PlayStation 5

Czego do tej pory nauczyła mnie dziewiąta generacja konsol - na czele z PS5 i PC

Mateusz Wróbel | 06.08.2023, 12:00

Już za około 3,5 miesiąca miną 3 lata od premiery PlayStation 5 oraz Xbox Series X|S. Czas leci nieubłaganie, a niebawem powinniśmy usłyszeć o mocniejszej wersji PS5 - nie inaczej będzie zapewne w przypadku Xboxa.

Trzeba natomiast przyznać, że dziewiąta generacja konsol jest obecnie niezbyt udana. Ósma generacja - czyli PS4 oraz Xbox One - była tak udana (z naciskiem na sprzęt Sony, bo to on przodował te kilka lat temu w rankingach sprzedażowych), że wiele deweloperów do dzisiaj nie potrafi rozstać się ze starszymi sprzętami, wydając swoje produkcje na starą i obecną generację.

Dalsza część tekstu pod wideo

"Next-genowe chmury"

Horizon Forbidden West

Sprawia to, że produkty na papierze tworzone na PS5 czy XSX zawsze będą pod pewnymi względami ograniczone, aby mogły zostać uruchomione na PS4 czy Xbox One. Pochylić tutaj warto się przede wszystkim nad aspektami graficznymi i mechanikami. Książkowym przykładem może być Horizon Forbidden West - Guerrilla Games przez długi czas produkcji nie było pewne, czy da radę zapewnić możliwość latania na solarptaku po mapie świata, bo opcja ta była początkowo ciężka do udźwignięcia dla bebechów starszej konsoli Sony.

Następnie holenderscy twórcy przygotowali rozszerzenie Burning Shores, które pojawiło się wyłącznie na PS5. Można uznać to za test przed nowym Horizonem, który zapewne trafi wyłącznie na PS5 i jego mocniejszą edycję, otrzymując też prawdopodobnie patch do PS6. Nie odbiegając natomaist tak daleko, rzeczone rozszerzenie nie trafiło na PS4 ze względów graficznych - twórcom udało się dopracować zapierające dech w piersiach pejzaże do tego stopnia, że sami producenci PS5 wspominali o "next-genowych chmurach". I rzeczywiście szczena mogła opaść na podłogę, gdy w trakcie zachodu słońca wzbijaliśmy się w powietrze i podróżowaliśmy między raz czerwonym, raz ciemnym, a w innych miejscach jeszcze niebieskim niebem.

Jednakże Horizon Forbidden West Burning Shores to jeden z nielicznych wyjątków - obok choćby takiego Returnal czy Ratchet & Clank: Rift Apart. Do dzisiaj większość wydawców stara się korzystać z puli społeczności wciąż siedzących na ósmej generacji konsol. Cieszy natomiast fakt, że Electronic Arts wychodzi w niektórych przypadkach na przekór owej modzie i w przypadku gier single-player stara się je wydawać wyłącznie na obecnych urządzeniach Sony/Microsoftu.

Jedi: Czas Optymalizacji

Star Wars Jedi

Tutaj jednak pojawia się drugi problem. Optymalizacja. Będąc akurat przy EA trzeba wspomnieć o Dead Space Remake i Star Wars Jedi Ocalały, a więc dwóch tegorocznych premierach, w które nie zagramy na PS4 czy Xbox One. Niestety, ale w parze nie poszła ani świetna oprawa graficzna, ani wysoka płynność rozgrywki. Przygoda Isaaca Clarke'a miała przeogromne problemy z generowanie shaderów, co doprowadzało do przycinania obrazu na PC oraz artefaktów graficznych. 

Natomiast historia o Calu Kestisie i jego załodze okazała się totalnym niewypałem na konsolach, gdzie w trybie wydajnościowym grafika nie tylko była gorsza od niektórych exów z PS4, ale jej płynność wołała o pomstę do nieba, bo licznik klatek na sekundę potrafił spadać poniżej wartości 30. Coś niedopuszczalnego, zważywszy właśnie na to, że tytuł był tworzony z myślą o nowej generacji, więc na papierze deweloperzy mieli wystarczająco dużo mocy, aby pozycja działała po prostu płynnie.

Tejże mocy najwidoczniej nie wystarczyło też samemu Square Enix, które blisko współpracuje z Sony. Najnowszy owoc obu ekip - Final Fantasy XVI - wypada o wiele lepiej niż Star Wars Jedi Ocalały, ale wciąż blado od takiego Horizon Forbidden West. W trybie wydajnościowym podczas walki wręcz niemożliwe było utrzymanie 60 FPS-ów, a sama oprawa graficzna (nie mylić z klimatem i przyjemnym projektem lokacji!) również nie zadowalała do tego stopnia, aby móc wybaczyć spadki płynności.

9 generacja konsol...

Final Fantasy XVI

Wydajność i międzygeneracyjne wydania gier to dwa główne elementy (bonusowo dopowiem, że trzecią rzeczą są ciągle dryfujące analogi w kontrolerach DualSense, które chodzą za mną od prawie 2 lat), które utwierdzają mnie w przekonaniu, że dziewiąta generacja konsol jest obecnie nieudana. Źle dzieje się też na PC, gdzie twórcy mają coraz większe problemy z zoptymalizowaniem swoich perełek pod rozmaite zestawy - konfiguracji komputerów osobistych w dzisiejszych czasach jest sporo, choć w żadnym stopniu nie jest to wytłumaczenie. W grę wchodzi przede wszystkim lenistwo czy brak umiejętności spowodowany również pracą zdalną.

Dochodzimy więc do momentu, gdzie w większości niedopracowane projekty są sprzedawane za spore pieniądze. Dzisiaj nowe premiery ciężko nabyć za mniej niż 300 złotych - i szczerze powiedziawszy taka kwota jest dopuszczalna, ale tylko wtedy, gdy otrzymujemy produkt od takich gigantów, jak Rockstar Games, Insomniac Games, Guerrilla Games, Sony Santa Monica, Naughty Dog czy The Coalition, czyli ekip, które nigdy nie zawodzą i oferują gry zapadające w pamięć na wiele lat. W przypadku innych zespołów zawsze aktywuje się czerwona lampka przed premierą.

Dziewiąta generacja konsol nauczyła mnie więc, aby nie hajpować się aż nadto na premiery studiów, które w przeszłości zawiodły choć raz. W obecnych czasach jest tyle czynników, które mogą nie pójść po myśli wydawcy (któremu przecież słupki w Excelu muszą się zgadzać) oraz twórców, że najzwyczajniej w świecie nie warto się napalać na pozycje, przy których rodzi się u nas choć gram niepewności - lepiej zostać zaskoczonym pozytywnie niż negatywnie. Chyba najlepiej pokazuje to właśnie premiera Star Wars Jedi Survivor.

Źródło: Opracowanie własne
Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper