Sezon na raz czy odcinek co tydzień? Jaką formę premier wolicie?
Żyjemy w erze stremingu - zwłaszcza jeśli chodzi o filmy i seriale. Platformy Internetowe, w których opłacamy konkretne usługi umożliwiające dostęp do treści, opanowały świat i dziś nikt z nas nie wyobraża sobie funkcjonowania bez ich obecności. Każdy na świecie - od najmłodszych, aż po najstarszych, doskonale wie, czym są Netflix, Disney Plus czy HBO Go/Max. To integralna część naszych czasów.
Wszystko to oczywiście sprawiło, iż żyjemy nieco inaczej. Większość z Was, Drodzy Czytelnicy, na pewno doskonale pamięta, gdy wyjście do kina było prawdziwym świętem, „wielka premiera” w polskiej telewizji była rzeczywiście wielka, a nowa dostawa płyt DVD (lub wcześniej kaset VHS) do pobliskiej wypożyczalni była wydarzeniem, które przyciągało całe tłumy fanów tej gałęzi popkultury.
Świat się jednak zmienił, wszystko poszło do przodu i musiało być tak również z tym tematem. Obecnie trudno sobie wyobrazić powrót do tamtego funkcjonowania, a prawdopodobnie najmłodsze pokolenia nie są w stanie nawet zrozumieć, jak można było żyć w ten sposób i dawać radę. Bo jak to czekać aż ktoś odda film, żebym ja mógł go wypożyczyć? Niepojęte! Choć miało swój urok. Urok, który musiał w końcu przeminąć i ewoluować.
Znak czasów
Start i ekspansja platform stremingowych sprawiły, że sytuacja z przyjmowaniem treści wygląda dziś przecież zupełnie inaczej. Wszystko musiało dostosować się do rosnących oczekiwań odbiorców, zmian czasów i - jakby nie spojrzeć - rosnącej popularyzacji tego medium. Przy filmach i serialach, tak samo, jak na przykład przy grach wideo, mamy do czynienia z coraz większym zainteresowaniem ze strony kolejnych grup społecznych.
Jak jednak wiadomo, zawsze są dwie strony medalu i nie ma opcji, aby dogodzić absolutnie każdemu. Z tego względu także w świecie dystrybucji streamingowej zrodziły się dwa rodzaje premier. Mamy podział na wrzucanie całych seriali na raz oraz publikowanie ich w formie mocno zbliżonej do tego, co znamy jeszcze z czasów oglądania telewizji, a więc cykliczne dodawanie odcinków (najczęściej raz na tydzień).
Najwięksi gracze (Netflix, HBO, Disney itd.) stale testują różne formuły i starają się znaleźć największe wady oraz zalety każdej z nich. Ja sam chciałbym dzisiaj nieco skupić się na tym zagadnieniu, a przy tym niejako zmotywować Was do refleksji na temat tego, którą opcję Wy preferujecie i jaka jest dla Was wygodniejsza, przyjemniejsza i przede wszystkim oferująca więcej frajdy - bo przecież o to w tym chodzi.
Wszystko na raz
Pierwsza opcja to ta, z jakiej słynie Netflix (cóż, jeśli wyjmiemy spod tego dzielenie sezonów na mniejsze grupy). Mowa tu oczywiście o udostępnianiu całych zestawów odcinków dosłownie w jednym momencie. Rozumiecie - sezon 2. „Wiedźmina” debiutuje 17 grudnia i wtedy też dostajemy wszystkie odcinki. Historia od początku, aż do końca, dostępna jest na platformie dla każdego.
Niewątpliwym plusem jest fakt, iż możemy sami sobie w takim wypadku zdecydować, co oraz kiedy zamierzamy oglądać. Mamy możliwość binge-watchingu (w formie długiego, nieprzerwanego maratonu), albo rozłożenie przyjemności tak, jak nam się to podoba. Jeden odcinek dziennie, całość w weekend i tak dalej… Dla każdego coś dobrego!
Wady? Jeśli chce się być całkowicie na bieżąco z tym hypem, trzeba obejrzeć serial już na premierę. Najlepiej wszystko i najlepiej szybko. W innym wypadku już pierwszego dnia Internet obiegną największe spoilery z produkcji. To trochę jak z grami - bez przejścia największych AAA na premierę, można łatwo wpaść w pułapkę wolności w sieci.
Odcinek co tydzień
Druga niezwykle popularna forma to wydawanie kolejnych odcinków w odstępach czasowych. Zazwyczaj dzień debiutu serii oznacza w rzeczywistości wrzucenie pierwszego odcinka (lub dwóch pierwszych) na serwery i dokładnie kolejnych etapów z każdym nadchodzącym tygodniem. Wtedy nie możemy się nastawić na skończenie całości, gdy serial ma premierę. Musimy odczekać jeszcze zazwyczaj z 1.5 miesiąca.
Tu ogromnej zalety należy doszukiwać się w społeczności. Wszyscy lubimy dyskutować o nowościach, a taka forma dystrybucji zdecydowanie sprzyja rozmowom. Zwyczajnie rozciąga je w czasie. Grupy fanów mają tak naprawdę co tydzień ten kilkudziesięciominutowy materiał do analizy i mogą cały czas napędzać hype. O serialu mówi się wtedy jeszcze przez długi czas po debiucie, albowiem ciągle jest na ustach absolutnie wszystkich. Wciąż wyczekuje się finału.
Wady można znaleźć jednak także tutaj. Kluczowe zdaje się to, iż da się bardzo łatwo zatracić klimat produkcji, gdy w międzyczasie ogląda się kilka innych. Później gdzieś cała ta atmosfera znika i trzeba od nowa wchodzić w odpowiedni stan na jeden epizod, by zaraz ponownie z niego wyjść. Takie ciągłe zmiany mogą wpływać na ostateczny odbiór dzieła. Oczywiście na minus.
Werdykt?
Tak, w podsumowaniu zawsze powinno się zawrzeć jakiś racjonalny werdykt. Kwestią jest jednak to, iż w tym przypadku jest to po prostu niemożliwe. Ilu ludzi, tyle opinii. Ile osób, tyle preferencji. Prawdą jest bowiem to, że przede wszystkim odpowiedzi należy szukać w budowie odcinków (każdy musi przecież zachęcać do odtworzenia kolejnego po tygodniu oczekiwań) i w prywatnych wymaganiach.
Niewątpliwie duże firmy chcą, aby o ich serialach rozmawiało się długo… Ale może preferują zobaczyć, jak wygląda ten pik w kulminacyjnym momencie, gdy wszystko ląduje w jednej chwili? Trudno stwierdzić i na pewno nie będę kusił się o udzielenie jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Jestem natomiast pewien, że na dzisiejszym rynku jest miejsce dla obu tych form dystrybucji.
I tu pojawia się moje pytanie do Was - którą formę preferujecie? Wolicie cotygodniowe porcje odcinków, aby sama społeczność podgrzewała atmosferę wyczekiwania? A może lubicie mieć wszystko za jednym razem i decydować na własną rękę, kiedy, jak oraz w jakiej formie „skonsumujecie” najnowsze dzieło branży serialowej? Koniecznie dajcie znać w komentarzach - jestem ciekaw, jakich głosów będzie więcej!
Przeczytaj również
Komentarze (60)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych