
#DRIVE Rally - recenzja i test gry [PC, PS4, PS5, Xbox, Switch]. Zręcznościowe wyścigi dla młodszych odbiorców
Gdy 16 kwietnia 2025 roku #DRIVE Rally z piskiem opon opuści garaż wczesnego dostępu i ruszy na pełnych obrotach ku wersji 1.0, wręcz poczujemy aromat przeszłości – ten zapach asfaltu z lat 90., od którego serce bije szybciej, a wspomnienia stają się bardziej wyraziste niż tekstury w 4K. Jednak mimo tej sentymentalnej nuty, nowa produkcja od Pixel Perfect Dude nie wygrywa rajdu – ba, nie dojeżdża nawet na podium. A szkoda. Chociaż ma trochę asów w nadkolach.
Nie da się ukryć – model jazdy w #DRIVE Rally to największa zaleta tej produkcji. Od pierwszego ruszenia spod wirtualnego startu czuć, że twórcy chcieli oddać hołd złotej erze rajdówek arcade. Jazda jest przyjemnie lekka, ale nie prostacka. Samochody mają swój charakter, swoją bezwładność, swój rytm. Driftowanie po szutrze, pokonywanie serpentyn, wchodzenie w ciasne zakręty – wszystko to daje satysfakcję, choć nie oczekujmy fizyki na miarę symulatorów. To zdecydowanie doświadczenie zręcznościowe, pełne ślizgów i przerysowanych manewrów, ale z wystarczającą liczbą zmiennych, by z każdą trasą próbować być lepszym, szybszym, skuteczniejszym. Może trochę za mało odróżnia się śnieg od szutru, za to doskonale czuć, gdy wjedziemy na asfaltowe nawierzchnie. Każde uderzenie w drzewo, budynek czy murowany płot niemal natychmiast zatrzymuje nas do zera. No i nie ma żadnych zniszczeń. Samochody są trochę niczym dziecięce zabawki.
W wersji 1.0, która oficjalnie wychodzi 16 kwietnia 2025 roku, po blisko siedmiu miesiącach spędzonych w Early Access (gra debiutowała w tym trybie 25 września 2024), mamy do dyspozycji już 22 samochody podzielone na 3 klasy rajdowe, z możliwością personalizacji wyglądu i wnętrza. Do tego dochodzi ponad 600 kilometrów tras rozrzuconych po sześciu unikalnych lokacjach – od ośnieżonej Finlandii, przez pustynne bezdroża USA, aż po tropikalne lasy i europejskie serpentyny. Wszystko to ubrane w tryby takie jak klasyczne mistrzostwa, tryb „Free Roam” z kolekcjonowaniem znajdziek, czy Party Mode dla maksymalnie 12 graczy na jednym urządzeniu, na zmianę. Tego ostatniego nie mogłem jeszcze sprawdzić. Odkryję go dopiero za dwa dni. A może w dużym stopniu wpłynąć na frajdę z zabawy.




Otwartość, która zamyka gracza
Największym niezrozumieniem konstrukcyjnym tej gry jest bez wątpienia tryb „swobodnej jazdy”, gdzie śmigamy po rozległych mapach w celu zbierania... literek. Albo artefaktów. Albo czegokolwiek, co akurat w danym regionie zostało rozrzucone przez deweloperów. I tutaj w mojej ocenie zaczyna się absurd, albowiem mapy są duże, przestrzenne, często bardzo malownicze. Ale też... puste. Martwe. I dziwnie nieinteraktywne. Na swojej drodze znajdziemy choćby drzewa, przez które nie można się przebić. Płoty, które blokują nas jakby były ze stali, a tuż obok – przeszkody, które rozpadają się jak z kartonu. Ma to swoje uzasadnienie na normalnych trasach, ale w trybie swobodnym, gdzie znajdźki ukryto wszędzie, tylko nie na trasach, to tego typu opcja nie ma dla mnie żadnego sensu. Musimy zgromadzić wszystkie artefakty oraz literki, by odkryć kolejną mapę. Dopóki nie zbierzemy całego słowa z poprzedniej, nie przejdziemy do kolejnej lokacji. Do tego trybu możemy na szczęście w każdej chwili wrócić, a uczynione do tej pory postępy są na bieżąco zapisywane.
Duża galeria zdjęć - no sami zobaczcie, jak #DRIVE Rally wygląda








Eksploracja, która powinna być nagrodą samą w sobie, staje się mechanicznym jeżdżeniem w kółko, w poszukiwaniu niczego istotnego. To jest w zasadzie "otwarty świat", który nie żyje. Ani się w nim nic nie dzieje, ani nie ma po co do niego wracać. Niby piękny, ale pusty jak wydmuszka. Niby opcjonalny, ale pozostawiający uczucie zmarnowanego czasu. Zabrakło tam sensu, logiki i przede wszystkim – motywacji. Chociaż gdy dałem pograć w #DRIVE Rally mojemu 8-letniemu bratankowi, to odczuwał z tego powodu ogromną radochę. Ciekaw jestem tylko, kiedy by mu się to znudziło, ale jeżdżenie po tym otwartym terenie wciągnęło go na tyle, że pół godziny zleciało w moment. Nie wyobrażam sobie jednak, by starszy odbiorca czerpał z tego uzasadnioną przyjemność.
Z jednej strony dziecko, z drugiej dziadek
Pod względem wizualnym #DRIVE Rally prezentuje się zaskakująco dojrzale. Komiksowa, ręcznie rysowana stylistyka uderza od pierwszych chwil w zmysły – miękkie cieniowanie, wyraziste kolory, zbalansowana paleta barw i przyjemna, pastelowa atmosfera. To nie jest typowe cel-shadingowe "boom boom crash", znane z tanich klonów arcade’ówek. To raczej hołd dla animacji z lat 90., z domieszką współczesnego minimalizmu. Gra wygląda przepięknie – i to niezależnie od sprzętu. Optymalizacja jest wzorowa, a pełna kompatybilność ze Steam Deckiem sprawia, że nawet na małym ekranie będziemy czerpać radochę. No i są też dostępne trzy kamery - zza pojazdu, zza kierownicy oraz taka z lotu ptaka, chyba najciekawsza, pozwalająca zobaczyć trasę w nieco szerszej perspektywie, ale też łatwiej wchodzić w niektóre zakręty.
Oprawa graficzna może się podobać - w starym stylu, ma swój klimat!








Ale ta estetyka niesie za sobą pewien dysonans poznawczy. Bo z jednej strony czujemy stylistykę retro – klimat Sega Rally, nutę Colin McRae, szum przeszłości. Z drugiej strony – gameplay jest na tyle uproszczony i infantylny, że pozycja skierowana jest raczej do młodszych graczy. Do dzieciaków, które jeszcze nie oczekują realizmu, nie szukają immersji, tylko chcą jechać przed siebie i cieszyć się zabawą. To faktycznie ma dużo sensu. Sprzyja temu również poziom trudności, który nie jest zbyt wygórowany. Można go zmienić w ustawieniach, ale nawet ten najwyższy nie stanowił dla mnie jakiegoś wyzwania.
Nie ma tu mechaniki zniszczeń, nie ma głębokiego systemu progresji, brak nawet odpowiednio zaprojektowanej krzywej trudności. To gra dla kogoś, kto po prostu lubi kręcić kółkiem – niekoniecznie po coś. I to też jest okej – ale warto mieć tego świadomość. Twórcy dodali nawet kultowego Poloneza, którego możemy kupić. A nawet zmodyfikować. Bo w trakcie przechodzenia mistrzostw będziemy odblokowywać kolejne części czy farby. No i oczywiście zdobywać pieniądze, za które kupimy nowe pojazdy - każdy z nich ma trzy opcje modyfikacji całego nadwozia, silnika i napędu (kosztujące odpowiednio 5, 20 i 50 tysięcy dolarów). Za jeden wygrany wyścig w mistrzostwach dostajemy 15 tysięcy, za wygraną w pojedynczej grze - 7,5 tysiąca. Jeżdżąc w trybie "swobodnym" możemy znaleźć kapsle na drodze, gdzie każdy jest wart 500 dolarów.
W języku, który nie zawsze mówi do gracza
Recenzowane dziś #DRIVE Rally posiada lokalizację na język polski i całe menu znajdziemy przetłumaczone. Niestety, podczas wyścigu już nie ma takich luksusów. Wszystkie komentarze naszego pilota są na ten moment przekazywane w języku angielskim, co samo w sobie nie jest może dużym problemem, ale skoro klasyfikuje te grę jako produkt dla młodych odbiorców, to super, gdyby wszystkie fragmenty były po polsku.
Ogólnie rzecz biorąc to mała gra przygotowana w zdecydowanej większości przez młode, polskie studio złożone z pięciu osób, korzystających ze wsparcia społeczności i agencji reklamowej. Nie ma co zatem oczekiwać cudów. Moje spojrzenie na ten tytuł jest z tego powodu nieco bardziej łaskawe, niemniej musicie wiedzieć, że za bardzo nie ma co tu robić. To znakomita produkcja na szybkie 2-3 wyścigi, może pobicie rezultatu jakiegoś znajomego i... tyle. Nie ma sensu w to dłużej grać, a po przejściu mistrzostw i kupowaniu samochodów możemy co najwyżej śrubować wykręcone czasy. Czy warto? Dla młodszych odbiorców tak. Starsi będą narzekać na niewielką zawartość (chociaż na papierze wygląda imponująco) i szybko wkradającą się nudę.
Ocena - recenzja gry #DRIVE Rally
Atuty
- Znakomita i urzekająca oprawa graficzna, do tego świetna optymalizacja
- Przyjemny model jazdy (dopóki w coś nie uderzymy)
- Całkiem fajna elektroniczna muzyka
- Spory wybór pojazdów i modyfikacji
- Duży wybór tras i rankingi wieloosobowe, co może w przyszłości nieco wzbogacić rozgrywkę
- Gra idealna dla młodszych graczy lub na krótkie, 15-minutowe sesje
Wady
- Szybko wkrada się nuda – brak głębi, powtarzalność, niewykorzystany potencjał trybów
- Tryb otwartego świata jest kompletnie chybiony – eksploracja bez sensu, brak interakcji z otoczeniem, mało wciągające, rozległe i puste mapy
- Brak jakiegokolwiek modelu zniszczeń (szkoda, że nawet opony nam się nie zdzierają, nic zupełnie)
- Niepełne tłumaczenie na język polski (menu jest ok, ale w trakcie rozgrywki już niekoniecznie
- Sztuczne ograniczenia (np. drzewa, których nie da się zniszczyć jeżdżąc po otwartym terenie)
- Kilka pomniejszych błędów (zdołałem wpaść pod tekstury, czasem odbić się od drzewa i zatopić w nim)
#DRIVE Rally zachwyca grafiką i modelem jazdy, ale zawodzi brakiem głębi. To gra dla młodszych graczy lub na krótką sesję – 15 minut i wystarczy. Piękna, lecz dość pusta. Z ciekawą muzyką, ale mimo wszystko problemami z wciągającą zawartością. Na papierze wygląda imponująco, w praktyce nadal wymaga dopracowania. Nad grą pracowało jednak głównie tylko 5 osób i mimo wszystko należy ją docenić za wiele aspektów.
Przeczytaj również






Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych