RECENZJA
2972V
Recenzja gry: Max: The Curse of Brotherhood
Młodsze rodzeństwo to prawdziwe utrapienie, o czym bez zająknięcia poświadczyć może wcale niemałe grono starszych braci i sióstr. W końcu kto podpieprza starym, wskazując na starannie skitraną paczkę fajek albo sumiennie donosząc, że oto mająca kilka lat więcej latorośl wróciła do domu o 5 rano na czworakach? No właśnie. Z podobnym problemem zmaga się bohater Max: The Curse of Brotherhood.
Tytułowy Max ma po dziurki w nosie smarkatego brachola o imieniu Felix, który bezwstydnie rozrzuca po całej chacie zabawki, ba, z uśmiechem na twarzy próbuje zamienić je z powrotem na części pierwsze. Wzorem znanego z serii Metal Gear Solid Fatmana, który jako nastolatek zbudował bombę atomową korzystając ze znalezionych w Sieci schematów, poirytowany młodzieniec otwiera przeglądarkę w celu znalezienia sposobu na pozbycie się uprzykrzającego mu życie brata. W efekcie wyrecytowanego z pierwszej lepszej strony zaklęcia w pokoju chłopców otwiera się międzywymiarowy portal, przez który włochata łapa porywa spanikowanego Felixa. Max niewiele myśląc rzuca się na pomoc przymusowemu wspólokatorowi. Jakby nie patrzeć, rodzina to rzecz święta.
Po drugiej stronie króliczej nory
Szybko wychodzi na jaw, że braciszek porwany został na zlecenie mogącego pochwalić się zacnym wąsem i czołem o gabarytach lotniskowca Mustacho. Uosabiający zło i nikczemność gostek nie tylko lubuje się w uprowadzaniu nieletnich, ale także w pełnieniu roli tyrana, który zamienił baśniową krainę w obraz nędzy i rozpaczy. Szczęśliwie na miejscu pojawiamy się my w trampkach Maxa, by posprzątać cały ten burdel, uratować niesfornego Felixa i wrócić do domu z silnym przekonaniem wzmocnienia braterskiej więzi.
Press Play w kwestii rozgrywki postawiło na klasyczną formułę platformówki 2,5D, którą doprawiono solidną ilością opartych na manipulacji otoczeniem puzzli. Przemierzając kolejne światy korzystamy z zaczarowanego pisaka, by w wyznaczonych przez dewelopera miejscach powoływać do życia umożliwiające nam dalszą podróż "w prawo" elementy. Wystarczy przytrzymać prawy trigger, by na ekranie pojawił się wspomniany marker, którym to w specjalnie oznaczonych punktach manipulując lewą gałką tworzymy gałęzie, liany, skalne słupy i wyrzucające bohatera na konkretną odległość strumienie wody. Nie zabrakło również bardziej ofensywnego zastosowania w postaci możliwości posyłania kruszących ściany i rozwalających przydpasów Mustacho wiązek energii.
Gra sukcesywnie dorzuca do asortymentu dostępnych "zaczarowanemu ołówkowi" zagrań kolejne opcje, z poziomu na poziom komplikując stopień stawianych przed nami zagadek. Początek zabawy to wesołe skakanie i rysowanie gałęzi, by wskoczyć na upragnione miejsce. Dalej już na Maxa czeka kombinowanie z użyciem wszystkich mocy pisaka. Nierzadko w stresowych sytuacjach, gdzie na zmalowanie rozwiązania mamy jedynie chwilę. Tutaj na wierzch wychodzi największy mankament produkcji Press Play - analog nie do końca nadaje się do precyzyjnego kształtowania gałęzi, formowania strumieni wody i wytyczania trajektorii pocisków. Nie raz zaliczycie zgon w skutek niezbyt trafnych ruchów kciuka. Na szczęście praktyka czyni mistrza, a frustrację w ryzach trzymają gęsto rozplanowane checkpointy, które dbają o to, aby graczowi ani przez myśl nie przyszło roztrzaskanie pada o pobliską ścianę.
Nie wypada nie wspomnieć szerzej o samych levelach, bowiem to one w dużej mierze sprawiają, że Max: The Curse of Brotherhood jest grą wartą uwagi. Wchodzące w skład kilku światów (standardowe dla gatunku pustynia, las, zalane lawą podziemia i zamek) poziomy są zmyślnie zaprojektowane i oferują pomysłowe zagadki. Wysoki poziom trzyma również warstwa artystyczna klimatycznych miejscówek, które na Xboksie One zostały ubrane w urodziwe tekstury i przyozdobione urokliwym oświetleniem. Dorzućcie do tego idealnie dobraną ścieżkę dźwiękową i mamy naprawdę urzekający obrazek. Jest tak miło, że z chęcią wraca się do zaliczonych już etapów w poszukiwaniu znajdziek - mechanicznych oczu, dzięki którym wąsate zło obserwuje ciemiężoną przez siebie krainę i fragmentów roztrzaskanego amuletu.
Warto?
Jak najbardziej. The Curse of Brotherhood to smaczny kąsek nie tylko dla zatwardziałych fanów platformówek. Pomijając czasem problematyczne sterowanie pisakiem i okazjonalne bugi (podczas testów Max dwukrotnie zapadł się pod podłoże i powędrował w nieoteksturowaną nicość), Press Play zdołało dostarczyć grywalny i co najważniejsze ciekawy tytuł. Nie będziecie żałować tych 5 godzin, które zajmie Wam dorwanie Mustacho i uwolnienie Felixa. Później niestety pozostaje już tylko polowanie na pominięte znajdźki.
Źródło: własne
Ocena - recenzja gry Max: The Curse of Brotherhood
Atuty
- zagadki
- projekty poziomów
- oprawa AV
- klimat
Wady
- brak precyzji przy manipulowaniu pisakiem
- dość krótka
- okazjonalne bugi
Naprawdę udana platformówka z zaczarowanym pisakiem w roli głównej. Szkoda tylko, że czasem dość nieporęcznym.
Przeczytaj również
Gry
16752V
101
Gry
16752V
101
Trwa wojna Path of Exile 2 z Diablo 4. Coraz większa przepaść między rywalami
08.01, 09:49
Filmy/seriale
16750V
20
Filmy/seriale
16750V
20
Flagowy serial Amazon Prime Video powraca. Zobaczcie napakowany akcją zwiastun nowych odcinków
08.01, 19:30
Gry
14615V
126
Gry
14615V
126
Zmuszanie do modlitw, bicie i obelgi – Ubisoft reaguje na raport o współtwórcach Assassin's Creed Shadows
08.01, 13:02
Gry
8873V
37
Gry
8873V
37
Chcesz już poczuć klimat Wiedźmina 4? Wiedźmin 3 ma misję, którą opracowali twórcy nowej gry CD Projekt RED
08.01, 18:45
Gry
7685V
245
Gry
7685V
245
Assassin’s Creed Shadows opóźnione! Ubisoft ponownie zmienia plany
Wczoraj, 18:41
Gry
7618V
77
Gry
7618V
77
Nintendo Switch 2 „można kupić na czarnym rynku”! Firmy posiadają konsolę przed pokazem
08.01, 11:15
Komentarze (25)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych