Graliśmy w Beyond Galaxyland. Retro-futurystyczna odyseja wśród gwiazd
Już od pierwszych chwil Beyond Galaxyland przyciąga wzrok swoją stylistyką. Pikselowa grafika, neonowe barwy i retro-futurystyczny klimat przenoszą nas wprost do czasów, gdy z wypiekami na twarzy przemierzaliśmy cyfrowe światy na konsolach 8- i 16-bitowych. Ta gra to hołd dla klasyki, ale z nowoczesnym twistem, który sprawia, że całość jest świeża i intrygująca.
Wcielamy się w Douga, pozornie zwyczajnego nastolatka, który zostaje porwany do Galaxyland – międzygalaktycznego „parku rozrywki”, który skrywa mroczną tajemnicę. W wersji, którą miałem okazję grać, od początku towarzyszyła mi dwójka nietuzinkowych kompanów: Boom Boom, uzbrojona po zęby świnka morska (tak, dobrze czytacie!), oraz ROBORT, sarkastyczny robot z ciętym językiem.
Rzuceni w wir wydarzeń czujemy, że czeka nas niezła przygoda. Akcja szybko nabiera tempa i od razu zaskakuje jednym zwrotem akcji. Odkrywamy, że Galaxyland to nie tylko miejsce ekspansji, ale również arena mrocznych intryg i niebezpiecznych eksperymentów. Nasza misja ratowania Ziemi staje się wyścigiem z czasem, a każde podjęte przez nas działanie ma wpływ na losy całej galaktyki.
Fabuła, świat i system walki
Każda planeta to unikalny ekosystem, pełen różnorodnych biomów, dziwacznych stworzeń i ukrytych skarbów. Przemierzać będziemy tętniące życiem dżungle, zatłoczone rynki i tajemnicze laboratoria, odkrywając po drodze ślady mrocznej przeszłości tego miejsca. Gra ma wręcz zachęcać do eksploracji, oferując liczne misje poboczne, ukryte lokacje i możliwość pojmania wrogów, których umiejętności możemy później wykorzystać w walce. Nie mogłem doświadczyć praktycznie wszystkich wspomnianych tu rzeczy, bo prolog skupiał się na misji pobocznej, więc obeszło się bez zwiedzania i większości wspomnianych „atrakcji”. To, co mogłem w jakimś stopniu przetestować, to system walki. Załoga już na starcie była tak dopakowana, że nie mogłem doświadczyć jednego z najważniejszych elementów każdego RPG-a, jakim jest rozwój postaci.
Z kolei system walki to połączenie turowej strategii z elementami akcji. Możemy wybierać spośród różnych ataków i umiejętności, a także wykorzystywać unikalne zdolności „pojmanych” wrogów. Ale oprócz tego to klasyka sama w sobie — wybieramy rodzaj ataku, następnie wroga, aby potem wciskać przycisk odpowiedzialny za walkę, ale w odpowiednim tempie. Klawisz odpowiedzialny za wykonywanie akcji, interakcję z otoczeniem i atak, służy także do obrony. Wciśnięty we właściwym momencie, gdy naciera/atakuje wróg, pozwala nie tylko oszczędzić pasek zdrowia, ale też wyprowadzić automatyczny kontratak.
Taktyczna walka turowa i ciekawa innowacyjna mechanika
Walka sama w sobie nie należała jednak do najtrudniejszych. Być może powodem takiego stanu rzeczy (jak wspomniałem wcześniej) była moja już całkiem nieźle dopakowana drużyna. W końcu zaczynamy gdzieś w połowie gry na misji pobocznej, uzbrojeni w całkiem dobry ekwipunek i kilku „pojmanych” wrogów, których ataki (zwłaszcza niektórych) są tak niszczycielskie, że obojętnie z jakim przeciwnikiem byśmy nie stoczyli bitwy, to przy ich użyciu dosłownie każdy jest na jednego hita. Ta innowacyjna mechanika dodaje warstwę strategii i kolekcjonerstwa do rozgrywki (łącznie będzie można pojmać 50 przeciwników), zachęcając nas do odkrywania i wykorzystywania szerokiej gamy obcych form życia.
Jest też i możliwość cykania fotek. Nie służą one jedynie do kolekcjonowania pięknych widoków w grze. Pozwalają bowiem „prześwietlić” każdego osobnika, poznać jego słabe i mocne strony, punkty zdrowia i pozyskać inne informacje, które przydadzą się przed rozpoczęciem walki. Zanim wejdziemy w konfrontacje z przeciwnikiem, zawsze warto wyprowadzić pierwszy cios. W ten sposób jeszcze przed rozpoczęciem tury zabierzemy mu trochę życia.
Nostalgiczny powrót do przeszłości, ale nie bez wad
Podczas mojej podróży przez Galaxyland nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że gra czerpie inspirację z wielu kultowych tytułów. Widzę tu echa klasycznych RPG-ów jak Final Fantasy czy Chrono Trigger, ale także nawiązania do filmów science fiction, takich jak „Powrót do przyszłości” czy „Łowca androidów”. Zresztą sam twórca przyznał, że inspirował się wieloma grami i filmami z lat 90. Ten nostalgiczny fakt z pewnością docenią starsi gracze.
Kolejny element to muzyka. Jest tu ponad 50 utworów, skomponowanych przez różnych artystów, co tworzy niepowtarzalny klimat, który idealnie współgra z retro-futurystyczną estetyką gry. Soundtrack to mieszanka elektroniki, hip-hopu, bluesa i innych gatunków. Może nie każdy kawałek wpada w ucho, ale jest przyzwoicie, czego nie wymagałem od tak niepozornego indyczka.
Oczywiście, nie wszystko z Beyond Galaxyland wspominam dobrze. Sterowanie postacią czasami sprawia drobne problemy, a niektóre zagadki są zbyt proste i schematyczne. Brakowało mi również tej zapowiadanej przez twórcę większej swobody w eksploracji. Lokacje wydają się nieco puste, wręcz niewykorzystane — na materiałach promocyjnych wygląda to zgoła inaczej. Te drobne niedociągnięcia nie popsuły ogólnie dobrego wrażenia z gry.
Beyond Galaxyland z pewnością przypadnie do gustu fanom retro RPG-ów i gier przygodowych. To również świetna propozycja dla tych, którzy szukają nietuzinkowej historii, pełnej humoru, ale i mrocznych tajemnic. Jeśli polubicie się z kosmiczną przygodą, która zabierze Was w podróż do krainy neonowych snów, Beyond Galaxyland będzie grą dla Was.
Przeczytaj również
Komentarze (2)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych