Reklama
Co robimy w ukryciu (2019) - recenzja 6. sezonu serialu [max]. To już jest koniec

Co robimy w ukryciu (2019) - recenzja, opinia o 6. sezonie serialu [max]. To już jest koniec

Piotrek Kamiński | 27.12.2024, 21:00

Szósty, ostatni już sezon "Co robimy w ukryciu" dobiegł końca. Scenarzyści popełnili przy nim kilka trudnych do wybaczenia grzechów, lecz czy ostatecznie udało im się dowieźć wartościowy, satysfakcjonujący finał całej tej historii? Sprawdzamy!

Jest 19 stycznia 1980 roku. Wzorcowe, amerykańskie rodziny siedzą przy sobotnim obiedzie, zastanawiają się jakie szanse na prezydencki stołek ma w listopadzie Ronald Reagan i oglądają telewizję. Leci właśnie "Happy days", typowy, weekendowy sitcom o rodzince Cunninghamów, przeżywającej cotygodniowe przygody. Jednym z bohaterów serialu jest przyjaciel rodziny, Arthur Fonzarelli, na którego wszyscy wołają pieszczotliwie Fonzie. To bardzo istotny odcinek - kilka lat później pewien radiowiec wykorzysta go do ukucia sformułowania "przeskoczyć rekina", co oznacza, że serial doszedł do momentu, w którym stał się parodią samego siebie, przekroczył Rubikon i nie da się go już uratować. A dlaczego akurat taka fraza? To bardzo proste: ponieważ dokładnie to zrobił ubrany w narty wodne, kąpielówki i skórzaną kurtkę Fonzie w tym odcinku. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Istnieje wiele sposobów na metaforyczne przeskoczenie rekina - niektóre bardziej, inne mniej oryginalne. Zastanawiające jest jednak to, że część z nich została bardzo dobrze opisana, a mimo to scenarzyści wciąż potrafią po nie sięgać, zapewne myśląc, że oni dadzą radę tam, gdzie inni polegli. Doskonałym tego przykładem jest wprowadzanie bliżej końca nowych postaci, które "zawsze tam były", tylko z jakiegoś powodu nigdy dotąd ich nie widzieliśmy albo są zasadniczo zastępstwem innej postaci, bo aktor odszedł - oczywiście nigdy nie dając rady zjednać sobie publiczności. Zrobiły to "Różowe lata 70." z postacią Randy'ego, Marvel robi to regularnie, że wspomnę tylko o Alexandrze Pearce'ie czy Kapitan Marvel, "Gwiezdne wojny" mają Ahsokę, a i w giereczkowie przykładów można mnożyć, że hej. Na dosłownie samym końcu fabuł "Metal Gear Solid" i "Metroid Other M" poznajemy dwie postacie szalenie wręcz istotne dla fabuły tych gier, o których wcześniej nie było ani mowy ani choćby sugestii, że mogą istnieć. A nasze wampiry? One mają Jerry'ego...

Co robimy w ukryciu (2019) - recenzja, opinia o 6. sezonie serialu [max]. Kto to, kurtka, jest Jerry?!

Jerry

Jerry (Michael Patrick O'Brien) od zawsze był piątym współlokatorem Nandora i reszty wampirów. Po prostu lata przed akcją serialu zapadł w głęboki sen, z którego dopiero teraz został obudzony. Dlaczego dopiero teraz? Cóż, wewnątrzserialowe wytłumaczenie jest takie, że reszta po prostu zapomniała o jego niemożliwej długiej drzemce, ale prawda jest taka, że brakowało po prostu pomysłów na nowe, ciekawe scenariusze ze znaną nam już grupą krwiopijców. I to niestety widać, bo Jerry of swojego pierwszego, do ostatniego występu jest cholernie irytujący i nijaki, nawijając tylko o przejmowaniu kontroli nas Ameryką i w sumie niczym więcej. Absolutnie nieudana postać. Odrobinę lepiej wypada kolejny przedstawiciel tej samej przewiny - potwór Cravenswortha (Andy Assad) - bo on przynajmniej ma w sobie kilka komediowych kości (i zapewne wątrobę albo serce). Co prawda nigdy nie staje się pełnoprawną postacią, ale przynajmniej można pośmiać się trochę z jego fascynacji Przewodniczką (Kristen Schaal) i rosnącym w finale serialu popędem seksualnym.

Reszta naszych bohaterów zdaje się stać w miejscu, przez co większa część finałowego sezonu zupełnie nie brzmi i nie wygląda jak koniec czegokolwiek. Ot, Colin Robinson (Mark Proksch) snuje się po korytarzach i pomaga Laszlo (Maty Berry) w doświadczeniach z jego potworem, a Nandor i Nadja (Kayvan Novak i Natasia Demetriou) zabijają czas "pomagając" Guillermo (Harvey Guillen) w pracy. Uczą się po tysiąc razy tych samych lekcji - co najlepiej widać na przykładzie Nandora i Gizmo, którzy po raz enty uczą się być przyjaciółmi - popełniają podobne błędy i generalnie czuć stagnację. Dobrze chociaż, że wśród poszczególnych odcinków udało się przemycić kilka ciekawostek.

Co robimy w ukryciu (2019) - recenzja, opinia o 6. sezonie serialu [max]. Wciąż są tu świeże pomysły

Ekipa

Dwoma zdecydowanymi faworytami tego sezonu były dla mnie odcinki o ojcu Laszlo, Rodericku Cravensworthie (Steve Coogan) oraz ten, w którym nasze wampiry zostają odkażone o śmierć jednego z ich rodzaju. Ten pierwszy, to po prostu kupa dobrej zabawy. Laszlo zostaje nawiedzony przez ducha swojego ojca, który łapie zaskakująco dobry kontakt z Colinem Robinsonem, co nieziemsko wkurza samego Laszlo, który przecież zajmował się małym Colinem przez cały rok, czego ten zdaje się zupełnie nie pamiętać. W międzyczasie Nandor i Nadja ustalają, że ich sąsiedzi są zmiennokształtnymi demonami, bo często wyglądają zupełnie inaczej. Prawda oczywiście nie mogłaby być bardziej przyziemna i oczywista, co tylko wzmacnia humorystyczny aspekt odcinka. Drugi odcinek jest natomiast absolutnie pięknie przygotowaną parodią "Wojowników" Waltera Hilla - oczywiście odpowiednio "zwampirzoną". Czego tutaj nie ma?! Jest absurdalny do bólu humor (Laszlo dosłownie nie potrafi powiedzieć słowa "nietoperz", nie zmieniając się przy okazji w jednego), są urocze sceny, jak rozwiązanie wątku Nandora i Przewodniczki, bardzo uroczy moment między Nadją i Laszlo. Nie boję się napisać, że jest to jeden z bardziej kompletnych odcinków całego serialu - dobrze pomyślana parodia z masą własnego materiału, zarówno zabawnego, jak i bardziej emocjonalnego. Gdyby cały ten sezon mógł tak wyglądać!

Przez większą część sezonu zastanawiałem się, jak twórcy zamierzają ugryźć ten finał, jak zakończą cały serial. Trochę niepokoiło mnie, że z odcinka na odcinek dostawaliśmy kolejne "zwyczajne" historie, z których nijak nie wynikało, że zbliżamy się do ostatecznego końca. Wczorajszy odcinek zaczął się tak samo, jak wszystkie pozostałe - ot, wampiry ze Staten Island oddają się swoim dziwnym hobby. Byłem pewien, że zawiodę się propozycją scenarzystów, lecz ci postanowili zabawić się ze mną moim kosztem. Bo jak zakończyć tego typu "serial dokumentalny"? Można było niby zrobić coś bardziej ostatecznego, uśmiercić kogoś albo pożegnać Gizmo z resztą. Można było zrobić wreszcie parę z Nandora i Gizmo, wyprowadzić wampiry z ich domu i pozwolić im odejść, każdemu w swoją stronę. A co zrobili twórcy serialu? Cóż, w pewnym sensie każdą z tych rzeczy... I żadną z nich. Geniusz tego zakończenia polega na tym, że sam fakt, jak trudno zakończyć serial, jest tutaj głównym tematem całego odcinka. Tak więc dostajemy dosłownie kilka zakończeń, z których żadne nie jest stricte prawdziwe, co nie zmienia faktu, że część z nich potrafi ruszyć za serce. Teraz, kiedy miałem już czas się nad tym zastanowić, stwierdzam, że trudno byłoby to zrobić w lepszy sposób.

"Co robimy w ukryciu" było nierównym serialem (a który jest równy, co nie?!). Odcinki absolutnie wybitne mieszały się z kompletnymi średniakami, a od czasu do czasu można było mieć wręcz poczucie, że zmarnowało się dwadzieścia minut życia. Trochę szkoda, że nie udało się mocniej zaakcentować zmian w życiach wszystkich postaci, ale dobrze, że chociaż kilka wątków doczekało się ciekawego zwieńczenia (chociaż "kontynuacji" chyba lepiej by tu pasowało, bo tak naprawdę ich życia będą trwały dalej, tyle że bez udziału ekipy filmowej). Z lubością włączałem kolejne odcinki, zastanawiając się, co będzie dalej i jakie jeszcze szalone pomysły przyjdą do głowy ten zwariowanej, niemożliwie dysfunkcyjnej "rodzinie". Finałowy sezon absolutnie nie był najlepszy ze wszystkich, ale miał swoje momenty i ostatecznie zakończył historię tak, że zostawił mnie z uśmiechem na ustach - co wcale nie jest takie łatwe do zrobienia, kiedy tworzysz wielosezonową historię. Nie jest to może serial wybitny, do którego będę regularnie wracał, ale zdecydowanie miło będzie jeszcze kiedyś zajrzeć na Staten Island.

Atuty

  • Wciąż ciekawa, dziwna jak diabli relacja Colina i Laszlo;
  • Nawet na słabszych odcinkach regularnie jest się z czego pośmiać;
  • Steve Coogan jako ojciec Laszlo;
  • Bardzo dobra parodia "Wojowników";
  • Nieoczywisty, ale ciekawy finał, dający fanom to, czego chcieli i jednocześnie nie dający im nic.

Wady

  • Miałka (jak na finałowy sezon) większość sezonu;
  • Wampir Jerry jest totalnym nieporozumieniem;
  • Części postaci brakuje czegoś, co można by uznać za dopełnienie ich wątku.

"Co robimy w ukryciu" żegna się z widzami w specyficznym stylu - oferując kilka solidnych i garść raczej nijakich odcinków - acz finał zrobił na mnie na tyle dobre wrażenie, że ciężko będzie mi pogodzić się z faktem, że to już koniec. Jeśli jeszcze nie oglądałeś, to najwyższa pora wybrać się na Staten Island i poznać się z mieszkańcami jednego, bardzo starego domostwa.

6,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper