Reklama
Wallace i Gromit: Zemsta Pingwina (2024) – recenzja filmu [Netflix]. Nick Park w formie

Wallace i Gromit: Zemsta Pingwina (2024) – recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Nick Park w formie

Piotrek Kamiński | 04.01, 21:00

Wallace i Gromit jak zwykle nie mają z czego płacić rachunków, ponieważ jedynym, co może równać się z talentem Wallace'a do tworzenia dziwacznych ustrojstw, z których lepiej nie korzystać bez dobrego pakietu zdrowotnego, jest jego kompletne nieogarnięcie w sprawach czysto przyziemnych. Wymyśla więc ogrodowego gnoma, który przy okazji wykonuje samodzielnie wszystkie niezbędne prace ogrodowe. W międzyczasie, jego zaciekły wróg, Feathers McGraw, planuje swoją zemstę za wtrącenie go do... „więzienia”.

Kiedy Nick Park powołał w 1989 roku do życia dobrodusznego, acz nieogarniętego wynalazcę, Wallace'a i do kompletu zbudował mu z plasteliny (ale takiej specjalnej) kompana – nieskończenie bardziej perceptywnego i samowystarczalnego psa, imieniem Gromit – po czym wysłał ich obu na księżyc po najlepszy na świecie ser, nikt nie spodziewał się, że staną się oni furorą. Ten sam nikt nie przewidział również, że kolejne przygody poczciwego duetu będą ukazywały się względnie regularnie przez kolejne blisko cztery dekady, nie tracąc za bardzo na jakości. Na czym polega fenomen plastelinowych mózgowców z Yorkshire? Nie mam pojęcia. Ale cieszę się, że wciąż tu z nami są.

Dalsza część tekstu pod wideo

Park i jego współscenarzyści nigdy nie bali się parodiować i oddawać hołd znanym markom – niekoniecznie kojarzącym się z produkcjami animowanymi i dla dzieci. Brytyjski humor żadnego tematu się nie boi i z każdego jest w stanie wykrzesać gag, z którego młodsza część widowni nie będzie nawet wiedziała, że powinna się śmiać, a ta starsza (może) parsknie lekko pod nosem. Żeby nie było – osobiście uwielbiam brytyjski humor. Z tego też powodu dotychczasowe odcinki serii sięgały po tematy dosłownie wszelakie, od młodocianych wierzeń, że księżyc zrobiony jest z sera, przez rozwiązywanie zagadek detektywistycznych, na horrorze kończąc – oczywiście zawsze skonstruowane tak, żeby można było oglądać całą rodziną. Przyznam, że kompletnie nie spodziewałem się, kiedy zobaczyłem i usłyszałem w dzisiejszym filmie odniesienia do... „Przylądka strachu” Martina Scorsese.

Wallace i Gromit: Zemsta Pingwina (2024) – recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Humor pierwsza klasa

Feathers McGraw

Nie powiedziałbym jednak, aby „Zemsta Pingwina” była stricte parodią tamtego klasycznego filmu. To raczej po prostu pojedynczy gag, ale natychmiast nastroił mnie pozytywnie na resztę seansu. Podobnych odniesień do klasyki popkultury jest w filmie cała masa – choć nie wszystkie są aż tak oczywiste, żeby korzystać aż z tej samej ścieżki dźwiękowej – a ich zauważanie bez wyjątku sprawia frajdę widzowi. Nie jest jednak tak, że jeśli nie zjadło się zębów na historii popkultury i kinematografii, to film zupełnie nie ma nas czym zainteresować. Znajdziemy tu również masę żartów slapstickowych i sytuacyjnych, od czasu do czasu trafi się jakiś gag językowy – tu warto zauważyć, że polski przekład nie do końca sobie ze wszystkimi poradził, ale napisy generalnie nie są złe (dubbingu nie sprawdzałem). Być może to kwestia nowego roku i radości wynikającej z faktu, że do pracy muszę iść dopiero we wtorek, ale czysto humorystycznie nowy „Wallace i Gromit” zadziałał na mnie tak, że w paru miejscach wybuchałem śmiechem, który mógłby obudzić umarlaka. I to mimo zarwania nocki nad jedną taką grą, której recka już w przyszłym miesiącu (wink, wink).

Fabularnie rzecz jest cudownie naiwna, tak jak przyzwyczaiła nas do tego seria. Feathers McGraw siedzi w swoim „więzieniu”, skąd planuje kolejny krok. W międzyczasie Wallace tworzy najbardziej przerażającego i przy tym całkiem uroczego gnoma ogrodowego wszech czasów, któremu daje na imię Norbot. Nie muszę chyba tłumaczyć, że jego zastygła w permanentnym uśmiechu twarz jest puentą całej masy żartów, a każdy kolejny wypada lepiej od poprzedniego? Obserwujemy więc dwa główne wątki. Z jednej strony Wallace próbuje po prostu opłacić swoje rachunki, alienując przy tym swojego najlepszego przyjaciela, podczas gdy Pingwin pragnie położyć swoje łapy na ogromnym diamencie, który ukradł już wcześniej we „Wściekłych gaciach” z 1993 roku, lecz został schwytany przez naszych bohaterów. 

Wallace i Gromit: Zemsta Pingwina (2024) – recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Kryminał z mocno przymrużonym okiem. Jednym i drugim

Chłopaki razem

Zasadniczo mamy tu do czynienia z fabułą kryminalną – jest macguffin, którego pragnie antagonista, jest tajemnica, śledztwo, policja, zwroty akcji. Nie są one oczywiście jakoś specjalnie wyszukane, ale wystarczająco dobrze zarysowane, aby traktować je względnie poważnie – choć z przymrużonym okiem, co jednak wychodzi bardzo naturalnie, biorąc pod uwagę temat i markę. Nie mogę powiedzieć, aby opowieść trzymała mnie w niepewności, ale za każdym jednym razem sprawiało mi radość wykrzykiwanie, co za chwilę się stanie i do czego jest to odniesienie („Alien” w „Wallace'ie i Gromicie”? Czemu nie!). Taka, a nie inna tematyka filmu oznacza również powrót i całkiem istotną rolę funkcjonariusz Mukherjee i jej przełożonego, inspektora Mackintosha. Ten drugi bawił mnie raczej okazjonalnie, ale jego nadgorliwa podkomendna raz za razem wali w widza kompletnym złotem.

Humor w filmie nie należy może do najbardziej oryginalnych – całkiem często przeczuwa się zbliżającą się puentę – ale nie zmienia to faktu, że sposób jego podania jest tak szczery i dobrotliwy, że nie sposób się nie śmiać. Być może ma to również jakiś związek z warstwą wizualną filmu, a ta, jak zawsze u Parka, robi świetne wrażenie. Modele postaci zostały ustalone już dawno temu i dzisiaj można najwyżej szanować fakt, od jak dawna twórcom udaje się zachować ten oryginalny design, bez żadnych większym zmian, a mimo to wyglądać dokładnie tak, jak trzeba. Mam za to wrażenie, że ilość detali w tłach zalicza każdorazowo wyraźnie zauważalny skok jakościowy i na obecnym etapie prezentuje już poziom tak wysoki, że dosłownie nie ma się do czego przyczepić. Dom Wallace'a to po prostu wnętrze, nic takiego, ale już dziki ogród Gromita w pierwszych sekundach może zwalić z nóg, jak pięknie kolorowe i zróżnicowane jest to otoczenie. I musiało takie być, żeby widz poczuł ukłucie bólu, kiedy Norbot później przerabia go w może i elegancki, ale bezduszny ogród pełen kształtów geometrycznych i... niczego więcej. A do tego dochodzi i akcja – bardzo kinetyczna i miła dla oka. Choć akurat pod tym względem w jednym czy dwóch miejscach byłem lekko zniesmaczony, jak kiedy Gromit „rozmawia” gestami z pingwinem, co jednak nie powinno być możliwe, bo jeden jest pod strukturą, na której ten drugi stoi. I twórcy zdecydowanie zdawali sobie z tego faktu sprawę, ponieważ całą tę „wymianę” kadrują bardzo blisko, nigdy nie pokazując widzowi wprost, że nie ma ona żadnego sensu. Nie wierzę, że nie dało się tego zrobić bardziej sensownie.

„Wallace i Gromit: Zemsta Pingwina” to absolutnie świetna animacja. Pięknie wykonana, skupiona na dostarczaniu widzowi rozrywki, bez żadnych zbędnych podtekstów, czy innych wielkich morałów – rzadko spotykana sztuka w dzisiejszych czasach. To po prostu osiemdziesiąt minut dobrze skrojonej, pełnej dobrze pomyślanego humoru zabawy. Niczego więcej nie oczekiwałem i niczego więcej mi nie trzeba. Świetna zabawa dla całej rodziny.

Atuty

  • Dużo dobrego humoru;
  • Bezpośrednia kontynuacja wcześniejszej historii;
  • Norboty są jednocześnie zabawne, urocze i totalnie przerażające;
  • Piękna animacja;
  • Tona odniesień do innych dzieł popkultury;
  • Całkiem zajmująca, nawet jeśli raczej przewidywalna historia.

Wady

  • Brytyjski humor nie każdemu podejdzie;
  • Może fabuła mogłaby być odrobinę mniej oczywista?

„Zemsta pingwina” kontynuuje historię „Wściekłych gaci” i robi to w najlepszy możliwy sposób – wypełniając cały czas projekcji gagami, odniesieniami do innych filmów i jeszcze raz gagami. Bardzo przyjemny seans.

8,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper