Reklama
The Pitt (2025) - opinia o serialu [max]. Gdyby Jack Bauer pracował w szpitalu

The Pitt (2025) - recenzja, opinia o serialu [max]. Gdyby Jack Bauer pracował w szpitalu

Piotrek Kamiński | 03.01, 21:00

Cały sztab lekarzy ze szpitala w Pittsburgu, wsparty studentami medycyny, walczy z zalewem pacjentów na OIOMie. Każdy odcinek odpowiada jednej godzinie ich pracy, a w ciągu całego sezonu widzowie obejrzą piętnaście, pełnych napięcia, dramatów i radości godzin z ich życia. 

Pamięta ktoś jeszcze Jacka Bauera? Tego agenta, który w ciągu jednej doby musiał powstrzymać terrorystów przed zamordowaniem kandydata na prezydenta, a widzowie oglądali kolejne wydarzenia "na żywo"? Ciekawy serial, choć, jak dla mnie, producenci trochę przesadzili z liczbą kolejnych sezonów. Dzisiaj Kiefer Sutherland kojarzy się graczom przede wszystkim z rolą w "MGSV: the Phantom Pain" (bo Hideo nigdy nie lubił Haytera i od zawsze chciał pracować z ludźmi z Hollywood), ale na początku XXI wieku "24 godziny" to był sztos, na który wracało się o odpowiedniej godzinie z podwórka. To jeden element składowy dzisiejszego serialu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Drugim natomiast jest równie przedpotopowy "Dr House" z 2004, w którym genialny lekarz diagnosta i jego zespół młodych, ale zdolnych pomocników co tydzień starał się rozwiązać medyczne zagadki, z którymi większość prawdziwych lekarzy nie miałaby do czynienia przez całą swoją karierę. Był to zasadniczo Sherlock Holmes w szpitalu, ale oglądało się go pierwszorzędnie (końcówka 4. sezonu - petarda), tylko - znowu - producenci nie wiedzieli, kiedy skończyć... W każdym razie, właśnie mixem tych dwóch produkcji jest "the Pitt" i przyznam, że tak jak z początku nie byłem przesadnie zafascynowany nowością od max, tak ostatecznie łyknąłem udostępnione nam 10 z 15 odcinków w dwa dni. Zła wiadomość jest taka, że max (jak to max) będzie puszczał kolejne odcinki w tygodniowych odstępach, więc na zrobienie sobie maratonu całości trzeba będzie zaczekać aż do kwietnia. Ale i tak polecam, bo ciurkiem ogląda się go zwyczajnie lepiej!

The Pitt (2025) - recenzja, opinia o serialu [max]. Cały batalion postaci

Ekipa szpitala

Głównych bohaterów mamy tu tyle, że ciężko w ogóle ich zliczyć, a wymienianie ich mogłoby mi spokojnie zająć pół tekstu. Z bardziej istotnych mamy tutejszego House'a, czyli Mike'a Rabinavitcha (Noah Wyle), szefa zmiany, na którego barkach spoczywa pilnowanie, by praca przebiegała bez zakłóceń, uspokajanie nerwowych sytuacji, pilnowanie studentów i w sumie wszystko inne. Nie jest on aż takim sarkastycznym cepem, jak wspomniana postać Lauriego, co nadaje mu całkiem ciekawy sznyt. Wyle tworzy tutaj postać raczej wesołą i przyjaźnie nastawioną do zarówno pracowników jak i pacjentów, ale potrafi też zacisnąć poślady, kiedy wymaga tego sytuacja. To po prostu świetny profesjonalista, którego aż nie sposób nie polubić. Towarzyszy mu grupa lekarzy z wieloletnim doświadczeniem. Znajdzie się twarda babka w zagrożonej ciąży, podchodzącą do wszystkiego na chłodno profesjonalistka z 30 letnim stażem, wyszczekany, młody, ale obrotny lekarz specjalizujący się w beznadziejnych przypadkach i chyba najciekawsza z nich, doktor McKay (Fiona Dourif), pełna empatii, potrafiąca zachować zimną krew lekarka... Z nadajnikiem SDE na kostce, bo miała kiedyś problem z nadużywaniem substancji i straciła nawet prawo do opieki nad swoim jedynym dzieckiem. Nie mam pojęcia, czy ktoś taki byłby dopuszczony do pracy z ludźmi na granicy życia i śmierci, w dodatku otoczony ze wszystkich stron mocnymi jak cholera lekami, ale nie zmienia to faktu, że jest w niej coś hipnotyzującego i - znowu - trudno jest jej natychmiast nie polubić. Chociaż jej niepodważalne podobieństwo do znanego ojca jest lekko rozpraszające.

Młodsza część obsady to studenci odbywające praktyki i tutaj już zdecydowanie łatwiej jest znaleźć kogoś, kogo absolutnie się nienawidzi. Wyglądający na wiecznie przerażonego chłopak z niewielkiej farmy, Whitaker (Gerran Howell) aż prosi się o przytulenie, ale ma wiecznego pecha (w ramach żartu, w niemalże każdym odcinku przytrafia mu się coś, przez co musi zmieniać ciuchy). Samira Mohan (Supriya Ganesh) ma twarz, która aż bije dobrymi chęciami i łatwowiernością, ale ma przy tym raczej słabą głowę i czuję, że jako córka ordynatorki, musi udowodnić całemu światu, że zasługuje na miejsce w zespole. Z oboma tymi postaciami sympatyzujemy bez żadnego problemu. Ale razem z nimi w grupie znajduje się też Santos (Isa Briones), sarkastyczna, nie lubiąca słuchać poleceń ani krytyki, idącą po trupach do celu twarda babka, którą będziesz uwielbiał nienawidzić. Mam dziwne przeczucie, że scenarzyści nie są aż tak przebiegli jak im się wydaje i ostatecznie zafundują jej jakieś wielkie odkupienie, ale przez przynajmniej 2/3 serialu nie da się jej lubić.

The Pitt (2025) - recenzja, opinia o serialu [max]. Dramat o ludziach 

Rabinavitch

Fabuły kolejnych odcinków, to oczywiście jeden kryzys na drugim - nierzadko po kilka na raz - ale biorąc pod uwagę miejsce akcji, nie ma w tym absolutnie nic dziwnego. Istotnym rozróżnieniem między "Dr House", a "the Pitt" jest fakt, że w tym drugim serialu raczej rzadko trafiają się sytuacje, w których ktoś nagle po prostu upadł i trzeba teraz dojść w ciągu 40 minut dlaczego, bo inaczej będzie zgon. Scenarzyści serialu nie wymyślali koła na nowo i serwują nam raczej klasyczne przypadki - z których w prawdziwym świecie spora część i tak jest już dostatecznie niebezpieczna dla życia pacjenta - dramaturgiczny ciężar opowieści opierając na ludziach, a nie samych przypadkach. Przykład pierwszy z brzegu: jednym z pacjentów w ósmym odcinku jest kilkuletnia dziewczynka, która ratowała swoją młodszą siostrzyczkę z basenu. Sama się przy tym podtopiła i teraz trzeba podawać jej odpowiednie środki, ogrzewać, robić masaż serca i liczyć na to, że się uda. Może będzie to lekki spoiler, więc jeśli liczysz na to, że nie zapomnisz tego faktu do końcówki lutego, to lepiej przejść już do następnego akapitu. Już? Dobra. No więc kompletnie zniszczył mnie psychicznie ten odcinek. Zarówno aktorstwem ze strony rodziców dziewczynki, Rabinavitcha, jak i niby prostą, ale jakże nieziemsko skuteczną sceną z siostrzyczką rzeczonej dziewczynki i małym, pluszowym misiem. To był ostatni odcinek, jaki włączyłem przed snem i dosłownie miałem później problem, żeby zasnąć.

Oczywiście nie każdy jeden epizod jest aż tak zajmujący. Miejscami sytuacje są na tyle oklepane, że nie zrobiły na mnie zbyt wielkiego wrażenia - choć nikt nie powiedział, że wątki te nie wrócą jeszcze w kolejnych odcinkach, w końcu cała fabuła serialu dzieje się w ciągu jednego dnia pracy i sytuacja, która wydawała się z początku nieciekawa i bezpieczna, może nagle skręcić w nieoczekiwanym i bardzo dramatycznym kierunku. Autorzy serialu nie boją się przy tym pokazywać całkiem imponująco wykonanych obrażeń ciała i metod na jego naprawę. Noga, która wygląda jakby obgryzło ją stado psów, z kolanem w niewłaściwą stronę? Bardzo proszę, zaraz nastawimy to kolano jak trzeba i zaczniemy działać z ranami. Oczywiście kamera będzie wtedy twardo obserwować rzeczone kolano. Czyjeś wnętrzności na ekranie monitora czy nagie ciało też nie powinno nikogo dziwić, tak samo jak pacjent robiący kupę do wiadra, bo ktoś akurat wparował mu nagle do sali, kiedy korzystał z "toalety". Jeśli masz raczej delikatny żołądek, to sugeruję zastanowić się, czy na pewno chcesz spędzić piętnaście godzin w the pitt, jak Rabinovitch pieszczotliwie określa swoje miejsce pracy.

Przyznam, że niechętnie zabierałem się za seans dzisiejszego serialu. Kolejny dramat o szpitalu, z postaciami tak łatwymi do odszyfrowania, że aż urągającymi inteligencji widza. Zmieniłem zdanie już przy drugim odcinku, a do końca trzeciego wiedziałem, że będę oglądał dalej, póki wystarczy mi sił. To bardzo ciekawie pomyślany, bardzo dobrze zagrany, wciągający i poruszający serial, a jego koncepcja sprawia, że w tych ostatnich pięciu odcinkach, których jeszcze nie widziałem, może wydarzyć się dosłownie wszystko. Twórcy od czasu do czasu pokazują nam sceny, które nawet i po dziesięciu odcinkach zdają się nie mieć większego wpływu na fabułę, ale myślę, że koniec końców "the Pitt" zrobi robotę. Na metaforyczną burzę zbiera się od pierwszego odcinka. Tylko jaki wariat wymyślił żeby torturować widzów zaledwie jednym odcinkiem na tydzień?! Ja wiem już, ze ostatnich piec obejrzę dopiero, jak już wszystkie będą dostępne. I tobie zalecam to samo.

Premiera pierwszych dwóch odcinków już 09.01.25.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper