Dexter: Original Sin (2024) - opinia o 3 odcinkach serialu [SkyShowtime]. Prequel, którego potrzebowaliśmy?

Dexter: Original Sin (2024) - recenzja, opinia o serialu [SkyShowtime]. Prequel, którego potrzebowaliśmy?

Piotrek Kamiński | 24.01, 22:00

Nastoletni Dexter Morgan, jego przyrodnia siostra Debra i jej ojciec, Harry, żyją w rozrywanym na strzępy przez przestępców Miami. Z pozoru wyglądają na zwyczajną rodzinę. Nikt nie może przecież dowiedzieć się, że psychika Dexa została na zawsze zniszczona przez wydarzenia z wczesnego dzieciństwa, co sprawia, że regularnie czuje nieodpartą potrzebę... Zamordowania kogoś.

Stwierdziłem, że pokuszę się na taki "tajemniczy" wstęp, bo czas leci nieubłaganie i jest absolutnie prawdopodobne, że część naszych czytelników nie ma pojęcia, że ktoś taki jak Dexter Morgan istnieje. Pierwsza książka Jeffa Lindseya wydana została w 2004 roku, a więc już przeszło dwadzieścia lat temu, a pierwszy sezon serialu (istotnie odbiegający od papierowego oryginału) zadebiutował na ekranach telewizorów w 2006. Osobiście mam wrażenie, że to było wczoraj, ale wiele osób nie ma pojęcia, kim ten cały Dexter w ogóle jest.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jest to do pewnego stopnia problem, połączony do kompletu z faktem, że może i spora część widzów wie, że Dex „narodził się” w tamtym kontenerze, ale postacie w serialu nie mają o tym pojęcia. Można było rozegrać to na dwa sposoby – albo nabrać wody w usta i nie ruszać tematu, bo jeszcze nie pora na to albo wpleść wytłumaczenie w serial. Twórcy zdecydowali się na tę drugą opcję, co samo w sobie nie jest złe, ale sprawia, że pewna część tego, co oglądamy to jedynie lekko rozbudowana powtórka z rozrywki. Działa to i w drugą stronę. Zainteresowani tematem widzowie, po finale sezonu ruszą obejrzeć oryginalny serial i też będzie ich drażnić, że na nowo „odkrywają” coś, co już wiedzą. Jedynym wyjściem z sytuacji, jakie tutaj widzę, które pozwoli twórcom zachować twarz, będzie jakieś sensowne wplecenie tamtych wydarzeń w główną intrygę sezonu. Czy tak się okaże? Zobaczymy...

Dexter: Original Sin (2024) - recenzja, opinia o serialu [SkyShowtime]. Pierwszego razu się nie zapomina

Szczęśliwa rodzinka

Fabuła sezonu koncentruje się na początkach niecodziennego hobby tytułowego bohatera (Patrick Gibson), które najwyraźniej zazębiają się z początkiem jego pracy w Miami Metro. Część z tych wydarzeń widzieliśmy już w oryginalnym „Dexterze”, lecz teraz są nieporównywalnie bardziej rozwinięte. Państwo Morgan mieszkają we trójkę – głowa rodziny, Harry (Christian Slater), jego córka, Debra (Molly Brown) i jej przybrany brat, Dexter. Mamie zmarło się jakiś czas temu. Kiedy Harry zapada na tajemniczą chorobę, która zdaje się zabijać go w bardzo ekspresowym tempie, obdarzony ponadprzeciętną inteligencją i zestawem zasad, zaprojektowanych przez ojca aby chronić go przed literą prawa, Dexter rusza na swoje pierwsze łowy. A po nich następne. I kolejne. Raz puszczonej do morza rzeki nie da się już zatrzymać.

Zwyczajna powtórka z rozrywki byłaby jednak nudna, więc prócz tego, jak to zwykle bywało w kolejnych sezonach tej marki, dostajemy rozpisaną na cały sezon historię mordercy, na którego – zakładam – nasz bohater ostatecznie zapoluje. Podobnie jak w przypadku pierwszego sezonu „Dextera”, tak i tym razem jego tożsamość owiana jest tajemnicą, co jasno daje nam do zrozumienia, że będzie to ktoś kogo już znamy/zaraz poznamy. Przyznam, że zamaskowany świr, w dodatku polujący na dzieci, a więc temat raczej niechętnie poruszany przez dzisiejsze Hollywood, robi całkiem mocne wrażenie. Żeby jednak nie było zbyt poważnie, trzecią nitką, z której spleciony jest ten sezon jest życie rodzinne i towarzyskie Dexa. Z jakiegoś, bardzo trudnego (dla mnie osobiście) do zrozumienia powodu, młody Morgan ma powodzenie – wpada w oko jednej z koleżanek Deb i nie ma pojęcia jak się z tego wykręcić (ponieważ nią samą nie jest zainteresowany, jak można się było spodziewać). Jest to wątek raczej luźny, poprowadzony z humorem, czasami lekko żenujący. W oryginalnym serialu nie byłoby na niego miejsca, ale tutaj, biorąc pod uwagę, że nasi bohaterowie, to wciąż jeszcze dzieciaki, ma on sens i nie ogląda się go źle. Zwłaszcza, że scenarzyści w sprytny sposób mieszają go z tymi bardziej poważnymi elementami fabuły.

Dexter: Original Sin (2024) - recenzja, opinia o serialu [SkyShowtime]. Niby piętnaście lat różnicy, a jakby nic się nie zmieniło

Zabijamy

Przyznam, że rozbawiło mnie, kiedy zobaczyłem, jak niewiele zmieniło się na posterunku Miami Metro przez tych piętnaście lat. Zboczony Masuka (Alex Shimizo) badał ślady krwi już w 1991, Angel Batista (James Martinez) najwyraźniej od zawsze wierny był kapeluszom i rozpiętym koszulom, a Maria LaGuerta (Christina Milan) już pierwszego dnia pracy zaczęła swoje kombinacje i machinacje, byle tylko wybić się na szczyt – choć trzeba przyznać, że nieźle się maskuje. Prócz nich jednak mamy i kilka nowości, z których najbardziej w oczy rzucają się kapitan Spencer (Patrick Dempsey) i kierowniczka działu Dexa, Tanya Martin (Sarah Michelle Gellar). Biorąc pod uwagę, że nie widzimy ich nigdzie w oryginalnym serialu, śmiem snuć przypuszczenia, że jedno z nich może okazać się być mordercą, a drugie zginąć na służbie albo stole Dextera, jeśli zasłuży sobie na to z innego powodu. Na ten moment trudno mi o nich cokolwiek powiedzieć. Po trzech odcinkach są oni postaciami tak mało rozwiniętymi, że odkrycie, że którekolwiek z nich jest mordercą kompletnie by mnie nie zdziwiło.

Miło, że postanowiono zachować ten dojmująco niepokojący motyw smyczkowy, tak charakterystyczny dla oryginalnego serialu, nawet jeśli za ścieżkę dźwiękową tym razem nie odpowiada już Daniel Licht, a niejaki Pat Irwin, który wcześniej skomponował także „Dexter: New Blood”. To, w połączeniu z zachowaniem Michaela C. Halla w roli narratora, sprawia, że mimo zmian w obsadzie, a czasami i lekkiego mieszania w kanonie lub tym, co do tej pory za kanon uznawaliśmy, „Original sin” od samego początku jest wybitnie dexterowy. Miejscami wręcz aż za bardzo. Kiedy w trzecim odcinku głównemu bohaterowi udaje się zapolować na pewną złą osobę i wystawia ją sobie w bardzo ryzykownym, bardzo wystawionym na widok miejscu, w którym każdy mógłby go złapać, z jednej strony czułem się jak w domu, z drugiej mam wrażenie, że trochę za szybko dotarliśmy do momentu, w którym młody Morgan jest już bardzo dobrze ułożonym, dokładnym potworem. Robi się z tego lekki dysonans poznawczy, bo z jednej strony „ciemny” Dexter jest już całkiem podobny do tego bardziej doświadczonego, z drugiej ten „jasny” nie potrafi jeszcze wtapiać się w tłum, bajerować ludzi, sprawiać żeby go lubili. Gibson gra tutaj postać odrobinę bardziej... dziwną, jakby znajdującą się gdzieś w spektrum autyzmu. To zdecydowanie ciekawy kierunek, bo daje scenarzystom pole do popisu – mogą lepić go sobie i lepić, byle ostateczny kształt przypominał oryginał (strasznie nadużywam dzisiaj tego słowa, przepraszam). 

Czy „Dexter: Original sin” był serialem, którego potrzebowaliśmy? Nie powiedziałbym. Historia głównego bohatera została już całkiem nieźle udokumentowana w „Dexterze” z 2006, więc wolałbym ciąg dalszy, a nie prequel. Jeszcze parę miesięcy temu brzmiałoby to jak absurd, ale najwyraźniej właśnie w tej chwili Hall i ekipa kręcą „Dexter Resurrection”, rozgrywający się tuż po „New Blood”. Trzeba jednak przyznać, że aktorzy bardzo dobrze przygotowali się do swoich ról – praktycznie cała „odmłodzona” obsada pięknie naśladuje starszych kolegów i koleżanki, czasami powtarzając wręcz ich natręctwa, bardzo wyraźnie odwzorowując ich mowę ciałą – a sama zagadka, główny temat sezonu wciąga. Obejrzałem trzy odcinki i naprawdę chcę wiedzieć co dalej. Twórcy serialu na każdym kroku zostawiają dla wiernych fanów marki smaczki i inne easter eggi pochowane na drugim planie, fabuła wciąga i zgrabnie balansuje pomiędzy tym, co znane, a tym, co świeże. Jeśli do dziś czujesz niesmak po tym, jak zakończyła się historia Dextera Morgana (i to dwa razy), to sugeruję zerknąć na „Original sin”. Jasne, jest trochę powtarzalnie i można wręcz stwierdzić, że to po prostu kolejny sezon "Dextera", nic przesadnie oryginalnego, ale widać, że serial stworzony został z miłości do oryginału, dla fanów. Pierwsze trzy odcinki debiutują na SkyShowtime już za niecały tydzień, 30.01. Zapisz sobie datę. To będzie ta noc.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper