Wiedźmin 3 – 10/10, czyli wszyscy jesteśmy przekupieni

Wiedźmin 3 – 10/10, czyli wszyscy jesteśmy przekupieni

Mateusz Gołąb | 15.05.2015, 17:03

Najwyższe oceny Dzikiego Gonu są sprzedane, a ci którzy wlepili mniej nie dostali po prostu kasy. Wszyscy przecież doskonale wiemy, że redaktorzy jadą na przekupstwie, a jeśli nie, to pragną po prostu zabłysnąć. A potem się obudziliśmy...

No dobrze. Pierwszy raz w życiu użyłem perfidnego clickbaita, ale niestety temat, który chcę dzisiaj poruszyć jest wyjątkowo ważny. Motorem napędowym do napisania tego tekstu było oczywiście ostatnie zamieszanie, które wytworzyło się wokół trzeciej części Wiedźmina, więc ze względu na aktualność sytuacji postaram się operować na tym konkretnym przykładzie. Oczywiście Geralt z Rivii nie jest tu monopolistą, bo tego typu sytuacje zdarzają się regularnie. Zwłaszcza, gdy mowa o produkcjach głośnych, wyczekiwanych i mających za sobą sporą rzeszę fanów. Gorzej, że obok fanów kroczy również armia fanatyków, która będzie bronić swojej gry rzucając się do gardła wszystkim stojącym po przeciwnej stronie barykady.

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Rozumiem, że prawdopodobnie dla części naszych czytelników, sprawy o których piszę są dosyć oczywiste. Dla mnie również. Niestety wygląda na to, że wielu graczy korzystających z mediów niekoniecznie rozumie istotę tych spraw. Oczywiście bez urazy. Jesteśmy po to, żeby rozmawiać. Po prostu zbyt wiele soli krystalizuje nam się tutaj naokoło i wydaje się, że pewne rzeczy należy wytłumaczyć.

 

 

Moi drodzy. Obiektywnie, to recenzent może stwierdzić co najwyżej, że dana rzecz istnieje, albo się zepsuła, gdy jakiś mechanizm wykrzacza się w locie. Recenzja jest opinią, a opinia jest zawsze subiektywna. Nie da się zaopiniować czegoś obiektywnie, to przeczy logice i jest niewykonalne. Tego typu teksty istnieją po to, aby przedstawić potencjalnemu odbiorcy, jak dany tytuł może zostać przyjęty przez osobę, która również tak jak on sam, kocha gry wideo. Problem pojawia się w momencie, gdy kompletnie rozmijamy się z gustami konkretnego recenzenta.

 

Ktoś zarzucił mi, że krytykując grafikę w Wiedźminie próbowałem „zabłysnąć”. Otóż, nie. Wbrew wysnutym wnioskom preferuję być pozostawiony w spokoju, ale jednocześnie nie lubię robić czegoś niezgodnie z moimi przekonaniami. Grafika w Wiedźminie 3 mi się nie podoba. W moim odczuciu otoczenie wygląda źle, ale gra odbija sobie to modelami postaci. Nie przeszkadzało mi to oczywiście w wystawieniu grze bardzo wysokiej noty – świetnie się przy niej bawię. Jednak wydaje mi się, że jako ludzie mamy tendencję do nadmuchiwania w naszej głowie problemów, które narastają do nierealnych rozmiarów i zaczyna się warczenie. Bo przecież co z tego, że ktoś poleca moją ukochaną grę, skoro śmiał skrytykować jeden jej element? Szkoda tylko, że ta bitwa jest wyimaginowana i tak bardzo oderwana od rzeczywistości. Zwróćmy choćby uwagę na mocno krytykowaną recenzję Berlina z CD-Action. W porządku. Nie musimy się z nią zgadzać, bo chłopak ma dosyć specyficzny gust. Jeżeli jednak na spokojnie przeczytamy recenzję, albo z nim podyskutujemy, to okaże się że jego opinia ta jest bardzo dobrze uargumentowana. Ciężko odmówić mu prawa do własnej racji, nawet jeżeli jest ona sprzeczna z naszą.

 

Zaraz po publikacji recenzji zdarzyło mi się również wypatrzeć na moim facebookowym "news feedzie" dziwaczne pytanie, które akurat nie było na szczęście skierowane do mnie. Brzmiało ono mniej więcej tak: „Jak można dać Wiedźminowi 8/10, kiedy wszyscy dają dziesiątki”. Widać tu jak na dłoni sedno problemu. Mam wrażenie, że wielu czytelników nie jest świadomych, że każdy kto recenzuje grę jest człowiekiem, a w związku z tym posiada indywidualny smak. Na świecie nie ma dwóch identycznych osób. Ludzie kłócą się, zarówno z powodu światopoglądowych, jak i tych błahych różnic. My, jako recenzenci mamy za zadanie przedstawić nasze osobiste odczucia, aby osoby które myślą podobnie otrzymały informację zwrotną na temat jakości danego produktu. Różnorodne gusta recenzenckie wprowadzają bardzo wiele kolorów do jakiegokolwiek dziennikarstwa branżowego. Czytając artykuły osób odbierających dane dzieło inaczej daje nam znacznie lepszy pogląd na jego temat, niż łykanie treści z tą samą cyferką na końcu. Przemilczę problem nieczytania recenzji i przeglądania oceniaczki, bo to jest temat na odrębny wywód. Generalnie myślę, że gdy przeczytam pięć odmiennych opinii, to bardziej potrafię w swojej głowie poskładać rzeczywisty obraz produktu i stwierdzić sam przed sobą, czy go potrzebuję w moim życiu, czy też nie. Jeżeli widzę ocenę niższą od reszty świata, a do tego podpartą tekstem, to bardziej jestem skłonny uwierzyć w rzetelność. Gdyby wszystkie serwisy miały identyczne opinie, to czy nie wystarczyłby nam tylko jeden? Tylko gdzie wtedy szukać kontrargumentów?

 

 

Mój „zachęcający” do kliknięcia tytuł tekstu nie jest taki bez powodu. Inną, radosną stroną dziennikarstwa branżowego jest czytanie oskarżeń o łapówkarstwo. Jeżeli gra dostaje za wysoką ocenę, to często otrzymujemy wiadomości o tym, jak to wydawca posmarował nam hajsem, żeby dać tak ogromną notę. Gdy natomiast cyferka spadnie poniżej średniej, to dowiadujemy się że najwyraźniej pieniążki nie wpłynęły na konto i zawiedzeni redaktorzy olewają dany produkt. Po pierwsze nie rozumiem, po co w ogóle czytać jakiekolwiek teksty z takim, wyjątkowo spiskowym nastawieniem. Po drugie, możecie wierzyć lub nie, ale prowadzenie serwisu internetowego w naszych realiach nie jest sprawą prostą i nikt tutaj nie sypie kasą na lewo i prawo. Redaktorzy nie mieszkają w wielkich apartamentach i nie chodzą codziennie na drogie obiady. Jest całkiem zwyczajnie poza tym, że robimy to, co kochamy.

 

Czasami mam wrażenie, że nieufność czytelników w powyższych dwóch sytuacjach jest po prostu pokłosiem akcji typu Doritosgate i niestety będzie się za nami ciągnęło równie długo, co działania #GamerGate za osobami faktycznie walczącymi o prawa kobiet tam, gdzie zachodzi taka potrzeba.

 

Chciałbym jeszcze odnieść się do jednej sprawy. Adrian Chmielarz napisał ostatnio na twitterze, że tym, co łączy Wiedźmina 3, This War of Mine oraz Ethana jest fakt, że najniższe oceny tych gier pochodzą z Polski.  Potem doprecyzował stwierdzenie mówiąc, że chodziło o to, iż dosyć surowo oceniamy rodzime produkcje. Na podstawie tego stwierdzenia rozlała się całkiem spora dyskusja, aczkolwiek uważam, że przynajmniej częściowo Adrian ma tutaj rację. Wydaje mi się jednak, że sprawa nie sprowadza się jedynie do produkcji pochodzenia polskiego. To nie jest tak, że radośnie krytykuje się własne poletko. Obserwując wszystko „od wewnątrz” bardziej skłonny byłbym stwierdzić, że ogólnie oceniamy bardziej surowo. Nie mam pojęcia z czego to wynika i czy ma to jakikolwiek związek z naszym pochodzeniem, ale bardzo ładnie ilustruje to tabelka sporządzona przez mojego znajomego redaktora – Tomka Dittricha.

 

 

Napisałem o gustach, napisałem o łapówkach, napisałem również o zaniżaniu ocen. Nie mam dla tego tekstu gotowych wniosków, podsumowań, czy jakiejkolwiek puenty. Chciałbym tylko, abyście sobie ten problem przemyśleli i najlepiej – przedyskutowali między sobą, a także z nami - tworzącymi dla was ten serwis. Jestem pod wyjątkowym wrażeniem społeczności ppe.pl, tylko potrzebujemy tu troszeczkę rozsądku, a mniej emocji. My chcemy, żebyście dostawali najlepsze produkty, a wy chcecie czytać fajne materiały na ich temat. Wszyscy wygrywamy.

 


 

PS. Jeżeli ocena 9/10 was nie przekonuje, to ponowię mój apel - kupcie Wiedźmina, bo i tak jest fajny, nawet jeżeli nie przypadnie komuś do gustu jego grafika. :)

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Wiedźmin 3: Dziki Gon.

Źródło: własne
Mateusz Gołąb Strona autora
cropper