
Nie tylko Minecraft. Dziesięć najdziwniejszych ekranizacji gier
Kolejne rekordy w kinach bije film Jareda Hessa “Minecraft”, mający swoją premierę w poprzedni piątek. Scenariusz do tego obrazu luźno oparto na jednej z najpopularniejszych gier ostatnich kilkunastu lat, która może być o tyle niewdzięcznym materiałem wyjściowym, że praktycznie pozbawiona jest klasycznej fabuły. Nie jest to oczywiście pierwszy przypadek, w którym scenarzyści muszą się wykazać sporą kreatywnością, by dobudować fabułę do wyjątkowo skąpego pod tym względem pierwowzoru.
Czy się to komuś podoba, czy też nie w filmowo-serialowym mainstreamie dominują dziś ekranizacje gier. Niektórzy twierdzą wręcz, że przejęły one role zarezerwowaną jeszcze do niedawna dla opowieści superbohaterskich. Szczęśliwie ich poziom jest dziś dużo wyższy niż choćby produkcji z przełomu wieków, a miejsce niegdysiejszego króla filmowego kiczu, Uwe Bolla zajął dziś niezmordowany Paul W.S. Anderson, reżyser choćby niedawnego “Monster Hunter”. Czego by o nim nie powiedzieć jednak twórca lepszych widowisk niż legendarny Niemiec. W dodatku dzieła serialowe, takie jak “The Last of Us” od MAX czy też amazonowski “Fallout” pokazały ogromny potencjał jaki tkwi w opowieściach umiejscowionych w świecie wykreowanym przez twórców gier komputerowych.
Interesującym trendem były adaptacje gier, które garściami czerpały z konkretnych gatunków filmowych, jak choćby zupełnie nieudany “Max Payne” z 2008 roku. Przypadek “Minecrafta” wiąże się jednak z zupełnie innym problemem. Często bowiem w grach nie mamy do czynienia ze spójną opowieścią, a więc scenarzyści tworów komercyjnych, opartych na konkretnych rozgrywkach muszą się nieźle nagimnastykować, by zarysować fabułę, bez której - jak się okazuje - często mogą się obejść gry, ale już nie produkcje filmowe. W oczekiwaniu na niechybną ekranizację “Snipera” czy “PacMana” wybraliśmy dziesięć przypadków gier, nie tylko komputerowych, które z pozoru średnio nadawały się na ekranizację, ale - z jakichś powodów - ostatecznie ją zrealizowano.




Battleship
Zestawienia najdziwniejszych ekranizacji gier nie sposób zacząć inaczej jak od filmu Petera Berga z 2012 roku, w którym zagrali m.in. Taylor Kitsch, Alexander Skarsgard, Liam Neeson, Tadanobu Asano, a także Rihanna. Widowisko mające łączyć science fiction z kinem wojennym zostało bowiem pomyślane jako ekranizacja popularnej planszowej gry w statki. Jej początki datuje się na czasy I. wojny światowej, a po raz pierwszy została zaprezentowana w 1967 roku przez Miltona Bradleya, który pewnie nie spodziewał się, ze ktoś kiedyś wpadnie na to, by zrealizować film na jej podstawie.
Postal
Na dobrą sprawę to zestawienie mogłoby się składać w jakiejś połowie z wiekopomnych dzieł Uwe Bolla, ale jeśli przychodzi wybrać ten jeden tytuł to najlepiej postawić na film z jednej strony najdziwniejszy, a z drugiej zdecydowanie najlepszy w karierze niemieckiego wizjonera. Zaprezentowana w 1997 roku gra nie wyróżniała się ani grafiką, ani też wciągającą fabułą, zaproponowała za to posuniętą wręcz do absurdu brutalną rozwałkę, z czego skorzystał również Uwe Boll, pakując do swego filmu z 2007 roku maksimum kompletnie niewyszukanego, niewybrednego, ale przy tym również niepoprawnego politycznie humoru, przy okazji kpiąc również z siebie samego.
Wing Commander
O rozpoczętej w 1990 roku serii symulatorów kosmicznych filmowcy przypomnieli sobie siedem lat później. Dwa lata przed premierą czwartej odsłony, w której po raz drugi głosu głównemu bohaterowi, Christopherowi “Maverickowi” Blairowi, użyczył Mark Hamill. Odtwórca roli Luke’a Skywalkera początkowo był typowany również do głównej roli w obrazie, służącym jednak jako swoisty prequel do szczątków historii opowiadanej w samych grach, dlatego ostatecznie uznano, że był do niej zbyt zaawansowany wiekowo. Ostatecznie przypadła ona Freddie Prinze’owi jr., ale widowisko nie cieszyło się wielkim zainteresowaniem, zarabiając dwa razy mniej niż kosztowało.
Super Mario Bros.
Na wiele dekad przed tym, gdy okazało się, że jedna z najsłynniejszych gier platformowych wszech czasów wręcz idealnie nadaje się na animowaną ekranizację, grupa twórców pokazała, że realizowanie na jej podstawie filmu aktorskiego nie ma żadnego sensu. Plany były jednak ambitne, bo znanemu reżyserowi Rolandowi Joffe zamarzyło się równie zabawne i kreatywne widowisko jak choćby “Pogromcy duchów”, a pierwszy, oparty na pomyśle rodem z “Rain Mana” Barry’ego Levinsona scenariusz tworzył laureat Oscara, Barry Morrow. Ogromne problemy ze znalezieniem właściwej ramy dla tej opowieści poskutkowało odejściem od wielu elementów z gry, a sam film po premierze bardzo szybko okazał się kompletną klapą, która na szczęście na dekady pogrzebała wszelkie pomysły na reaktywację przygód dwóch braci hydraulików w filmie nieanimowanym.
Tekken
Dyskusje na temat ekranizacji jednej z najbardziej popularnych komputerowych bijatyk zaczęły się w 2002 roku, ale dopiero wielki sukces “Lara Croft: Tomb Raider” z Angeliną Jolie w roli głównej sprawił, że twórcy zabrali się za realizację filmu. Jak zwykle przy okazji tego typu przedsięwzięć wymyślając dość wątłą fabułę, obliczoną na połączenie ze sobą kolejnych efektownych walk. Niestety w ostateczności nie udało się przekonać do udziału w tym filmie Jeta Li i Jackie Chana, choć akurat obaj aktorzy mogą być zadowoleni z tego, że - w przeciwieństwie do słynnego Cary-Hiroyuki Tagawy - w nim nie wystąpili. Widowisko było bowiem powszechnie krytykowane, chyba najbardziej przez samego twórcę Katsuhiro Haradę. O dziwo pięć lat później do dystrybucji trafił sequel, ponoć jeszcze gorszy.
Street Fighter
W połowie lat 90’ mówiono o tym, że absolutny gwiazdor kina kopanego, czyli Jean Claude van Damme ma zagrać Johnny’ego Cage’a w zbliżającej się wielkimi krokami adaptacji “Mortal Kombat”. Ostatecznie jednak Belg wcielił się w innego bohatera gry komputerowej ze “Street Fightera”, finansowanej zresztą głównie przez Capcom, dzięki czemu firma miała wpływ nawet na najmniejszy aspekt tej produkcji. Reżyserowi i scenarzyście Stevenowi E. de Souzie udało się dopisać do zwykłej bijatyki fabułę, skoncentrowaną tu wokół rywalizacji ze zbrodniczym generałem Bisonem, granym przez Raula Julię, dzięki któremu dziś pamiętamy o tym przedziwnym tworze ostatniej dekady poprzedniego wieku.
Dead or Alive
Przed jeszcze trudniejszym zadaniem stanęli scenarzyści widowiska z 2006 roku. Innego filmu opartego na serii gier-bijatyk, w których próżno było szukać jakiejkolwiek intrygi, na której możnaby zawiesić jego akcję. Jak zwykle więc skorzystano z typowej dla tego typu tworów “karty wyjścia z więzienia”, którą jest w tym wypadku formuła turnieju, urządzanego przez miliardera Donovana, granego przez niezastąpionego w kinie klasy C Erica Robertsa, będącego tu zresztą najbardziej znanym aktorem.
Need for Speed
Ok, niektóre odsłony jednej z najpopularniejszych serii wyścigowych wszech czasów - jak choćby “Most Wanted” - zawierały jakieś fabularne szczątki, ale czy kogoś naprawdę to obchodziło? Sednem rozgrywki były i tak kolejne wyścigi o nowe samochody i ucieczka przed tabunem policjantów, dowodzonych przez sierżanta Crossa. Scenarzyści filmu z 2014 roku stanęli więc przed wyjątkowo łatwym zadaniem dopisania pretekstowej fabuły, stanowiącej tu dodatek do kolejnych wyścigów, dzięki której można było powiązać ten film z growym tytułem. Produkcja przyniosła ponad 200 milionów dolarów wpływów z box office, ale na szczęście nigdy nie doczekała się kontynuacji.
Double Dragon
Trzy lata po swej ikonicznej roli jako T-1000 w “Terminatorze 2”, powracający dziś dzięki niej do świadomości graczy, dzięki dołączeniu tej postaci do “Mortal Kombat”, Robert Patrick zagrał w przedziwnej ekranizacji zupełnie innej gry, należącej do podgatunku beat'em up: “Double Dragon”. Jak zwykle w takich przypadkach bywa scenarzyści zostali zmuszeni do dopisania przedziwnej fabuły, nie mającej tu nie tylko większego sensu, ale co gorsza również odpowiedniego tempa, w rezultacie czego powstał wątpliwej jakości dzieło, tylko dla prawdziwych koneserów przeróżnych dziwactw z lat 90’.
Rampage
Historia tej serii gier salonowych, a później również konsolowych, w których gracz dostawał szansę sterowania człowiekiem zamienionym w wielkie monstrum, niszczące wszystko co tylko stanie na jego drodze, rozpoczęła się w 1986 roku. Ekranizacja filmowa była jedną z części porozumienia o wykupie tytułu od Midway przez Warner Bros. Interactive Entertainment i ostatecznie zmaterializowała się w postaci filmu Brada Peytona. Choć nad scenariuszem do niego miało pracować aż czterech twórców w ostateczności to właśnie on okazał się największym problemem widowiska z 2018 roku, co nie przeszkodziło w osiągnięciu sporego sukcesu w kinach.
Przeczytaj również






Komentarze (34)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych