Ten film miał zrewolucjonizować kino akcji. Jak go dziś wspominamy?

Ten film miał zrewolucjonizować kino akcji. Jak go dziś wspominamy?

Dawid Ilnicki | Dzisiaj, 11:00

Rok po premierze pierwszej części “Johna Wicka” na festiwalu w Toronto po raz pierwszy zaprezentowano widowisko, które miało odmienić współczesne kino akcji, maksymalnie upodabniając je do growej rozgrywki, widzianej z perspektywy bohatera. Mowa o “Hardcore Henrym” Ilyi Naishullera, który dzięki niemu zdołał przebić się w USA i obecnie realizuje zbliżone, choć już nie tak radykalne pod względem formalnym obrazy.

Kto by pomyślał, że asumpt do zrealizowania dynamicznego widowiska akcji może dać nieudany zimowy wypad narciarski? Na przełomie pierwszych dekad XXI. wieku Ilya Naishuller postanowił udać się na wyprawę do Włoch, a przy okazji również kupił kamerę GoPro, by zarejestrować swoje wyczyny. W jednym z późniejszych wywiadów z rozbrajającą szczerością wyznał, że sam nie wiedział dlaczego to robi, bo zawsze był beznadziejnym snowboardzistą, a na filmikach zdołał uwiecznić tylko kilka swoich upadków, a także jazdę z zawrotną prędkością 8 kilometrów na godzinę. Po powrocie do domu i przejrzeniu materiałów był oczywiście sobą potężnie rozczarowany; szczęśliwie jednak oddał kamerę znajomemu, znanemu z dużych umiejętności parkourowych. Po obejrzeniu jego nagrań wpadł mu do głowy pomysł, związany z zupełnie inną działalnością artystyczną, którą się w tym okresie parał.

Dalsza część tekstu pod wideo

Naishuller, wraz z kolegami, założyli w 2008 roku punkowy zespół Biting Elbows, oficjalnie debiutując trzy lata później, płytą o tym samym tytule. Jak większość ludzi w tej branży przyszły reżyser planował rozpocząć karierę od realizacji teledysków, a wcześniejsza nieudana przygoda z kamerą GoPro podsunęła mu pomysł na stworzenie czegoś szalonego. Szybko skrzyknął swych kolegów, pisząc scenariusz krótkiego filmiku, którego rezultatem był clip do piosenki “The Stampede”. Oparty na pomyśle nieudanego napadu na biurowy sejf w celu przechwycenia urządzenia o niezwykłych właściwościach, po którym następuje szaleńcza pogoń za złodziejem, pokazywana z jego perspektywy. 

Ów teledysk, który do dziś został wyświetlony ponad 11 milionów razy, był zaledwie przygrywką do czegoś co moglibyśmy nazwać realizacją typowej hazardowej strategii double-down. Już bowiem filmik promujący kolejny utwór zespołu: “Bad Motherfucker” był po prostu dużo efektowniejszym rozwinięciem pierwotnego pomysłu, w którym tym razem trup ścielił się gęsto i wyjątkowo krwawo, a znany z pierwszego clipu bohater ścigał osobę, która zabrała mu ten cenny artefakt. Skromne dzieło Naishullera pokazało jak dobrze już wtedy panował on nad filmową materią, potrafiąc utrzymywać widza w napięciu, nie stroniąc również od umiejętnie dozowanego humoru. Nic więc dziwnego, że po wielkim sukcesie teledysku na YouTube, ponad czterokrotnie przebijającym wynik poprzednika, do młodego internetowego twórcy o duszy punkrockowca odezwał się dobrze znany już w Hollywood reżyser.

Starszy kolega z Kazachstanu

Hardcore Henry
resize icon

Urodzony na terenie dzisiejszego Kazachstanu Timur Bekmambetov miał swoje pięć minut sławy w Stanach Zjednoczonych. Twórca ten, w pierwszej dekadzie XXI wieku, zasłynął realizacją dwóch filmów, których scenariusz oparto na popularnych powieściach Siergieja Łukjanienki, który obecnie sam zdegradował się do roli autora patriotycznych komiksów dla rosyjskiej młodzieży, mocno popierając wojnę z Ukrainą. Zarówno “Straż nocna” jak i mająca swoją premierę dwa lata później “Straż dzienna” były prawdziwym powiewem świeżości w świecie filmowej fantastyki i jednymi z najbardziej oryginalnych, także ze względu na miejsce rozgrywania akcji, przedstawicieli nurtu urban fantasy. Spory sukces obu widowisk dał Kazachowi przepustkę do pracy w Stanach Zjednoczonych, z której skwapliwie skorzystał, realizując m.in. dynamiczne “Wanted - Ścigani”, a także słusznie zapomniane “Abraham Lincoln - Łowca Wampirów 3D”. 

Choć w 2016 jego film, kosztująca ponad 110 milionów dolarów, nowa wersja “Ben Hura” okazała się ogromną porażką w box office ostatnio słychać, że reżyser niedługo powróci widowiskiem science fiction “Mercy”, w którym mają zagrać m.in. Rebecca Ferguson i Chris Pratt. Kilka lat wcześniej Bekmambetov zainteresował się jednak wspomnianymi już wcześniej wideoklipami zrealizowanymi przez Naishullera i postanowił się do niego odezwać, widząc w nim twórcę mogącego zrealizować oryginalny film pełnometrażowy bazujący na idei, która pojawiła się już w teledyskach Biting Elbows.

O dziwo Naishuller początkowo nie był jednak nastawiony entuzjastycznie do tego pomysłu. Twierdził bowiem, że ów koncept sprawdza się wyłącznie w krótszej formie, w zasadzie był bowiem oparty na jednym motywie, który mógł szybko znudzić widownię. Sam miał zaś ambicje stania się poważnym reżyserem, realizującym produkcje według wszelkich prawideł filmowych, do których - nawet mimo pamiętnego “Lady in the Lake” Roberta Montgomery’ego z 1947 roku, również realizowanego z perspektywy bohatera - ten pomysł zupełnie nie pasował. Bekmambetov ostatecznie jednak przekonał go wizją stworzenia pierwszego filmu akcji przypominającego growego shootera pokazywanego w kinie, co jednak okazało się wiązać z wieloma problemami, które pojawiły się już podczas jego realizacji.

Największym była rzecz jasna technologia, stworzona ostatecznie przez operatora Sergeya Valyaeva, a nazywana przez niego “adventure mask”, mająca posłużyć do filmowania akcji z perspektywy bohatera. Zbudowano wiele prototypów tego typu maski, próbując ustabilizować ruch kamery GoPro Hero3 Black Edition za pomocą elektroniki lub magnesów. Cały system sprawiał jednak ogromne problemy noszącym go aktorom. Początkowo w Henry’ego miał się wcielić sam Valyaev, ale noszenie całego systemu sprawiło, że zaczął on mieć duże problemy z bólem karku, a próbujący go zastąpić Andrei Dementiev nie tylko odczuwał podobne dolegliwości, ale nawet stracił zęba po przypadkowym starciu z jednym z kaskaderów. Nic więc dziwnego, że w tytułowego bohatera ostatecznie wcieliło się tu ponad dziesięciu różnych aktorów i kaskaderów, w tym nawet sam reżyser, a z kolei Sharlto Copley nazwał pracę nad tym obrazem najtrudniejszym doświadczeniem w całej swojej karierze. Zapewne nie tylko dlatego, że zagrał tu niby tę samą postać, ale o tysiącu i jednej twarzy. 

Udział aktora pochodzącego z RPA, tu wcielającego się w Brytyjczyka, zapewnił produkcji niezbędną dawkę ostrego humoru, czego co ciekawe nie przewidywali na początku twórcy filmu. Sam obraz miał być bowiem utrzymany w posępnej tonacji, ale tuż po rozpoczęciu prac słusznie zauważono, że tego typu widowisko oglądałoby się bardzo ciężko i szczęśliwie wiele poważnych momentów jest tu przełamywanych grubymi dowcipami. Choć w “Hardcore Henry’m” można zauważyć pełno nawiązań do gier, takich jak “Left 4 Dead”, “Half Life” czy wydany ledwie kilka miesięcy wcześniej “Payday 2” Naishuller myślał o nim nie w kategorii produkcji mającej przyciągnąć do kina graczy, po prostu imitując shooterową rozgrywkę, ale pełnoprawnym dziele filmowym, co z dzisiejszej perspektywy wydaje się jednak trudne do obrony.

Dziedzictwo Hardcore Henry’ego

Hardcore Henry
resize icon

Tuż po swej festiwalowej premierze w Kanadzie rozegrała się wielka batalia o dystrybucję tego obrazu, w którym uczestniczyły Lionsgate, Universal i STX Entertainment. Prawa do dystrybucji tytułu w Stanach Zjednoczonych zagwarantowała sobie ostatnia z firm, ale trudno powiedzieć, by jej przedstawiciele byli z tego powodu bardzo zadowoleni, bo  widowisko ostatecznie wcale nie zarobiło tyle ile można było się spodziewać. O ile jeszcze w pierwszym tygodniu wyświetlania obraz radził sobie całkiem nieźle, to już po dwóch tygodniach został wycofany z dużego ekranu, zaliczając jeden z największych zjazdów jeśli chodzi o sprzedaż biletów. Wpłynąć na to mogły krytyczne recenzje, zbieżne zresztą z początkowymi obawami reżysera, sugerujące iż mamy tu do czynienia z efekciarskim widowiskiem opartym na jednej sztuczce.

Seans filmu, niemal dziesięć lat po jego oficjalnej premierze, mimo wszystko bywa doświadczeniem odświeżającym. Przede wszystkim dlatego, że widowisko wyróżnia się na tle gładkich i uładzonych formalnie filmów z gatunku “jeden przeciwko wszystkim”, takich jak choćby późniejszy “Nikt” wyreżyserowany przez samego Naishullera. Największym atutem “Hardcore Henry’ego” jest swego rodzaju chropowatość, naturalność pokazywanych miejsc, z którymi doskonale współgra to, że zdjęcia do niego realizowano w Moskwie. Jej filmowa reprezentacja potwierdza niemal wszystko co na temat tego miasta współcześnie myśli stereotypowy widz. Chaotycznej, zaniedbanej metropolii, w której zdarzyć się może absolutnie wszystko. Dużym problemem jest tu rzecz jasna pretekstowy scenariusz, w którym można wyodrębnić interesujący wątek modelowania charakteru żołnierzy przyszłości, przywołujący na myśl choćby “Pamięć absolutną” Paula Verhoevena, ale jednocześnie ani antagonista Akan, ani też główny bohater, o którym wszak nie wiemy właściwie nic, nie są postaciami, na których można by zbudować wciągającą fabułę. Pozostaje nam więc tylko szybka przebieżka przez zacofaną wschodnią metropolię i czekanie na kolejne pojawienie się Jimmy’ego.

“Hardcore Henry” w ostateczności dowodzi tego, że pokazanie historii z perspektywy głównego bohatera, paradoksalnie oddala nas od poznania jego charakteru i prawdziwych motywacji, a choć widowisko Naishullera jest niezwykle wciągającym ćwiczeniem formalnym, brakuje w nim choćby najmniejszego elementu, który sprawiłby, że zaczęlibyśmy kibicować głównemu bohaterowi w walce z demonicznym Akanem. Nic więc dziwnego, że reżyser już w swym kolejnym filmie, również należącym do kina akcji “Nobody” skupił się na bohaterze zarysowanym dużo pełniej, także dzięki totalnej kontrze do postaci, które zwykle odtwarza Bob Odenkirk. Wielkiej kariery by jednak pewnie nie zrobił, gdyby w odpowiednim momencie nie zdecydował się na podjęcie ryzyka.

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper