
Ranking serii Oszukać Przeznaczenie. Od najgorszej do najlepszej części
Całkiem niezłe wyniki finansowe osiąga już szósta część cyklu “Oszukać Przeznaczenie”, która na duże ekrany trafiła w ostatni piątek, co dla uważnego obserwatora kinowego box office nie może być zaskoczeniem. Wbrew kiepskim opiniom zawodowych krytyków kolejne obrazy tej serii zawsze okazywały się sporymi hitami, stąd dziwić może fakt, iż na bieżącą odsłonę fani musieli czekać aż czternaście lat.
“Oszukać Przeznaczenie” było pierwotnie pomyślane jako skrypt do jednego z odcinków “Z Archiwum X”. Ostatecznie jednak zadecydowano o realizacji pełnometrażowego obrazu, co jak wiemy okazało się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Choć bezpośrednią inspiracją dla scenarzysty Jeffreya Reddicka była ponoć przeczytana w prasie historia pewnej kobiety z Kentucky, która po telefonie od swej matki zdecydowała się na podróż innym samolotem, tym samym unikając śmierci w katastrofie lotniczej, korzeni tej idei można szukać w filmie “Sole Survivor”, zainspirowanego z kolei obrazem “Karnawał dusz” z 1962 roku. To co następuje po uratowaniu grupki filmowych bohaterów wpisano w logikę klasycznego slashera, w którym jednak tym razem nie mamy do czynienia z mordercą z krwi i kości, a raczej metaforycznie ujętą Śmiercią. Nie wyręczającą się tu aktywnością tradycyjnej kostuchy, a najczęściej strużkami wody dopływającymi do źródeł prądu, kilkoma niedokręconymi śrubkami czy też zbyt szybko jadącymi ciężarówkami.
Wielki sukces serii “Krzyk” sprawił, że twórcy zrezygnowali z początkowego konceptu opowiadania o dorosłych na rzecz skupienia się na dużo młodszych ludziach, mogąc w takim wypadku obsadzić mało znanych aktorów na dorobku. Zaledwie garstka z nich zrobiła później większą karierę, co nie dziwi biorąc pod uwagę jakość aktorstwa wielu odsłon tego cyklu, którego znakiem rozpoznawczym od początku miały być jednak przede wszystkim efektowne śmierci bohaterów. Czasami uruchamiające natychmiastowe skojarzenia z serią gier “The Incredible Machine”, innym razem kojarzące się z początkiem każdego odcinka klasycznych “Sześciu stóp pod ziemią”, a polskiemu widzowi zapewne nie raz przypominające słynny cytat: “To nieważne! Ważne jest przestrzeganie przepisów BHP, zwłaszcza na kolei!”. Premiera ostatniej odsłony skłoniła nas więc do subiektywnego rankingu tej całkiem interesującej horrorowej franczyzy: od najsłabszej do najlepszej.




The Final Destination
Mająca swoją premierę w 2009 roku czwarta część serii była przygotowywana pod 3D, co niestety widać, gdy dziś ogląda się ją na VOD. Wygląda bowiem paskudnie, co dotyczy zarówno zdjęć, jak i CGI. Fabularnie nie wnosi kompletnie nic do całego cyklu, gorzej jednak, że zapomina również o podstawie franczyzy, czyli efektownych, ale również zgodnych z prawami fizyki śmierciach, które bywają zupełnie nieprawdopodobne, a w dodatku zdarzają się tu dość proste inscenizacyjne błędy, co dotyczy również efektownej sekwencji początkowej na torze wyścigowym. Całość można zatem polecić chyba tylko najbardziej zatwardziałym fanom Shantel VanSanten, która później przypomni o sobie w serialu “The Boys”.
Oszukać Przeznaczenie 5
Początkowa sekwencja na moście robi spore wrażenie, a z kolei groteskowe postacie, niepamiętającego imion swoich pracowników Dennisa Lapmana (David Koechner), a także klasycznego firmowego oblecha Isaaca Palmera (P.J. Byrne) dają nadzieje na kilka satysfakcjonujących filmowych śmierci. Niestety te nie wytrzymują porównań z wcześniejszymi filmami, daleko przekraczają limit głupoty jaki jesteśmy w stanie wyznaczyć w przypadku tego typu produkcji (jak ta w gabinecie okulistycznym). Dużo mocniej niż wcześniej irytują kiepscy aktorzy obsadzeni w głównych rolach, na których tutaj niespodziewanie - ze względu na twist scenariuszowy, nieobecny w pozostałych częściach serii - zaczyna ciążyć spora presja w utrzymaniu dramaturgii opowieści. Nieźle zrealizowany film z czasem zaczyna więc coraz bardziej irytować.
Oszukać Przeznaczenie 3
To mogła być całkiem niezła część serii, bo w kilku miejscach widać, że twórcy starali się, by nie traktować historii całkowicie poważnie, tworząc także udane sekwencje śmierci bohaterów, choćby tę w solarium czy na siłowni. Niestety w ostateczności jest to produkcja mocno niekonsekwentna, będąca swoistą parodią na pół gwizdka, co zresztą dość dobrze pokazuje jeden z głównych problemów całego cyklu: ciekawy pomysł dostał się w ręce co najwyżej przeciętnych twórców. Atutem jest za to rola Mary Elizabeth Winstead, której kariera dopiero się rozkręcała. Już rok później zagrała w “Grindhouse: Deathproof” u Quentina Tarantino.
Final Destination 2
Druga część cyklu oferuje niezwykle efektowną sekwencję początkową. Wielkiego karambolu, zabijającego dziesiątki, jeśli nie setki ofiar, spośród których duża część sama prosi się o kłopoty, z uwagi na niebezpieczną jazdę pod rozmaitym wpływem. Twórcy solidnie przemyśleli również pozostałe śmierci, a powaga pierwszej części została tu zastąpiona czarnym humorem, który dość dobrze robi całej opowieści. Niestety fakt, iż tradycyjną klątwą objęci zostali w dużej mierze nieznający się ludzie nie pomaga w budowaniu dramaturgii, bo oglądamy tu kolejne śmierci zupełnie przypadkowych postaci, sprowadzonych często do jednej, stereotypowej cechy. Na plus można dopisać udany powrót Ali Larter, w roli Clear Reaves, a także Tony’ego Todda jako Bludwortha.
Oszukać Przeznaczenie
Tuż po swej premierze w 2000 roku pierwsza część serii mocno spolaryzowała widownię. Podczas gdy jedni widzieli w niej całkiem kreatywne rozwinięcie formuły slasherowej, drudzy ganili naiwność i kiepską grę aktorską. Cały cykl oparty został na całkiem interesującym pomyśle, który na dobrą sprawę nigdy nie został wykorzystany w pełni, czy to w poważnej czy też w mocno groteskowej wersji. Reprezentująca zdecydowanie to pierwsze podejście premierowa odsłona wyróżnia się bardzo dobrym otwarciem, opartym na dość częstym lęku przed podróżą samolotem; później udaje jej się również dobrze wygrywać atmosferę narastającej paranoi wokół kolejnych śmierci. Te zostały pomyślane bardzo dobrze; zadbano bowiem o dobry balans pomiędzy tymi efektownymi a zwyczajnymi, dzięki którym widzowie nigdy nie są pewni tego co zobaczą. Nic więc dziwnego, że widowisko to zdołało przekonać do siebie miliony widzów na całym świecie, a każda kolejna część okazywała się kasowym przebojem.
Oszukać Przeznaczenie: Więzy Krwi
Ostatnie kilka lat stoi pod znakiem weryfikacji stanowczych sądów, na temat zasadności tworzenia produkcji według dobrze znanych wzorów. Jeszcze kilka lat temu twierdzono, że właściwie nie da się zrealizować udanych produkcji na podstawie gier komputerowych, czemu obecnie przeczy choćby duża popularność takich seriali jak “Fallout” czy “The Last of Us”. Z podobną rezerwą do niedawna traktowano również powroty do wielkich serii filmowych z przeszłości, ze szczególnym wyróżnieniem horrorów. Sukcesy “Krzyku” czy też “Omen: Początek” pokazują jednak, że mają one rację bytu, jeśli tylko trafią w ręce kreatywnych twórców. Podobnym przypadkiem jest nowa odsłona serii “Oszukać Przeznaczenie”, która w udany sposób łączy wiele motywów z poprzednich części z kilkoma nowymi elementami.
W przeciwieństwie do poprzedników udanie odmalowano tu relacje pomiędzy bohaterami, które w końcu stały się podstawą dramaturgii obrazu. Wrażenie robi zarówno retro-futurystyczne otwarcie, odsyłające do ostatniego, nieudanego, acz niezwykle interesującego projektu Francisa Forda Coppoli, jak i nieomalże wyjęty z produkcji post-apokaliptycznych dom jednej z bohaterek. Reżyserzy wcześniejszych “Odmieńców” bardzo sprawnie igrają tu również z oczekiwaniami widzów, często dając nam to czego, jako widzowie, oczekujemy w najmniej spodziewanym momencie. Idealną klamrą spinającą całość jest ostatni w karierze występ, zmarłego w listopadzie 2024 roku Tony’ego Todda. Wygłaszającego tu kilka mądrych słów, które można podsumować mottem: by nie dać się Śmierci należy ją zignorować i po prostu starać się wieść dobre życie.
Przeczytaj również






Komentarze (35)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych