Nominacje do The Game Awards 2024 to nie wina Geoffa. To wina branży
The Game Awards to gala, która nie od dziś budzi spore zainteresowanie, ale i równie duże kontrowersje. Wygląda jednak na to, że nadchodząca 10. edycja będzie tą, którą długo nie zapomnimy. I to nie tylko z racji jubileuszu.
Już w ten piątek, jak co roku, dowiemy się które dzieło wirtualnej rozrywki otrzyma tytuł Gry Roku, który, jakby nie patrzeć, jest bardzo prestiżowym mianem. Jeszcze do niedawna wydawałoby się, że nagrody przyznawane na imprezie Geoffa Keighleya w porównaniu ze zwiastunami najnowszych produkcji AAA grają drugoplanową rolę. Tymczasem reakcja na tegoroczne nominacje dobitnie pokazuje, że budzi ona równie wielkie emocje. To z kolei wpływa na to, że z każdym rokiem TGA staje się coraz to ważniejszą imprezą nie tylko na growym poletku.
Sprawiedliwość dla stale rozwijanych gier
Fakt, że tak wiele osób przejmuje się tym, że Elden Ring: Shadow of the Erdtree jest nominowany w kategorii Gra Roku 2024, pokazuje, że nie tylko Geoff Keighley zbliża się do realizacji swojego celu, by The Game Awards było galą na miarę Oscarów, ale też, do jakiego miejsca wszyscy doprowadziliśmy tę branżę.
Trudno jednak się dziwić, ponieważ rozszerzenia ukochanych przez nas gier istnieją od dawna i również rozmowa o tym, że fabularne dodatki czy Expansion Packi mogłyby być samodzielnymi grami i zasługują na docenienie, trwa nie od dziś. Podobnie jest z remake'ami i bardziej dopieszczonymi remasterami, ale wtedy trzeba by się zastanowić, jak przebiega rozwój branży, jeśli tytuł sprzed wielu lat po odnowieniu może być wpływowy. Szczególnie jeśli nagrodzony zostanie produkt, który już kiedyś zgarnął wszystkie najważniejsze laury, to można to różnie odbierać.
Z jednej strony to dowód na to, że dobry pomysł i wykonanie zawsze się obronią, a z drugiej, że stoimy w miejscu i niewiele potrzeba nam do szczęścia. Wówczas dochodzimy do momentu, w którym rodzi się pytanie: dlaczego w takim razie np. oryginalny Doom nie jest nominowany nigdzie, mimo iż wciąż jest rozwijany i w ostatnich latach trafił na współczesne platformy? Przecież to jest tak samo wybitna i inspirująca pozycja jak ponad 30 lat temu... Oczywiście to żart i celowa przesada, ale nie da się zaprzeczyć temu, że długo żyjące dzieła jak No Man's Sky, GTA Online czy Fortnite to pokaz tego, jak można zmodyfikować znaną już grę tak, aby wydawała się wciąż świeża.
Assassin's Creed Valhalla udowodniło, że można regularnie wypuszczać dodatki, które będą sprawiać, że tytuł będzie na ustach fanów przez długi czas. Gdyby Rockstar chciał, to rozszerzenia sieciowego modułu Grand Theft Auto V mogłyby sprawić, że ten 11-letni hit wciąż byłby w stanie bić się o miano gry roku. To zasługa tego, że oczekujemy, iż DLC nie będą jedynie wyciętą zawartością lub taką, która miksuje jedynie gotowe assety i starcza na jeden wieczór. A gracze raczej chcą, by popremierowa zawartość przypominała dawne Expansion Packi i wprowadzały faktycznie coś nowego.
Z tego powodu coraz częściej materiał na dodatek staje się samodzielnym tworem, który można wypuścić w międzyczasie i nam zapełni pustkę w oczekiwaniu na pełnoprawny sequel, a twórcom i wydawcom portfele. I to jest w porządku, pod warunkiem że taki produkt ukaże się maksymalnie dwa lata po premierze głównej odsłony, bo wtedy korzystanie z gotowych już elementów jest zrozumiałe. Jednak gdy taki produkt się rozrasta i nie trwa już dodatkowych 8 godzin, wtedy już powinien przekształcić się w pełnoprawny sequel, otrzymać więcej czasu na rozwój i pokazywać zauważalne zmiany, a nie dawać do zrozumienia, że jest rozciągniętym pakietem świeżej zawartości, którym się nie stał tylko dlatego, że mało kto chce płacić nawet kilkadziesiąt złotych za dwie lub trzy dodatkowe godziny zabawy.
The Game Awards jak Oscary, czyli głośno i kontrowersyjnie, a gracze i tak robią swoje
Nie da się ukryć, że The Game Awards to mainstreamowe show. Geoff Keighley niejednokrotnie deklarował, że chce, by to były gamingowe Oscary. Te oryginalne ze świata filmu to konkurs popularności, niczym Eurowizja, więc gdyby Shadow of Erdtree albo Black Myth: Wukong nie zostały uwzględnione, mielibyśmy do czynienia ze skandalem.
Aby to potwierdzić, wystarczy spojrzeć na kandydatów i poprzednich laureatów konkursu Player's Voice, które jest niczym innym jak sprawdzeniem, kto ma najbardziej oddaną i zaangażowaną społeczność.
Skoro Genshin Impact wygrał ten konkurs w 2022 prawdopodobnie dlatego, że twórcy obiecali graczom darmowe fanty za oddanie głosu, to dlaczego nie mógłby zwyciężyć chiński tytuł, który, mimo że nie został jednogłośnie uznany za produkt wybitny, niewątpliwie odniósł sukces na polu sprzedażowym, marketingowym i wizerunkowym?
Nominacje dla Elden Ring: Shadow of the Erdtree = problem z Best Ongoing Game
Oczywiście nie sposób nie docenić deweloperów, którzy faktycznie poświęcają swój czas, aby przygotować do obecnej już gry content na kolejne 10,20 czy 40 godzin. Dlatego dla mnie tegoroczne nominacje są zrozumiałe. Jednak takie produkcje mają już własną kategorię Best Ongoing Game. Dzięki niej pozycja, która jest już na rynku od jakiegoś czasu, ale została w jakiś sposób odmieniona, może zostać ponownie doceniona i to właśnie tam powinien się znaleźć Elden Ring ze swoim dodatkiem.
Problem w tym, że to jedna z tych kategorii traktowanych po macoszemu podczas głównego wydarzenia. Z tego powodu jest łatwa do przeoczenia, a wiadomo, że każdy chce wyjść na scenę, pokazać się i dostać przynajmniej te 30 sekund, by podziękować i zapewnić, że będzie dalej ciężko pracował. To moment, w którym produkcje i ich twórcy zwracają na siebie największą uwagę, co może skłonić do zakupu danej gry. Tym bardziej że z okazji The Game Awards organizowane są wyprzedaże z kandydatami do nagród. Mimo to nadal uważam, że zwycięstwo Shadow of the Erdtree byłoby sygnałem, że Best Ongoing Game nie ma sensu i wspierane przez lata gry powinniśmy uwzględniać w najważniejszych kategoriach.
Jednak nietrudno sobie wyobrazić, jak odebrane zostałoby to, że można oddawać głosy na kolejny dodatek do The Sims 4 czy sezon w Fortnite. Kapitalnym tego przykładem była niedawna, nie do końca pozytywna, reakcja jednego z redaktorów serwisu The Gamer na to, że Astro Bot mógłby zgarnąć tytuł Gry Roku 2024 albo Player's Voice, z którego został wyeliminowany już po pierwszej rundzie.
Gaming miał być w mainstreamie i tam jest. Nominacje do The Game Awards 2024 to tego konsekwencje
Podsumowując, nie ma się co oburzać i mieć pretensje do kogokolwiek. Taki po prostu mamy obecnie stan branży. Coraz więcej znaczących w gamingu osób wskazuje na to, że na produkcję gier są przeznaczane zbyt duże ilości pieniędzy. Z drugiej strony, trudno się temu dziwić, bo to oznacza obecność w głównym nurcie – stworzone produkty muszą zarabiać albo przynajmniej się zwracać. Nawet nowe marki są robione tak, aby w teorii zminimalizować ryzyko porażki, a gracze chcieli rzucać w ich autorów monetami, najlepiej bezustannie.
W tym samym punkcie znajdują się aktualnie filmy i w gronie 10 najlepiej zarabiających w tym roku produkcji większość to kontynuacje znanych i lubianych marek. Można oczywiście wskazywać, że to pokłosie wiadomego globalnego problemu sprzed kilku lat, ale prawda jest taka, że trend sięgania po znane marki i rozwijanie ich jest obecne w rozrywce od dłuższego czasu, a tego nie zmieni już raczej nic.
Przeczytaj również
Komentarze (83)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych