebuję też czegoś teraz, bo inaczej mam wrażenie, że oglądałem ich po nic. Trudno jest rozdzielić jedną, spójną historię na dwie, satysfakcjonujące połowy, jeśli nie taki od początku był zamysł, ale skoro już Druckmann, Mazin i Gross I tak rozbudowywali fabułę w paru miejscach, to na pewno dało się pokazać nam coś, co byłoby dobrym średnikiem między jedną częścią, a drugą. I to właśnie jest to drugie zmartwienie, o którym pisałem we wstępie.
"Uwielbiam czytać komentarze fanów - zarówno te pozytywne, jak i negatywne. Każdy traktujemy poważnie". -Neil Druckmann

Finał sezonu rozegrał się w dużej mierze tak, jak mogli się tego spodziewać fani gry. Wydaje mi się, że stricte emocjonalnie jest to dobrze zrealizowany moment - przeskakujący między napięciem, wytchnieniem, znowu napięciem, nagłą eskalacją i... Wyczekiwaniem. Zdecydowanie chce się wiedzieć co dalej, ale tak jak w grze można było przekonać się o tym nawet i tego samego dnia, jeśli miało się wystarczająco samozaparcia, tak tutaj czekają nas jeszcze przynajmniej ze dwa lata czekania - Neil i Halley informują, że trzeci sezon dopiero się pisze, więc do pierwszego klapsa na planie jeszcze kawałek, nie mówiąc już nawet o ostatecznej wersji pierwszego odcinka. Trudno więc mówić, aby finał był przesadnie satysfakcjonujący, ale z drugiej strony - nie wydaje mi się aby dało się znaleźć jakiś lepszy moment.
Finałowy odcinek upewnił mnie natomiast w jeszcze jednym przekonaniu - scenarzyści naprawdę postanowili złagodzić część wydarzeń, zmieniając tym samym ich wydźwięk. I nie jestem przekonany, czy była to właściwa decyzja. Ekipa z Seattle była bardzo przeciwna zabiciu Joela - starali się odwieść Abby od tego pomysłu, Mel przepraszała nawet za to, co robią. Z marszu stawia ich to w dużo bardziej pozytywnym świetle, odzierając przy okazji cały wątek z aury tajemniczości. W grze to była banda bydlaków, która miała czelność zabić naszego głównego bohatera. Dopiero w drugiej połowie gry poznawaliśmy ich jako ludzi i być może zaczynało być nam szkoda, że tak po prostu ich wyrżnęliśmy. Później ugrzeczniony został Tommy, który tym razem rusza za dziewczynami, a nie one za nim. Czemu to miało służyć? Myślałem, że pokaże to determinację Ellie, jej chęć zemsty, ale ona w towarzystwie Diny w ogóle nie sprawiała wrażenia skoncentrowanej na zadaniu, więc nie rozumiem, czemu ta zmiana miała służyć. Najbardziej ubodła mnie jednak sytuacja z finałowego odcinka, dotycząca Owena i Mel. Jej ostateczny wydźwięk pozostaje (z grubsza) taki sam, ale samo "co i jak" zostało mocno złagodzone i uważam, że cała scena traci przez to na mocy.
Koniec końców, trudno nie zauważyć, że drugi sezon "The Last of Us" wypada słabiej od pierwszego. Scenarzyści wprowadzili więcej postaci, ale tylko z paroma z nich zrobili coś ciekawego - reszta służy wypychaniu sezonu i trzeba nasycić się nadzieją, że ostatecznie zostaną oni solidnie rozwinięci w kolejnych odcinkach. Zmiany dotyczące charakterystyki postaci czasami wychodzą ciekawie, ale częściej po głowie kołata się myśl, że wcześniej było lepiej. Być może jednak przemawia przeze mnie nostalgia i mój mózg broni się teraz po prostu przed zmianami. Przekonamy się za parę miesięcy, kiedy emocje już opadną. To powiedziawszy, to wciąż pełna niesamowitych momentów historia, pełna sympatycznych odniesień do gameplayu i mogąca pochwalić się zdjęciami odzyskanego przez naturę Seattle wcale nie ustępującymi do dziś nieziemsko wyglądającej grze. Pragnę wierzyć, że tych słabszych kilka odcinków to jedynie preludium do czegoś dużo lepszego, bardziej satysfakcjonującego i wszystkie te mankamenty, które wymieniamy teraz, pójdą w niebyt, kiedy poznamy już pełen wymiar tej opowieści. Czy tak będzie? To zależy na jak wiele i jak daleko idących zmian pozwolą sobie scenarzyści. Trzymam kciuki, bo wciąż zdecydowanie jestem fanem tej marki!
Atuty
- Kilka świetnych decyzji castingowych;
- Wygląda jak gra;
- Nawiązania do gameplayu;
- Szósty odcinek to wulkan emocji;
- Muzyka Gustavo Santaolali;
- Kiedy się pojawiają, zarażeni robią duże wrażenie...
Wady
- ...więc szkoda, że pojawiają się tak rzadko;
- Zbyt wcześnie humanizuje ekipę Abby;
- Tutejsza wersja Ellie się nie sprawdza;
- Wprowadza wątki, które będą istotne "kiedyś", teraz nie robiąc z nimi nic;
- Ugrzecznienie części materiału obniża jego wagę.
Mocno zmieniony ton, nadmiar wątków, które jakkolwiek rozwinięte zostaną dopiero w trzecim sezonie i przerwanie fabuły w połowie ciągną ocenę w dół, ale prócz tego wciąż jest to serial pełen emocji, pięknych zdjęć i bardzo dobrego aktorstwa, który spodoba się także osobom z grami nie mającymi nic wspólnego.
Przeczytaj również






Komentarze (106)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych