
Recenzja: Sparkle Unleashed (PS4)
Zabawy kulkami często mają to do siebie, że się nie nudzą, szczególnie facetom. Wiem, że suchar, ale podobnie jest z logicznymi zręcznościówkami, których nie da się przejść bez odrobiny szczęścia. A gdyby do takiej gry dodać wspomniane kulki?
Sparkle Unleashed to już trzecia odsłona klona Zumy dostępna na konsolach Sony. Pierwsza dostępna była jedynie na Vicie, druga zaliczyła również PS3 i PS4. Kod recenzencki najnowszej części pozwolił jedynie na pobranie wersji na PS4, a w momencie pisania tekstu nie było informacji, czy gra wesprze funkcję Cross-Buy dla europejskich graczy. Zostało to potwierdzone w przypadku wydania amerykańskiego, więc możemy być dobrej myśli.
Mechanika gry jest bardzo prosta. Sterujemy czymś w rodzaju różdżki przytwierdzonej do szyny na dole ekranu. Naszym zadaniem jest strzelanie kulkami w inne kulki tego samego koloru, zmierzające wężykiem do dziury (funkcjonująca nazwa tego gatunku to match-3 shooter). Co najważniejsze, zrozumienie zasad zajmie każdemu około pół minuty, niezależnie od obycia z konsolami i grami w ogóle. Dzięki temu domownicy chętnie dołączają się do zabawy, a nawet zdarza się, że blokują konsolę na dłuższy czas.




Kontrowersyjną zmianą w stosunku do poprzedniczek jest sterowanie. Do tej pory seria Sparkle oferowała możliwość obracania wyrzutni w 360 stopniach, a jej umieszczenie na każdym z poziomów było nieco inne. Przesuwanie wyrzutni po dolnej krawędzi ekranu jedynie w lewo i prawo wymusza inny sposób celowania, ponieważ nierzadko trzeba strzelać do kulek na przeciwległym skraju ekranu. To sprawia, że bardzo często trafiamy nie tam, gdzie byśmy chcieliśmy, bo margines błędu jest bardzo mały. Do tego musimy opierać się na własnych wyliczeniach, gdyż nie ma tutaj celownika, ani żadnego naprowadzania. Szkoda, że twórcy nie połączyli w rozgrywce zarówno strzelania z „szyny”, jak i leveli z klasyczną obrotową wyrzutnią. Dynamika rozgrywki dużo by na tym zyskała, a i różnorodność byłaby większa.
Brak opcji obracania wyrzutni spowodował zmianę wyglądu poszczególnych plansz. Z dostępnych 108, większość jest bliźniaczo podobna. Tła zmieniają się co jakiś czas, ale i tak nie mamy czasu na nie patrzeć, bo całą uwagę skupiamy na wężach pędzących kulek. I to właśnie tutaj mam największe zastrzeżenia. Wyznaczone trasy, którymi przemieszczają się kulki, są praktycznie identyczne przez całą grę. Nie ma wielkich plątanin, wielu tuneli, niedostępnych dla naszej wyrzutni zakamarków. Jest to raczej serpentynka lub, bardziej obrazowo, szlaczek tworzony przez przedszkolaków.
Na szczęście co parę plansz wprowadzane są nowe utrudnienia urozmaicające rozgrywkę. Nikt nie odkrywa tutaj koła na nowo, są to z reguły proste, widziane wcześniej w wielu miejscach rozwiązania. Kulki przyspieszają, dochodzą nowe kolory, na mapie pojawiają się dwa węże, niektóre z kulek trzeba dopasować dwukrotnie, żeby zniknęły. Czy tych urozmaiceń jest dużo? Nie. Czy za mało? Nie. Jest wystarczająco. 108 leveli brzmi dość wyniośle, ale pamiętajmy, że pierwsze 30 możemy przejść ze średnim czasem dwóch minut na każdy z nich. Później jest już dłużej, ale przy dobrym układzie wcale nie zabierze Wam to dużo czasu.
Oprócz kulek, w arsenale mamy różnego rodzaju bonusy ułatwiające czyszczenie plansz. Co cztery, czasem pięć plansz otrzymujemy klucz, którym odblokować możemy jedną z osiemnastu umiejętności (power-upy). W rzeczywistości jest to sześć umiejętności, tyle że każda ma trzy stopnie ulepszenia. Znajdziemy tam m. in. spowalnianie czasu, cofanie węża, zestrzeliwanie poszczególnych kolorów czy zmianę kolorów na bardziej nam pasujące. Pomocne umiejętności aktywujemy po zestrzeleniu ich ikonki pojawiającej się losowo na planszy. Zdarzają się plansze, gdzie niektóre umiejętności praktycznie czyszczą nam pole i kończymy level. Odniosłem wrażenie, że skille są zbytnim ułatwieniem w kryzysowych sytuacjach.
Nie będę rozpisywał się o grafice w Sparkle Unleashed, bo ta, jaka jest, każdy widzi. Kolorowe kulki na mniej kolorowych tłach i to w zasadzie wszystko w tym temacie. Oprócz trybu opowieści (jakieś tam „Story” jest), możemy zmienić poziom trudności lub zagrać w trybie survivalowym, który oznacza niekończącą się falę kulek, gdzie musimy jak najdłużej przetrwać na planszy.
Sparkle Unleashed nie sprawdza się jako „gra do przejścia” w jeden lub kilka wieczorów, ponieważ znuży najdalej w połowie. Świetnie za to relaksuje po ciężkim dniu, bo oczyszcza głowę z natłoku myśli, oferując odprężającą rozgrywkę. Bawi
Atuty
- Poziomy trudności
- „Utrudniacze” i „ułatwiacze”
- Sterowanie touchpadem
Wady
- Przy dłuższych posiedzeniach nuży
- Gdzie jest obrotowa wyrzutnia?
Sparkle Unleashed to solidny klon Zumy z bardzo prostą, a zarazem uzależniającą mechaniką rozgrywki.
Przeczytaj również






Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych