The Last of Us (2023) - recenzja 6 odcinków 2. sezonu serialu [max]. Złudna sielanka [Aktualizacja]

The Last of Us (2023) - recenzja, opinia o 6 odcinkach 2. sezonu serialu [max]. Złudna sielanka [Aktualizacja]

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 20:00

Pięć lat po tym, jak wyrwał Ellie z rąk Świetlików, Joel zapuścił korzenie w Jackson, gdzie żyje w niewielkiej społeczności, współzałożonej przez jego brata, Tommy'ego. Względna stabilizacja i wolność stępiły jego twardy charakter, do czego przysłużył się też fakt, że przybrana córka przestała się do niego odzywać, a on nie do końca wie dlaczego. W porównaniu z codzienną walką o przetrwanie jest to jednak sielanka. Pytanie jak długo potrwa.

Muszę najpierw trochę ponarzekać. Część moich kolegów z innych redakcji wrzuciła już dzisiaj recenzje pełnego sezonu. W naszym przypadku to nie tak, że nie chciało mi się oglądać tyłu odcinków. Po prostu jakiś krawaciarz stwierdził, że nam nie dadzą, bo (zakładam) i tak nasi użytkownicy wiedzą co to i nie trzeba ich zachęcać. Trochę to absurd, że portal głównie poświęcony grom nie dostaje dostępu do tak ważnego serialu opartego na grze, a już strona głównie poświęcona technologii tak. Dziwne. Także, wiecie, drugi sezon to kompletne nieporozumienie, 1/10 i takie tam.

Dalsza część tekstu pod wideo

A już zupełnie serio, to jestem zaskoczony tym, jak blisko ten pierwszy odcinek trzyma się moich wspomnień na temat gry. Jasne, różnica w wyglądzie fizycznym gotowej i serialowej Ellie nie jest tak wyraźna (w końcu Bella Ramsey już w pierwszym sezonie miała 20 lat i do tego między sezonami upłynęły tylko dwa lata, a nie pięć), ale prócz tego w trakcie oglądania co i raz miałem przebłyski z gry, a że od mojego ostatniego przejścia minęło już trochę czasu, to mam wrażenie, że serial jest niesamowicie wręcz wiernym odzwierciedleniem gry Naughty Dog. Jasne, gdyby włączyć grę, to pewnie okazałoby się, z jednak wcale nie aż tak, ale nie to jest najważniejsze, a właśnie ten ogólny feeling, który udało się odtworzyć doskonale.

The Last of Us (2023) - recenzja, opinia o premierze 2. sezonu serialu [max]. Bardzo wierna adaptacja 

Tommy i jego rodzina
resize icon

Strugamy pawiana, że nie mamy pojęcia, jak potoczą się losy poszczególnych bohaterów, czy gramy w otwarte karty? Podejrzewam, że znakomita większość osób czytających ten tekst doskonale wie, co będzie dalej, ale załóżmy, że istnieje jakiś procent ludzi, którzy w grę nie grali, a widzą te słowa. Entuzjastami golfa to wy chyba nie jesteście. Tak więc rozmawiamy wyłącznie o tym, co dzieje się w samym odcinku i proszę również, aby w komentarzach nie psuć innym frajdy z oglądania.

Tym, co rzuca się w oczy po obejrzeniu całego odcinka jest jego niespieszne tempo. Złośliwi powiedzą, że nic się tu właściwie nie dzieje, że to tylko przypomnienie, co tam słychać u naszych bohaterów, baza na której budowana będzie fabuła właściwa. I, szczerze mówiąc, trochę tak jest, ale po pierwsze, kilka ciekawie zapowiadających się nasion udało się tu zasiać (w tym przynajmniej jedno, którego w grze nie mieliśmy) i po drugie, myślę że na dłuższą metę to spokojniejsze tempo wyjdzie fabule na zdrowie - pozwoli odpowiednio przedstawić postacie, frakcje, zależności między nimi. Tym, co nie do końca pasowało mi w grze, było bardzo powierzchowne potraktowanie części postaci, które były wręcz bardziej symbolami, niż pełnoprawnymi bohaterami (często ostatnio używam tego sformułowania, przepraszam). Serial ma szansę temu zaradzić. Czy pierwszy odcinek jest pierwszym zwiastunem tych zmian? Cóż... Nie bardzo. To bardzo wiernie odwzorowany prolog gry, więc taki choćby stary przeciwnik związków jednopłciowych wciąż jest tylko tym i pewnie nigdy już nie ewoluuje w nic ponad to. Ale to nie tak, że scenarzyści nie rozwinęli historii w żaden sposób. Wątek pani terapeutki zapowiada się intrygująco, a zetknąłem już też, że jej zmarły mąż ma pojawić się w dalszej części sezonu, więc zapewne możemy liczyć na jakąś retrospekcję albo dwie.

The Last of Us (2023) - recenzja, opinia o premierze 2. sezonu serialu [max]. Opowieść o ludziach i uczuciach, nad którymi trudno zapanować

Abby
resize icon

Relacja Joela i Ellie została zbudowana już, w poprzednim sezonie i absolutnie nie mam się tu do czego przyczepić - zarówno Ramsey jak i Pascal robią bardzo dobrą robotę w swoich rolach. W drugim sezonie dwoma pozostałymi filarami opowieści będą relacja Ellie z Diną (Isabela Merced) oraz cała postać Abby (Kaitlyn Dever). Ten pierwszy wątek zadziała, jeśli między głównymi bohaterkami będzie wyczuwalna chemia - a więc nie tak, jak w "Czarnym lustrze" - i wydaje się, że aktorkom udało się tę sztukę osiągnąć. Nie do końca czuję tę niezręczność Ellie w stosunku do bliższego kontaktu z drugą osobą, którą znamy z gry, lecz zdecydowanie czuć bijącą od niej niepewność i zauroczenie, które w połączeniu z energią Merced tworzą ciekawy, sympatyczny koktajl.

No i jest jeszcze Abby, prawdopodobnie najbardziej znienawidzona przez fanów postać (sam zaskoczyłem nią parę razy w przepaść tylko po to, żeby zobaczyć jak umiera, przyznaję), choć tak naprawdę należałoby ją odbierać jako drugą stronę tej samej monety, którą metaforycznie jest Ellie. I chciałbym na wstępie od razu zauważyć, jak nieskończenie łatwiej mi jest z nią sympatyzować, kiedy nie jest ona zasadniczo superżołnierzem na sterydach w postapokaliptycznym świecie, gdzie pożywienie jest cenniejsze niż złoto. Może to mój męski mózg teraz gada, bo Dever jest po prostu milsza dla oka niż growa Abby, ale mam wrażenie, że taka charakteryzacja dużo bardziej ją uczłowiecza, co będzie ważne w (zakładam) kolejnym sezonie. Jej dokładna motywacja nie jest jeszcze na ten moment znana, ale wiadomo, że ma ona beef z Joelem i gra aktorska Dever dobrze prezentuje desperację jej postaci, z którą nie do końca zgadzają się pomagający jej przyjaciele.

"The Last of Us" w drugim sezonie zapowiada się na bardzo wierną adaptację, choć już teraz widać, że nie zabraknie w niej i nowych wątków, których w grze zwyczajnie nie było. Powracająca obsada robi nie gorszą robotę, niż dwa lata temu, a nowy narybek albo jest niepokojąco wręcz podobny do oryginałów albo dosłownie poprawia ich charakteryzację. Muzyka Gustavo Santaolalli (który zresztą pojawia się na sekundę w jednej scenie) wciąż robi świetny klimat, klikacze wyglądają równie odrażająco, jak zawsze i tylko zastanawia mnie, czy nazbyt spokojne tempo opowieści nie okaże się być ostatecznie wadą, zamiast zaletą. Koniec końców jednak, rozbicie "The Last of Us part II" na dwa sezony zdaje się być dobrą decyzją. To generalnie ciekawa historia o zemście i samonapędzającej się pętli nienawiści, z której nigdy nie wynika nic dobrego, która teraz ma szansę zostać opowiedziana jeszcze lepiej, niż w grze. Jest dobrze. Zobaczymy co dalej.

[Aktualizacja]

The Last of Us (2023) - recenzja, opinia o serialu [max]. Dalsza część sezonu

Ellie i Dina
resize icon

Trochę wstyd mi to pisać, bo o premierze sezonu pisałem ledwie dwa tygodnie temu, a dzisiaj wracam z wciąż jeszcze niepełną recenzją, bo max nie udostępnił nam ostatniego, siódmego odcinka tego sezonu. Mogę jednak powiedzieć już o tym sezonie trochę więcej, niż te dwa tygodnie temu, a że grę znam raczej dobrze, to i wiem czego, mniej więcej, należy spodziewać się po finałowym odcinku i gdzie twórcy serialu wcisną pauzę. Powiem tak - nie ma zaskoczenia.

Kolejne odcinki drugiego sezonu w bardzo niespieszny sposób kronikują wyprawę Ellie i Diny, celem której jest znalezienie i zabicie Abby. Złośliwie można powiedzieć, że mało co się tu w tym sezonie dzieje, ale z drugiej strony, to niespieszne tempo budowania narracji sprawia, że postacie mają dużo miejsca na zaprezentowanie się, na stworzenie wiarygodnych relacji między sobą i uwiarygodnienie całego świata przedstawionego. Isabela Merced jest absolutnie świetna jako Dina. Dużo łatwiej jest ją polubić, chce się jej kibicować i, nie czarujmy się, to ona buduje wątek romansu swojej postaci z Ellie, ponieważ Bella Ramsey jest jeszcze bardziej zdystansowana, niż jej growy odpowiednik, praktycznie wysysając romantyczne napięcie ze sceny, zamiast je pompować. I nie wiem, czy to kwestia reżyserii, scenariusza, czy może jej aktorstwa. W większości scen jest raczej solidna, ale jej chemia z koleżanką z planu zwyczajnie nie istnieje.

Napisałem, że aktorka zwykle robi robotę w kwestii warsztatu, ale nie jest to równoznaczne z tym, że postać jest moim zdaniem dobra. Tu i ówdzie, zwłaszcza na koniec piątego odcinka, Bella daje radę pokazać się z tej bardziej zimnej, zniszczonej przez mnogość bardzo traumatycznych doświadczeń strony, ale przez większość czasu zachowuje się po prostu jak nastoletnia gówniara w fazie buntu – jest głośna i irytująca, czasami mocno na wyrost reagując na to, co się wokół niej dzieje. I jasne, ona jest nastolatką i może się tak zachowywać, ale powiedziałbym, że biorąc pod uwagę jej przeszłość, wydaje mi się, że jej growa wersja była zdecydowanie bardziej wiarygodna – cicha, wycofana, niespecjalnie towarzyska. Tymczasem ta serialowa stroi sobie żarty z Diną, rzuca czerstwymi tekstami i zachowuje się bardziej jakby była na wakacjach, niż definiującej całe jej jestestwo drodze zemsty. Uwielbiałem Ramsey w pierwszym sezonie – uważam, że była świetną młodą Ellie. Ale na tę dorosłą już mi zupełnie nie pasuje.

The Last of Us (2023) - recenzja, opinia o serialu [max]. Nowe wątki, ale czy dobre?

Klikacz
resize icon

Zgodnie z przewidywaniami, drugi sezon serialu rozbudowuje kilka wątków z gry, inne tworząc od zera. Już w pierwszym odcinku dowiedzieliśmy się o nowej postaci niejakiego Eugene'a, którego Joel najwyraźniej zabił, mimo że tamten był członkiem ich wspólnoty. Rozwinięcie tego wątki nie jest przesadnie zaskakujące, ale pozwala poczuć odrobinę smutku i współczucia, a i stanowi kolejny element wytłumaczenia, dlaczego Ellie tak bardzo gardzi teraz Joelem. Odrobinę więcej czasu (ale raczej niewiele) spędzimy też z Wilkami i Serafitami, co pozwala lepiej zrozumieć ich organizacje. Intryguje mnie bardzo nowa postać grana przez Alannę Ubach. Na razie nie jest to jeszcze do końca jasne, ale może ona być albo zupełnie nową postacią (nuda) albo po raz pierwszy pokazanym kimś, kogo teoretycznie już znamy, o kim już słyszeliśmy – co pozwoliłoby Mazinowi i Druckmanowi jeszcze bardziej rozwinąć świat przedstawiony. Zastanawiam się tylko, czy mają zamiar wrócić do jej wątku jeszcze w tym sezonie, czy ponownie zobaczymy ją dopiero w kolejnym. Tak to jest, jak dzieli się jedną historię na kilka części. A propos.

Uważam, że twórcy serialu kompletnie zmarnowali szansę przestawienia kolejności prezentowania wydarzeń tak, aby lepiej sprzedać widzom postać Abby. Gdyby drugi sezon zaczynał się od jej historii z Levem, a kończył na tym, że ktoś chce ją zabić i nagle widzielibyśmy, ze to Ellie, byłby to niesamowicie skuteczny zwrot akcji i cliffhanger (dla tych, którzy nie grali w gry), po którym trzeci sezon mógłby cofnąć się do Joela i Ellie i pokazać ich partyjkę golfa. Bylibyśmy już wtedy zaprzyjaźnieni z Abby, sympatyzowali z nią, bo przecież sympatyczna z niej babka, tak generalnie i znacznie trudniej byłoby nam opowiedzieć się po którejś ze stron – zwłaszcza, gdybyśmy Joela nie widzieli już jakiś dłuższy czas. Scenarzyści nie boją się przestawiać, skracać, przyspieszać wątków, kiedy jest im to na rękę, więc nie rozumiem, dlaczego nie spróbowali chociaż zawalczyć z jednym z największym problemów gry. 

Nawet biorąc pod uwagę dodatkowe i rozbudowane wątki, tych sześć odcinków, które na razie widziałem nie jest przeładowanych fabułą. Większość czasu dziewczyny po prostu jadą i tworzy się między nimi więź, a żeby nie było zbyt nudno, od czasu do czasu przeskakujemy na chwilę na kogoś innego. Sprawiło to, że twórcy serialu więcej czasu przeznaczyć musieli na sceny akcji. I tak jak ta z drugiego odcinka, to był kompletny chaos i festiwal głupot (większość grzybiarzy dosłownie omija biegnącego w środek zawieruchy Tommy'ego – serio?), tak te późniejsze są jak żywo wyjęte z gry. Mamy czołganie się w trawie, nasłuchiwanie, krycie się za murkami, ciche zabójstwa poprzez wbicie wrogowi sztyletu w szyję, odrobinę głośniejszej, bardziej frenetycznej akcji z użyciem broni palnej. Miejscami można dosłownie odnieść wrażenie, że ogląda się, jak ktoś gra – w czym dodatkowo pomagają tylko barwne tła, trochę zbyt dzikie i zbyt przepełnione detalami, by mózg widza mógł uwierzyć, że są prawdziwe. Rzecz w tym, że po jakimś czasie, sceny te mogą zacząć się lekko dłużyć – w końcu to nie my gramy, więc stopień zaangażowania jest nieporównywalnie mniejszy. Po sześciu odcinkach jeszcze – raczej – nie weszło mi znużenie, choć podczas ostatniej takiej akcji już trochę zacząłem liczyć na to, że zaraz będzie koniec, bo przecież i tak wiem, że obie dziewczyny muszą przeżyć. Tak więc napięcie schodzi na dalszy plan i oglądamy tylko metodyczne wybijanie kolejnych wrogów.

Przed nami jeszcze finał, acz wątpię, aby zmienił on jakoś bardzo moje podejście do całego sezonu. A ten sprawia wrażenie chaotycznego – dużo postaci „coś” robi, ale nie wygląda na to, aby któraś miała dobrnąć do jakiegoś końca w tym finałowym epizodzie. To wciąż świetnie zrealizowany i w większości bardzo dobrze zagrany serial (Bella Ramsey też robi co może z materiałem, który dostała), od czasu do czasu potrafiący skutecznie złapać widza za gardło i ścisnąć, ale wydaje mi się, że jako opowieść pozostawi widzów z całkiem sporym niedosytem, bo wszystkie te napoczęte wątki domknięte zostaną dopiero w kolejnym sezonie. Mówiąc krótko – jest dobrze, ale dwa lata temu było lepiej.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper