
Recenzja: VEV: Viva Ex Vivo (PS4)
Ciągle macie obawy, że gry robione pod sprzęt VR będą pustymi ekspozycjami? A może nie wierzycie, że twórcy mający na koncie wyłącznie motywy dla menu PlayStation 4 zrobili grywalną produkcję? Nie widzicie, co interesującego mogłoby być w eksploracji świata mikrobów pod mikroskopem? Nie?! Matko, ciężko Was zniechęcić. No to zapraszam do recenzji. Ale ostrzegałem!
Do PS Store trafia coraz więcej motywów dla menu PS4, co jest spoko. Mniej spoko, że za niektóre z nich, szczególnie te dynamiczne, trzeba wyłożyć parę złotych, ale w końcu przygotowanie takiego czegoś to nie igraszka i sam wydałem na nie trochę grosza. Bo ładne. Tylko co ma przygotowywanie animowanej tapety do tworzenia gier? No niewiele, ale to nie powstrzymało studia Truant Pixel przed próbą zrobienia i wydania swojego pierwszego indyka. Oj, jest źle.




Trafiamy do laboratorium, gdzie mamy okazję pokierowania syntetycznym mikroorganizmem VEV. Podróżuje on po losowo generowanym mikroświecie, gdzie zjada mikrożywność i musi uważać na mikrozagrożenia. Problem w tym, że jakakolwiek frajda również występuje tu w skali mikro… jeśli w ogóle.
Skojarzyliście sobie ten zamysł na rozgrywkę ze Spore czy innymi grami, które pozwalają stopniowo rozwijać bohatera od stadium komórki? Spieszę uratować Was od jakiejkolwiek chęci zagrania w . Nie dążymy tam absolutnie do niczego. No, teoretycznie zjadane żarełko daje nam energię liczoną w pikodżulach i gra zapisuje wynik po każdej półgodzinnej sesji, ale i tak musimy ciągle szukać tego żarcia, gdyż potrzebujemy energii, żeby się w ogóle ruszać, a bez niej nasze VEV umiera. To już wszystkie atrakcje.
Możemy więc poruszać się w trójwymiarowej przestrzeni i wypatrywać kropek, które stanowią jedzonko. Na dwóch pierwszych planszach to tyle. Na kolejnych dochodzą zagrożenia, które mogą nas pochłonąć i zniszczyć, lecz bylibyście w błędzie, gdybyście pomyśleli, że to cokolwiek zmienia. I tak nie mamy możliwości jakiejkolwiek walki, więc zwyczajnie trzymamy dystans. Cały czas szukamy kropek, zjadamy kropki, szukamy nowych kropek – i tak do wyczerpania trzydziestominutowego limitu, bo tyle nasz sztuczny mikroorganizm jest w stanie przetrwać.
Twórcy mówią o swojej grze, że gatunkowo mamy do czynienia z survivalową eksploracją – i ciężko się z tym nie zgodzić. Eksploracja? Pewnie, ogromne, praktycznie puste przestrzenie. Survival? Próby wytrwania w tym świecie i szukanie chęci do grania po zrozumieniu, że produkcja nam w tym nie pomoże. Ale spokojnie, po premierze PlayStation VR gra zostanie przystosowane do wirtualnej rzeczywistości! Także jest ratunek, gdybyście chcieli wejść całkowicie do świata erytrocytów i innych komórek, znajomość nazw których nie jest mi w zupełności potrzebna do życia.
Znajdzie się kilka symulatorów chodzenia, w jakie grało mi się przyjemnie. Lubię też eksperymenty, gry stworzone w zupełnie oryginalny sposób. Tej produkcji jednak nie jestem w stanie polecić nikomu, bo też nie do końca wiem, co twórcy próbowali osiągnąć. Wygląda to w miarę dobrze, szczególnie że obraz wyraźny jest jedynie na środku, tracąc ostrość na krawędziach, jak gdybyśmy patrzyli przez mikroskop. Ale czy dostarczy komuś jakiejkolwiek frajdy? Może gdyby spróbowano zrobić z tego grę edukacyjną. Mam wrażenie, że zrobiono tę grę tak przy okazji tworzenia nowych motywów dla PS4. Może i kosztuje tylko 21 zł, ale lepiej kupić za to dwa motywy przedstawiające tamtejsze plansze i wiele nie stracicie.
Atuty
- Wrażenie mikroświata obserwowanego przez mikroskop
Wady
- … które szybko przestaje ciekawić
- Rozgrywka opierająca się wyłącznie na szukaniu kropek
- Brak jakiejkolwiek zachęty do grania
Demo dla VR bez sprzętu VR. Świat mikroorganizmów może wydawać się interesujący, ale tutaj zupełnie tego nie wykorzystano. Bezcelowa ekspozycja.
Przeczytaj również






Komentarze (5)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych