
InZOI - recenzja gry w ramach wczesnego dostępu. Czy to faktycznie pogromca Simsów? Niestety, daleko do tego
Choć InZOI cieszy się rosnącym zainteresowaniem i nie da się uniknąć porównań do serii The Sims, warto z góry zaznaczyć, że twórcy sami deklarują duży szacunek dla legendarnej marki od EA i Maxis. InZOI w założeniu nie ma być jej bezpośrednią konkurencją, a raczej alternatywą utrzymaną w podobnym gatunku, ale oferującą odmienne doświadczenie. Przyznaję, że to bardzo ambitne założenie. Czy InZOI rzeczywiście proponuje coś innego, a może jednak stawia czoła gigantom serii The Sims?
Spędziłem sporo godzin we wczesnym dostępie i przychodzę z wyczerpującą opinią, chcąc odpowiedzieć na wiele różnych pytań – zarówno z perspektywy fana symulatorów życia, jak i gracza znudzonego już trochę Simsami, w które gram od przeszło 25 lat. Na wstępie mogę jednak udzielić odpowiedzi na postawione wyżej pytanie. W obecnym stanie nie ma mowy o jakimkolwiek zagrożeniu dla Simsów, bo inZOI wymaga dużo pracy, chociaż niewątpliwie skrywa też olbrzymi potencjał.
Zanim jednak przejdziemy do recenzji, warto jeszcze dodać kilka słów o samych twórcach. Za produkcję inZOI odpowiada południowokoreańskie studio Krafton, które zyskało światową rozpoznawalność głównie za sprawą PlayerUnknown’s Battlegrounds (PUBG). Firma jest bardzo młoda, bo powstała w 2018 roku, niemal natychmiast inwestując w potężne marki budowane pod jednym holdingiem. Pod swoimi skrzydłami mają między innymi Tango Gameworks, których kupili w 2024 roku, tuż po tym, jak Spencer ogłosił, że Tango zostaje zamknięte (po fantastycznie przyjętym Hi-Fi Rush). Warto wiedzieć, że ekipa odpowiedzialna za InZOI (rozwijane od kilku lat) uformowała się w tym roku pod nazwą InZOI Studio i przynależy do Krafton już jako bardziej niezależny byt z dużym finansowaniem.




Kreator postaci to jedna z największych zalet InZOI - o ile mamy do niego cierpliwość
Zacznę od tego, co moim zdaniem jest głównym powodem, dla którego InZOI tak szybko stało się viralowe wśród fanów simów. Jeszcze nigdy w żadnej produkcji nie widziałem aż tak szczegółowego narzędzia do kształtowania wirtualnych ludzi. Regulacja linii szczęki, szerokości nosa, objętości bioder czy nawet subtelnych odcieni skóry jest tu niesamowicie wciągająca – zanim się obejrzałem, straciłem na tym etapie dobrą godzinę. Dodatkowo zaimplementowano generatywne mechaniki AI, pozwalające samodzielnie tworzyć faktury ubrań czy oryginalne desenie. Nieważne, czy zależało mi na klasycznej elegancji, czy stylizacjach rodem z futurystycznych pokazów mody – zawsze miałem wrażenie, że mogę iść o krok dalej i zaprojektować coś kompletnie unikatowego.
Menu jest trochę surowe, ale ma swój urok




Podobnie jak w serii The Sims, inZOI pozwala nam stworzyć własną rodzinę – zaczynając od jednego Zoi lub całej grupy domowników, których łączy wspólne nazwisko. Przed przystąpieniem do gry możemy więc zaprojektować każdą postać, ustalając ich wiek, cechy osobowości, a nawet szczegółowe preferencje żywieniowe czy muzyczne (co teoretycznie ma wpływać na ich samopoczucie w trakcie rozgrywki). Później wybieramy, gdzie ta nasza rodzinka zamieszka. Mamy do dyspozycji gotowe domy lub puste działki w już istniejących dzielnicach. W wielu aspektach przypomina to formułę dobrze znaną fanom The Sims. Na ten moment dostępne są raptem trzy lokacje, co automatycznie ogranicza liczbę „na dzień dobry” dostępnych parceli. Mimo to, sam moment wprowadzania się do nowego lokum – czy to ciasnego mieszkania na przedmieściach, czy większego domu z ogrodem – wypada dość satysfakcjonująco, zwłaszcza jeśli lubimy poświęcić czas na jego umeblowanie i dostosowanie do charakteru naszych Zoi.
Przechodząc już do prozy życia, możemy zatrudnić się w jednej z dostępnych ścieżek kariery lub spróbować szczęścia w biznesie (choć większość zawodów sprowadza się do krótkich „króliczych nor” – niewiele tam interakcji). Młodsi członkowie rodziny spędzają czas w placówkach edukacyjnych, ale w przeciwieństwie do serii The Sims nie otrzymujemy rozbudowanych opcji uczestniczenia w szkolnych aktywnościach czy kółkach zainteresowań. Dlatego, chociaż samo zarządzanie rodziną potrafi wciągnąć, to na tym etapie gra nie oferuje jeszcze tak szerokiego wachlarza wydarzeń związanych z edukacją i karierą, by mogło to konkurować z bogatymi scenariuszami znanymi z The Sims. Niemniej jednak, dostosowywanie rytmu dnia – od odrabiania lekcji, przez wspólne posiłki, po pracę i zdobywanie nowych przyjaciół – wciąż stanowi solidną podstawę zabawy.
inZOI jest piękne graficznie i bardzo rozbudowane na papierze - no ma potencjał








Główne, wirtualne postacie zamieszkujące świat gry nazywają się Zoi i są odpowiednikiem simów znanych z serii The Sims. To w pełni symulowane, niezależnie działające istoty, które mają własne cechy osobowości, cele życiowe i preferencje, a jednocześnie reagują na wydarzenia toczące się wokół nich. Twórcy gry mówią wręcz, że Zoi funkcjonują z „wolną wolą”, czyli wchodzą w interakcje, zawiązują przyjaźnie, zakochują się i mogą podejmować decyzje – wszystko to teoretycznie bez bezpośredniej kontroli gracza. W praktyce jednak sztuczna inteligencja szwankuje, a postacie czasem potrafią zablokować się w przejściu. Brakuje też konsekwencji i kolejkowania tych samych działań. Prosty przykład. Jeżeli na stole zostawiliśmy kilka niedojedzonych dań, to one wkrótce się popsują i zaczną śmierdzieć. Nasz Zoi nie potrafi jednak zebrać wszystkich na jeden raz i wyrzucić do śmieci. Będzie tak biegać z każdym talerzem z osobna. Nie mam wątpliwości, że takie akcje zostaną poprawione w przyszłości.
W kwestii języka Zoi mocno przypominają simy. W produkcji EA mamy „Simlish” – charakterystyczne nonsensowne sylaby i dźwięki, które brzmią jak quasi-język, nieprzetłumaczalny wprost na żaden prawdziwy dialekt. W inZOI spotkamy bardzo podobną formę mówienia. Postacie stosują specjalnie skonstruowane „paplanie”, które w założeniu ma uwiarygodniać ich rozmowy, ale nie jest klasycznym, zrozumiałym językiem. To niemal kopia tego, co znamy z Simlisha, tylko w nowej oprawie dźwiękowej. Efekt końcowy – przynajmniej na pierwszy rzut ucha – jest zbliżony. Słyszymy wygenerowane frazy, które tworzą wrażenie autentycznej wymiany zdań, jednak tak naprawdę nie przynoszą konkretnego przekazu słownego.
Co ciekawe, inZOI jest jedną z pierwszych produkcji wykorzystujących technologię NVIDIA ACE – widać to w module „Smart Zoi”, gdzie nietypowe postaci CPC (inaczej Co-Playable Characters) napędzane są językowymi modelami SLM. Teoretycznie sprawia to, że bohaterowie reagują w czasie rzeczywistym na wydarzenia w otoczeniu, a ich osobowość – rozbudowana o blisko 400 „elementów psychologicznych” – może ewoluować w odpowiedzi na zdobyte wcześniej doświadczenia. W różnych sytuacjach czuć rzeczywiście, że Zoi potrafią czasem zaskoczyć. Niestety, w mojej rozgrywce ten potencjał często rozbijał się o powtarzalne linie dialogowe i przewidywalne schematy relacji, zwłaszcza kiedy codzienny rytm miasta ograniczał się do niemrawej rutyny, a reakcje NPC-ów na moje działania bywały mechanicznie takie same.
Od ilości opcji i możliwości może się zakręcić w głowie




Podobnie ambicje widać w sferze kreowania świata. Zadbano nawet o takie aspekty jak ploteczki, choroby (np. grypa), a nawet wirusowe memy z mediów społecznościowych, które mogą rozprzestrzeniać się w sposób organiczny. Oczywiście, na papierze brzmi to imponująco – i pewne zalążki tego już istnieją: karmę łatwo obniżyć przez drobne występki (np. kradzież portfela z chodnika), a pojedynczy incydent potrafi zyskać rozgłos w wewnętrznej sieci „Bubbly”. Jednakże, liczyłem na sporo więcej po tych szumnych zapowiedziach. Trochę na żywe festyny, konflikty i dynamiczne relacje społeczne, które sprawiłyby, że będę wracać do miasta w poszukiwaniu niespodzianek. Tymczasem to, co przygotowano na starcie, wciąż sprawia wrażenie pustej makiety, gdzie liczne budynki i ulice – choć pięknie zaprojektowane – nie dają wystarczających powodów, by je odwiedzać. Bo nie ma przypisanych do nich żadnych interakcji.
Najciekawszą innowacją wydaje się wspomniany system karmy, obejmujący konsekwencje dobrych i złych uczynków. Twórcy poszli o krok dalej, wiążąc go z tzw. życiem po życiu. Jeżeli nazbiera się zbyt wiele negatywnych punktów, Zoi po śmierci może utknąć w mieście jako duch, blokując miejsce dla kolejnych mieszkańców (i wprowadzając zamieszanie w społeczności). Do tego dochodzi idea pełnej symulacji relacji (przynajmniej w teorii). Mamy kategorie miłości, przyjaźni, biznesu i rodziny, które rzekomo prowadzą do szeregu wydarzeń i zwrotów akcji. Niestety, jak już wspominałem, w praktyce najczęściej ograniczało się to do powtarzających się dialogów o kryptowalutach, treningu na siłowni czy sporadycznych wzmianek o pogodzie. Dlatego uważam, że tkwi w tym wszystkim gigantyczny potencjał, ale twórcy potrzebują czasu, by go odpowiednio rozwinąć.
Budowanie i personalizacja są tutaj obłędne
Co muszę podkreślić - miłośnicy budowania odkryją tu mały raj i spędzą przy tym setki godzin. Cały proces stawiania domu przypomina ulepszoną wersję tego, co znamy z The Sims, tyle że z DUŻO odważniejszym podejściem do personalizacji. Możemy oczywiście stawiać ściany, dodawać drzwi, okna oraz dekoracje, ale potem przychodzi prawdziwa magia, bo modyfikujemy je praktycznie bez ograniczeń. Projektując dom, swobodnie kształtujemy bryłę – możemy wysunąć taras, dobudować boczne skrzydło lub ustawić fantazyjne schody, bo gra nie zmusza nas do sztywnego „przeskakiwania” między siatkami segmentów. Do tego dochodzą rozszerzone opcje wykończeniowe, jak wspomniana niżej "drukarka 3D". Dzięki temu nawet najzwyklejszy pokój może zyskać unikatowy charakter, bo zamienimy go w galerię naszych wymyślnych tekstur i kształtów.
Miasto i okolice robią wielkie wrażenie swoją szczegółowością




InZOI wychodzi też o krok dalej, umożliwiając wpływ na całe miasto, a nie tylko pojedyncze działki. Możemy więc zmieniać układ dróg, rozmieszczać rośliny, modyfikować intensywność ruchu ulicznego czy dopasowywać poziom czystości i przyjazności mieszkańców. Praktycznie odgórnie decydujemy, czy będzie to pulsująca metropolia z zanieczyszczonymi ulicami i gąszczem reklam, czy raczej spokojna, pełna zieleni dzielnica, gdzie lokalni Zoi cieszą się sielanką na łonie natury. Wszystko to odbywa się w łatwo dostępnym trybie, gdzie ustawienia parametrów miasta są widoczne na wykresach i liczbach – dzięki nim można kierować całym ekosystemem niczym w miniaturowej grze strategicznej. Taka swoboda projektowania stanowi niewątpliwą przewagę nad dotychczasowymi symulatorami życia, bo nie tylko aranżujemy wnętrza naszych wirtualnych domów, ale też kreujemy samą tkankę miejską, w której żyją Zoi. To jednak wymaga wielu godzin i musimy wykazać się ogromną cierpliwością. Poza tym - edytor potrafi często sypać błędami, artefaktami i jednocześnie jest bardzo mocno obciążający dla naszego PC. Oj nie wiem, jak to będzie działać na PS5/XSX, bo gra przecież wychodzi także na konsole.
Tak sobie jednak myślę, że w InZOI trochę zbyt często napotykałem sytuacje, gdy moi Zoi blokowali się w krótkich, zapętlonych wymianach dialogów, a przechodnie odmawiali rozmowy, tłumacząc się akurat wykonywanym zadaniem (choć w praktyce stali w miejscu i wyglądali na całkiem wolnych). Pragnąłem jakiejś dramy, konfliktu czy chociaż zabawnego absurdu, tak częstego w klasycznych The Sims – niestety, brak tu wystarczających narzędzi, by spontanicznie „podkręcić” akcję. Zamiast iskry, którą moglibyśmy rozpalić i dalej obserwować konsekwencje, otrzymujemy szereg ładnych, lecz w gruncie rzeczy biernych mechanizmów.
Oprawa graficzna to jedna z największych zalet inZOI, ale potrafi mocno obciążyć PC
W całej tej rozgrywce na pochwałę zasługuje natomiast oprawa wizualna, którą w InZOI zrealizowano przy pomocy Unreal Engine 5. Twórcy stawiają na fotorealizm, co widać zwłaszcza w dopracowanym oświetleniu i refleksach świetlnych na ulicach Dowon (wzorowanym na koreańskim krajobrazie) czy w kalifornijskim klimacie plaż w Bliss Bay. Wraz z dynamicznym cyklem pór roku i zmienną pogodą otrzymujemy efektowną scenerię, która potrafi zahipnotyzować szczegółami. Z kolei w trybie budowania i zaawansowanej personalizacji postaci naprawdę można zatracić się w niekończących się opcjach generatywnej sztucznej inteligencji. Miasto też imponuje szczegółami, na ulicach znajdziemy wiele pojazdów (chociaż nieco mniej przechodniów), a cały teren dostępny jest w zasadzie od ręki robiąc przy tym wrażenie swoją wielkością. Domy mogą mieć aż do 4 pięter, a w jednym z moich pierwszych mieszkań w Dowon miałem publiczną siłownię, z której mogłem skorzystać w każdej chwili - szkoda, że nigdy nie spotkałem w niej innego Zoia.
Zaskoczyły mnie też nowoczesne funkcje i nawiązania. Mamy tu choćby drukarkę 3D pozwalającą przerabiać zdjęcia na obiekty 3D, a nawet funkcję tworzenia ruchów i animacji, bazującą na wczytanym wideo. Szkoda tylko, że tak imponujący warsztat graficzny bywa okupiony wysokimi wymaganiami sprzętowymi – w momentach, gdy w mieście pojawia się dużo detali, notowałem znaczący spadek płynności (grając na komputerze z procesorem i7-14700K, 64GB RAM i RTX 5070 Ti, a także z DLSS w trybie wydajności i generatorem klatek). Gracze ze słabszymi kartami graficznymi muszą się liczyć z tym, że efekt prezentacji slajdów może chwilami odebrać całą przyjemność z podziwiania otoczenia.
No więc jakie jest inZOI? Obiecujące, intrygujące, a przy tym... wybrakowane
Gracze oczekujący dobrze naoliwionego symulatora, gdzie każda akcja ma konsekwencje, a miasto tętni rozrywką i historiami, mogą poczuć się zawiedzeni. Z kolei osoby zainteresowane przede wszystkim aspektami projektowania postaci, tworzenia własnych przedmiotów czy eksperymentowania z AI znajdą tu sporo radości i wyżyją się kreatywnie. Nie da się jednak ukryć, że inZOI na tym etapie jest dopiero na początku drogi. Wczesny dostęp wyczuwalny jest w niemal każdym aspekcie, także w surowym interfejsie (który początkowo wydaje się mało przejrzysty). No ale nikt nie mówił inaczej, gra zostanie udostępniona 28 marca i będziemy czekać długie miesiące (lub lata), aż wyjdzie z tzw "early access". Niemniej, trzymam za twórców kciuki, bo pokazali, że mają na to wszystko jakiś pomysł, a do tego wielkie ambicje. Poniższa ocena jest zatem odniesieniem wyłącznie do aktualnej wersji gry, ale mam nadzieję, że w przyszłości tylko wzrośnie.
Ocena - recenzja gry inZOI
Atuty
- Znakomicie dopracowany kreator postaci pozwala na niemal nieograniczoną modyfikację wyglądu i stylu
- Gra potrafi zachwycić piękną, fotorealistyczną grafiką i systemem oświetlenia, ale ma to swoją cenę w postaci wymagań sprzętowych (na dodatek z RT jest aktualnie trochę błędów)
- System karmy stanowi ciekawy dodatek, który nadaje decyzjom wrażenie konsekwencji
- Możliwość edytowania całego miasta sprawia, że czujemy się również urbanistami i projektantami świata (ale to też ma swoje wady)
- Gra jest bardzo rozbudowana, jak na wczesny dostęp i ma ogromny potencjał. Czekamy na więcej aktualizacji
- Rozbudowane relacje międzyludzkie (to największa zaleta inZOI w kontekście kontroli naszego ZOIa)
- Dom jest tylko dodatkiem do głównej zabawy - tutaj cała mapa dostępna jest od początku, więc z domu często chcemy, a nawet musimy wychodzić
- Wiele podobieństw do serii The Sims, więc starzy wyjadacze poczują się czasem "jak w domu"
- System budowania - matko, ile tu opcji i personalizacji!
Wady
- Niestety, mimo rozbudowanych relacje, trafiamy często na powtarzalne dialogi i schematyczne interakcje między postaciami. Pewne mechaniki wydają się jeszcze niedziałające lub niekompletne
- Wymagania sprzętowe są na ten moment bardzo wysokie, co utrudnia czerpanie pełni wrażeń na słabszych komputerach
- Póki co spora część miasta to jedynie obszary dekoracyjne, bez żadnej możliwości interakcji
- Wiele scen, w tym te intymne, zostało ograniczone do skróconych, bezpiecznych przerywników filmowych
- Interfejs miejscami jest surowy i mało intuicyjny, co niepotrzebnie utrudnia wejście w świat gry
- Mało jakoś tych wszystkich opcji w samej rozgrywce, szczególnie w domu. Gdy graliśmy długo w serię The Sims, to będziemy rozczarowani ograniczoną ilością funkcji i możliwości (w odniesieniu do korzystania z przedmiotów)
- Znak czasów - możemy korzystać ze smartfona, jako wsparcia w codzienności, ale nie byłem zachwycony tą mechaniką. Twórcy mają ambicje, by różnych możliwości oddać jak najwięcej, ale one niepotrzebnie komplikują rozgrywkę
Muszę przyznać, że po InZOI wiele sobie obiecywałem, ale po kilku godzinach byłem bardziej zniechęcony i znudzony, niż oczarowany. Oczywiście, nie sposób odmówić grze uroku, bo wygląda pięknie i widać w niej olbrzymi potencjał. Szkoda jednak, że ilość opcji jest na ten moment ograniczona, interakcje międzyludzkie, mimo, że rozbudowane, to jednak nadal infantylne, a samo miasto w dużej części przypomina makietę, niż autentyczny "plac zabaw". Nie da się zaprzeczyć - gra będzie wielka za jakiś czas. Z pewnością zostanie dopieszczona, a twórcy będą kolejno wrzucać więcej opcji. Wtedy przyjdzie czas na jeszcze jedną recenzję. Na ten moment, w ramach wczesnego dostępu, oceniam to jako bardzo ciekawy projekt, który wymaga jeszcze mnóstwo czasu. No i optymalizacji.
Przeczytaj również






Komentarze (54)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych