Dying Light: The Beast - Techland powraca do stylu The Followning
Seria Dying Light złączyła idee otwartego świata naszpikowanego aktywnościami z action-survivalem. W tle oczywiście wirus zmieniający ludzi w zombie. Po wybuchu epidemii w Harran zaraz przerzuciła się na resztę globu o czym opowiedział sequel. Czekaliśmy na niego zbyt długo biorąc pod uwagę jakość produkcji. Nie jest to oczywiście gra zła. Po prostu trochę zbłądziła. Do korzeni powraca za to Dying Light: The Beast.
Sama obecność Crane’a (Roger Smith Craig) nie jest wyznacznikiem powrotu studia do dawnych nawyków. Poniekąd zrobili to po czasie z Dying Light 2 w formie potężnej aktualizacji. Noce stały się groźne, z uwagi na zwiększoną ilość Przemieńców okupujących ulice Villedoru. Polubiłem sequel, lecz studio nie prześcignęło oryginału. Brakowało mi przyciężkiego klimatu Harranu opalanego zachodzącym słońcem. Dying Light w swojej oryginalnej wersji to przede wszystkim ciekawsze wyzwanie. Problem sequela leży w zaciekłej próbie przystępności dla wszystkich graczy. To dlatego autorzy obniżyli poziom trudności i wprowadzili dłuższe, choć o wiele łagodniejsze w przetrwanie noce.
Dying Light: The Beast to próba zadowolenia tylko fanów uniwersum. Techland nie zamierza kombinować z settingiem, więc kieruje nas do rejonów przypominających bardziej The Following niż miasta z obu gier. Sam najlepiej wspominam ten dodatek. Techland dostarczył wyśmienite DLC, które de facto stanowiłoby materiał na oddzielną produkcję. Zapowiedziana niedawno nowa gra z tego uniwersum również powstawała jako dodatek do DL2, lecz po niezliczonych naradach studio zdecydowało, że opracuje tytuł w formie samodzielnej gry. I słusznie, ponieważ na trzecią część i tak poczekamy jeszcze kilka dobrych lat, natomiast wypuszczenie na rynek Bestii zaspokoi największych fanów marki. W tym mnie.
W pogoni za zemstą
Kyle Crane nie biega już w roli bohatera ratującego świat przed nieuniknioną zagładą. Przemiana wymusiła na twórcach przepisanie charakteru tej postaci na nowo. Trudno obecnie rokować czy Crane stał się mroczną wersją samego siebie czy zachował w sobie resztki człowieczeństwa. Autorzy korzystają ze scenariuszowego gotowca, czyli dość oklepanego motywu zemsty. Jedno z zakończeń The Following sugerowało, że historia tego bohatera zakończyła się. Drugie wskazywało...przemianę. Teraz pytanie które z nich powinniśmy uznać za kanoniczne? Według twórców Kyle był przetrzymywany przez swoich oprawców i poddawany eksperymentom. Warto przypomnieć, że Crane został ugryziony podczas minut otwarcia w pierwszym Dying Light.
Materiały z rozgrywki przypominają The Following. Obszary pozamiejskie z drobnymi zabudowaniami. Większość drzwi będzie zamknięta a bohater będzie zmuszony wykorzystywać inne opcje dostania się do wewnątrz. Pod tym względem nadchodząca produkcja również przypomina The Following. Tam rzadko który dom pozostawał otwarty. Wejść należało głównie przez okna, a czasem dachy. Najlepszą wiadomością w odniesieniu do Dying Light: The Beast jest możliwość kierowania pojazdem. W The Following buggy było prawdziwym game-changer'em. Ułatwiało przemieszczanie się i zapewniało szybki przyrost punktów doświadczenia nocą, ponieważ Przemieńcy, choć ścigali gracza z zaciekłością większą niż w podstawce, byli naturalnie łatwiejsi do zgubienia. W Dying Light przyrost PD nocą jest przecież podwojony.
Dying Light: The Beast zwróciło się w kierunku fanów oryginału. Sam do nich należę. Niespecjalnie przepadam za Villedorem, miastem niepotrzebnie rozwleczonym, gdzie podział nocy i dni był częstszy, lecz stanowił mniejsze wyzwanie. A przecież to noce potraktowano w pierwszym Dying Light esencjonalnie. Gracz stawał się zwierzyną. W The Beast będziemy jednak łowcami. Pozwoli nam na to specjalnie przygotowany tryb, Beast Mode. Chodzi tym razem o nieustanny survival, bo wiele czasu spędzimy w dziczy. Jak twórcy zaplanują wyzwanie? Dying Light, choć wrzuca gracza do świata pełnego zombie, to nie od razu pozwala na nieskrępowaną eksterminację. Z początku należy wykorzystywać otoczenie (kolce, pułapki). Wraz ze wzrostem atletycznych umiejętności bohatera zwiększają się możliwości obronne.
Letnia bestia
Gra pojawi się do lata następnego roku. W chwili pisania tekstu ponad milion graczy wpisało tytuł na listę życzeń. To jedynie dowodzi jak silną markę stworzył Techland na czele z pomysłodawcą serii, Tymonem Smektałą. Kariera tego twórcy jest interesująca. Mogliście go poznać w roli redaktora naczelnego magazynu Playboks (wydawany w 2011 roku). Pismo niestety nie zdołało przetrwać. Smektała odnalazł swoje powołanie w Techland. Dying Light wydane przed dekadą z miejsca okazało się najlepszą grą z zombie ulokowaną w otwartym świecie. Dying Light: The Beast spodobało się graczom również ze względu na liczne podobieństwa do pierwszej gry i świetnego DLC.
I tym sposobem z planowanego wstępnie dodatku do Dying Light 2: Stay Human oczekujemy samodzielnej produkcji. Kilkanaście godzin to satysfakcjonujący wynik. Zmęczyły mnie już produkcje zajmujące znacznie dłużej. W tym kontekście DL2 stawało się po prostu nudne, pomimo licznych nowości zaimplementowanych przez Techland. Niektóre głośne hity nie wymagają zbytniego kombinowania. Podoba mi się zarys fabularny The Beast oraz fakt powrotu ikonicznego bohatera. Technicznie tytuł prezentuje wysoki poziom, lecz w Dying Light wszystko definiuje ruch. Do najpiękniejszych grafiki idzie się przyzwyczaić ale do mizernej wydajności już niespecjalnie. Bestia w końcu musi być szybka.
Przeczytaj również
Komentarze (23)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych