mrowki

Zawsze marzyłam o tym, by zostać Wybawcą Mrówek!

Dagmara PaniFrau | 12.05.2024, 08:00

Empire of the Ants urzekło mnie od pierwszej zapowiedzi. Być może wsadzę kij w mrowisko, jeśli powiem, że będzie to murowany hit. Akcja może nie wessie nas jak mrówkojad, a NPC-e będą raczej mało zróżnicowane – ale to nic: tu ma królować unikatowa perspektywa. I to o tym chcę trochę dziś poopowiadać.

Do tej pory twórcy z Tower Five pokazali już parę materiałów wideo z Empire of the Ants. Na tych nagraniach tytuł wygląda jak demo pokazujące możliwości Unreal Engine 5 – albo po prostu średnio porywający film przyrodniczy. Właściwie to po obejrzeniu wspomnianych materiałów człowiek zaczyna się zastanawiać, czy w to się w ogóle będzie dało grać, czy tylko będziemy tak sobie patrzeć.

Dalsza część tekstu pod wideo

Opis Empire of the Ants zdaje się rozjaśniać trochę w tej kwestii. Przede wszystkim okazuje się, że ma to być strategia, w której będziemy eksplorować świat, zawierać sojusze i toczyć bitwy, broniąc zajętych wcześniej poletek. To wszystko mamy robić jako „Zbawiciel Mrówek”, czyli Numer 103 683. Całość bazuje na twórczości francuskiego pisarza science-fiction Bernarda Werbera (nawet numerację głównego bohatera stamtąd zaczerpnięto).

Mrówkowa trylogia

Nie zrozumcie mnie źle, ale niespecjalnie interesuję się mrówkami – nie pałam do nich ani miłością, ani nienawiścią. Zdaję sobie sprawę, że mają one sporo pracy, więc w miarę możliwości staram się nie wchodzić im w drogę. I generalnie wszystko, co wiem na temat tych stworzonek, mogłabym zawrzeć w dwóch, góra trzech zdaniach. Tym bardziej dziwi mnie, jak można napisać na ten temat powieść. A Bernard Werber tak się z tym rozmachnął, że napisał aż trzy.

Pierwszą część trylogii przetłumaczono na polski i jest dostępna pod tytułem Imperium mrówek; pozostałe dwie można ogarnąć w wersji angielskiej (lub, jeśli ktoś potrafi, w oryginale – czyli po francusku). Choć jest to lektura nietypowa, powieści te czyta się naprawdę dobrze. Pisarz wykonał mrówczą pracę, by zgłębić tajniki życia owadów, a następnie wczuł się w ich skórę – czy co tam one mają – i snuł opowieści z ich perspektywy.

W sumie wyszła z tego niezła sensacyjna seria. Mamy tu bowiem walkę o byt i przetrwanie, ciężką pracę, budowanie miast, obronę własnych terytoriów, interakcje społeczne – a nawet bohaterstwo. Zaraz, zaraz – czy czegoś wam to nie przypomina?

Znane jako nieznane

ttt

Dzięki oryginalnej perspektywie twórczość Bernarda Werbera zdaje się pokazywać rzeczywistość na nowo. Trylogia oferuje świeże spojrzenie na parę znanych nam kwestii – w tym na nas samych, to znaczy na ludzkość, a także na problem samoświadomości, życia dla innych, polityki (tak, tak, chodzi o totalitaryzm) – i tym podobne.

Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że ludzka percepcja ulega automatyzacji – przyzwyczajamy się do otaczających nas przedmiotów i osób, które w miarę upływu czasu mogą stać się dla nas przezroczyste. W eseju „Sztuka jako chwyt” z 1917 literaturoznawca Wiktor Szkłowski pisze, że „automatyzacja zjada rzeczy, ubranie, meble, żonę i lęk przed wojną”. A sztuka ma, zdaniem teoretyka, przywracać realną percepcję życia – ma wstrząsać odbiorcą i sprawiać, by nie utonął on w przyzwyczajeniach, bezwiednych reakcjach i machinalnych odruchach.

Zabieg redefiniowania znajomej rzeczywistości i pokazywania jej jako coś nowego rosyjski literaturoznawca nazywa defamiliaryzacją (lub, mniej z angielskiego, „udziwnianiem” – naprawdę). Często daną rzecz lub problem prezentuje się w niecodzienny lub niepokojący sposób – na przykład przy użyciu obcej nam perspektywy, którą chociażby taki drobny owad jak mrówka niewątpliwie oferuje.

Tak oto dzieło stara się sprawić, by odbiorca łaskawie się skupił i nieco wnikliwiej przyjrzał się zagadnieniu eksplorowanemu metodą „udziwniania”. Nie ma już tego, co widz lub gracz widział zwyczajowo – rutyna jego percepcji zostaje przełamana; musi teraz poznawać rzeczywistość od nowa. I jest całkiem prawdopodobne, że dzięki zabiegowi defamiliaryzacji zobaczy to, czego wcześniej nie dostrzegał. A właśnie o to tu chodzi.

Rumaki i grzyby

wiatronogi

Jako przykład zastosowania tej metody Wiktor Szkłowski podaje opowiadanie „Wiatronogi” Lwa Tołstoja, w którym spoglądamy na zagadnienie ludzkiego prawa do własności oczami... starego konia. Polecam tę historię – raczej nie poprawi ona nikomu humoru, ale ma do przekazania pewną istotną prawdę. I fakt faktem – z „ust” zwierzęcia wykorzystywanego przez ludzi prawda ta wybrzmiewa wyjątkowo szczerze.

Na koniec rozrysuję przypadek jesiennego sportu, to znaczy wyżynania grzybów. Nie bez powodu mówi się, że emocji na grzybobraniu znajdziemy tyle, co... na grzybobraniu. Wyobraźmy sobie, że oglądamy o tym film w kinie. Postać zapuszcza się w leśną gęstwinę z koszykiem i chodzi tam i z powrotem przez dwie lub trzy godziny, wypatrując kapeluszy na nóżkach. Znajduje ze cztery, po czym wychodzi z lasu. Wtedy – po tych dwóch lub trzech godzinach – widzimy napisy końcowe. Fascynujące, nieprawdaż?

A gdyby opowiedzieć dokładnie tę samą historię z punktu widzenia grzyba? Oczywiście to byłaby czysta fantastyka – nikt z nas nie wie, co może czuć taki borowik, słysząc trzask otwieranego scyzoryka; nikt nie dotarł do psychiki muchomora, by zbadać zakres jego moralnego zepsucia; nikt nie poznał rozterek pleśni porastającej kanapkę, która tkwi w plecaku grzybiarza od dwóch tygodni.

Lepiej nie brnąć w to dalej; w tym miejscu wypadałoby postawić kropkę. Po prostu wydaje mi się, że każda z tych trzech dziwnych sytuacji dysponuje potencjałem, by opisać coś znanego jako oryginalne lub nieznane. Natomiast w tym „zwykłym” przypadku – filmu z panem w lesie – tego potencjału nie ma, bo brakuje niespotykanego punktu widzenia. Oczywiście owo „udziwnienie” można przemycić do obrazu jakimiś innymi środkami, ale tu mówimy wyłącznie o perspektywie.

Premiera niebawem?

Empire of the Ants od Tower Five ma zadebiutować jeszcze w tym roku. Twórcy pracują jak mrówki, by ich produkcja sprostała oczekiwaniom fanów wirtualnej rozrywki. Co tak naprawdę będzie miała do zaoferowania ta strategia – i czy pojawi się tu jakiś mrówkojad? Czas pokaże. Ja chętnie zagram – choćby dlatego, by po raz kolejny spojrzeć na rzeczywistość z nieco odmiennego punktu widzenia.

Źródło: Szkłowski Wiktor, „Sztuka jako chwyt” w: Teorie literatury XX wieku. Znak: Kraków 2006.

Źródło: własne
Dagmara PaniFrau Strona autora
cropper