Jetix to skarbnica kapitalnych kreskówek. Pamiętacie te seriale?

Od tej piłkarskiej produkcji nie mogłem się oderwać. Nawet dziś lubię wracać 

Kajetan Węsierski | 19.04, 14:00

Czasem trafia się na serial, który nie do końca wygląda jak coś dla nas. Może kreska nie ta, może tytuł brzmi zbyt dziwnie, może po prostu nie wygląda na nic wielkiego. Ale potem włączamy pierwszy odcinek... I po chwili łapiemy się na tym, że siedzimy przy czwartym, a w głowie zaczyna kiełkować myśl, że znaleźliśmy coś wybitnego - coś, co idealnie trafiło w nasze zapotrzebowania. 

W dzisiejszym tekście chcę opowiedzieć o piłkarskim serialu animowanym, który nie dość, że potrafił przykuć na dłużej, to jeszcze zostawił po sobie wspomnienia na długie lata. Miał klimat, miał tempo, miał bohaterów, których dało się lubić - i potrafił sprzedać sportową historię tak, że nie trzeba było być fanem futbolu, by dać się porwać. Wiecie, już o co chodzi? Pozwólcie, że przypomnę Wam… 

Dalsza część tekstu pod wideo

Galactik Football

Rok 2006, mały Kajtek zafascynowany piłką nożną i kreskówkami, a na Jetixie premiera serialu, który miał połączyć oba te światy w jednym - Galactik Football. Kto wtedy oglądał, ten wie: to była produkcja inna niż wszystkie. Francusko-brytyjska animacja, która wyglądała jak mieszanka kreskówki z 3D, a opowiadała o międzyplanetarnym turnieju piłkarskim z dodatkiem czegoś, co nazwano… Fluxem. Brzmi dziwnie? Było dziwne. Ale działało. I to jak.

Serial z miejsca zyskał popularność - zwłaszcza wśród młodszych widzów, którzy jeszcze nie zdążyli się zderzyć z brutalną rzeczywistością licencjonowanych FIFA i prawdziwej Ligi Mistrzów. Tu wszystko było możliwe: drużyna z lodowej planety, zawodnicy z mocami, stadion na orbicie i mecze, które bardziej przypominały bitwy niż sportowe widowiska. Ale pod tą efektowną otoczką kryła się historia o przyjaźni, drużynie i walce o własne miejsce..

Fabuła skupiała się na drużynie Snow Kids, młodych zawodnikach z planety Akillian, którzy - po latach przerwy w dostępie do Fluxu - mają szansę wrócić na galaktyczne salony. Po drodze są treningi, porażki, konflikty i turniej, w którym mierzą się z ekipami z całego kosmosu. Każda planeta, każdy skład - z własnym stylem, mocą i charakterem. I choć wszystko podszyte było czystą fantastyką, to emocje były bardzo przyziemne.

Galactik Football doczekało się trzech sezonów i 78 odcinków. Ostatni z nich wyemitowano w 2011 roku, ale dla wielu fanów serial nie zakończył się nigdy - bo pamięć o nim wciąż wraca, choćby w formie nostalgicznych wzmianek w internetowych dyskusjach. Niektórzy do dziś trzymają kciuki za kontynuację, inni wracają do odcinków. Bo choć od premiery minęło już blisko dwie dekady, magia Fluxa - tak jak dobra historia - nie starzeje się nigdy.

Fenomen, którym żyły dzieciaki

Galactik Football wbiło się w moją dziecięcą wyobraźnię z siłą strzału Rocketa. Byłem totalnie zafascynowany różnorodnością drużyn - każda z własnym stylem, strojem, charakterem i oczywiście unikalnym Fluxem. Jedni latali, inni generowali fale dźwiękowe, a jeszcze inni walili lodowymi kolcami w piłkę. I to działało - nie jako efekciarstwo, tylko coś, co miało sens w świecie, gdzie futbol to nie tylko sport, ale prawie religia.

Do dziś pamiętam naklejki z rogalików Chipicao. Wymienialiśmy się nimi na przerwach, kombinując, jak zdobyć brakujące do pełnego zestawu. Niektóre były tak legendarne, że traktowało się je jak relikty. Album można było dorwać za darmo w osiedlowym sklepie, a rogalików zjadłem wtedy tyle, że dziś bym prawdopodobnie szybko je zwrócił… Wtedy to była jednak gra w grze - galaktyczny football przeniesiony do podstawówki.

Albo własna wersja Netheru.. Przejścia między blokami zamieniały się w korytarze, po których piłka niejednokrotnie zostawiała ślady na ścianach i suficie. Każdy był w jakiejś drużynie, każdy miał swoją rolę. Nie było wtedy EA Sports FC w obcnej formie, nie było mobilnych gier z mikropłatnościami - była wyobraźnia i asfalt pod butami. I to wystarczało, żeby przez kilka godzin czuć się częścią czegoś większego niż szkolne podwórko.

Wracałem do tego serialu kilkukrotnie, za każdym razem z lekkim niepokojem, że „to już nie to samo”. A jednak - za każdym razem okazywało się, że smak wciąż ten sam. Historia może trochę prostsza niż zapamiętałem, animacja miejscami trzeszczy, ale magia została. Flux dalej iskrzy. I choć dziś już nie wymieniam się naklejkami, to w głowie i tak gdzieś siedzi ten turniej, ta drużyna i to uczucie, że piłka może zmieniać światy.

Niczym Ahito 

Galactik Football to nie tylko świetny serial z Jetixa - to kawał dzieciństwa, które pachniało naklejkami z rogalików i brzmiało okrzykami wyimaginowanych fluxów na szkolnym podwórku. W czasach, gdy wszystko wydawało się możliwe, a każdy korytarz między blokami mógł być areną, ten serial dawał coś więcej niż rozrywkę. A my sami wchodziliśmy wtedy w role znanych nam bohaterów. 

Dlatego jeśli ktoś mówi mi, że wspomina tę serię z sentymentem, nie muszę pytać dlaczego. To był ten typ historii, który trafił w samo serce młodego fana piłki, sci-fi i drużynowego ducha. I choć nie doczekaliśmy się kontynuacji, a temat ucichł tak szybko, jak się pojawił - to Flux, przynajmniej w głowach tych, którzy wtedy oglądali, wciąż gdzieś tam krąży. A ja dalej wierzę, że znajdzie ujście, gdy pojawi się mityczny czwarty sezon… 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper