Recenzja: Rack N Ruin (PS4)

Recenzja: Rack N Ruin (PS4)

Adam Grochocki | 12.05.2015, 13:49

Każdy tytuł pozwalający wcielić się w „tego złego” jest na wagę złota. Przyzwyczailiśmy się już do ratowania świata, do niesienia pomocy bezbronnym. A gdyby tak móc obrócić wszystko w ruinę, wprowadzić chaos, a w miejsce bezbronnych wstawić bardziej przydatne kreatury?

Rack to gość niestandardowy. Jest brzydkim, rogatym demonem, a w dodatku sługusem przerażającego i o wiele potężniejszego Ruina. Niestety Rack słabo radzi sobie w demonicznym fachu, czyli niszczeniu światów. Ruin daje mu ostatnią szansę i zsyła go na jedną z planet pozbawiając go przy tym mocy. Rack postanawia przypodobać się swojemu władcy i zaczyna swoją misję – odzyskać moc i obrócić wszystko w pył.

Dalsza część tekstu pod wideo

Fabuła kręci się wokół tego zadania i nie ma zbytnio sensu się na nią rozwodzić. Na pochwałę za to zasługuje humor, który uwidacznia się w dialogach. Rack spotyka między innymi Babę Jagę, Drakulę i Merlina robiących tutaj za sprzedawców. Spotkanie z nimi zawsze wiąże się z jakimś komicznym dialogiem. Duża w tym zasługa głównego bohatera, uważającego siebie za osobnika wybitnego w tym, co robi. Jest naprawdę śmiesznie, co wpływa na odbiór całości.

Nasze zadanie to przebrnięcie przez najeżone przeciwnikami lokacje, rozwiązywanie zagadek, pokonanie bossa i zniszczenie, a raczej skażenie zaliczonej części świata. Wszystko podano w bardzo przyjemnej dla oka oprawie graficznej, przywodzącej na myśl ręcznie rysowane przygodówki z dawnych lat. Bardzo kolorowo, a do tego każdy fragment świata ma zupełnie inny, bajkowy klimat.

Na samym początku osłabiony Rack dysponuje jedynie atakami ognistymi. W trakcie rozgrywki zdobywamy kolejne, w większości magiczne ataki, pomagające zarówno w walce, jak i rozwiązywaniu zagadek. Nie jest to jednak RPG, ponieważ nie ma tutaj klasycznego rozwoju postaci. Wszystko opiera się na znalezionych przedmiotach i odkrytych atakach. Przedmioty dodane do ekwipunku to mikstury leczące, bomby, pułapki i mikstury zwiększające umiejętności na kilka chwil. Taki zestaw w zupełności wystarcza do czerpania frajdy z zabawy. 

Co ciekawe, rozgrywka nie jest liniowa, a przynajmniej nie do końca. Na początku wydaje się to być wielką gry, później jednak zachwyty nad pomysłem otwartego świata przeradzają się we frustrację. Na mapie planety widzimy zaznaczone miejsce, w które trzeba się udać. Problemem natomiast jest dostanie się w to miejsce. Czasem można krążyć dosłownie godzinami bez pojęcia, co należy zrobić. Wskazówką czasem są zamknięte przejścia reagujące na konkretny rodzaj magii. Widząc ikonkę pioruna na przycisku otwierającym przejście, a nie posiadając błyskawic, wiemy, że gdzieś trzeba zaopatrzyć się w nowy rodzaj ataku. Ale gdzie go szukać? Znów sprawdzamy wszystkie odkryte lokacje i próbujemy swoich sił w dungeonach. 

Dungeony to najczęściej kilka połączonych ze sobą komnat, których przejście wymaga użycia głowy. Zagadki logiczne zaoferowane przez twórców mają wiele do zaoferowania – od przesuwania bloczków, do ciągów operacji z użyciem wielu umiejętności. Bywa banalnie, ale bywa też bardzo trudno, więc poziom trudności nie został odpowiednio wyważony. 

Rack N Ruin zupełnie zawodzi natomiast podczas walki. Ataków magicznych jest dużo, przedmiotów do użycia również, ale co z tego, kiedy sterowanie jest do bani. Kompletnie nie zrozumiałem toku myślenia twórców. Poruszamy się lewym grzybkiem, a ataki wykonujemy wciskając X. Lokowanie na przeciwniku umożliwia L2 i gdyby nie ta opcja, usunąłbym grę z dysku po 30 minutach. Grając bez lokowania, nie ma możliwości wycelowania w przeciwnika, a nawet w pustą skrzynię. Zaserwowane sterownie daje bardzo mocno popalić, ponieważ przeciwnicy zalewają nas gradem kul, ciosów, fal energetycznych i milionem innych kombinacji. Czasem znalezienie luki chroniącej przed ostrzałem jest niemożliwe, a do tego jeszcze trzeba celować i atakować. Nie potrafię zrozumieć, co odwiodło programistów od umieszczenia ataków pod spustem, a celowanie pod prawym grzybkiem. Takie rozwiązanie sprawdziłoby się idealnie, a gra oferowałaby sprawiedliwe wyzwanie. 

Przy zalewie gier indie najważniejszym aspektem oceny musi być stosunek ceny do jakości. Za premierowe 63 zł dostajemy fajnie pomyślaną, rozbudowaną grę w stylu dawnych odsłon Zeldy. Wszechobecne poczucie humoru, a także postać głównego bohatera, który jest zły do szpiku kości, to kolejne plusy produkcji. Jeśli tylko sterowanie byłoby lepiej pomyślane, to ocena byłaby wyższa. Mogło być świetnie, a jest tylko nieźle.

Źródło: własne

Atuty

  • Kolorowa grafika
  • Zagadki logiczne
  • Zły demon jako główny bohater

Wady

  • Sterowanie podczas walki
  • Backtracking
  • Mówiłem o sterowaniu?

Rack N Ruin to prawie Zelda na konsolach Sony. "Prawie" jest tutaj słowem kluczowym, ponieważ najważniejsze elementy okazują się najbardziej niedopracowanymi.

6,5
Adam Grochocki Strona autora
cropper