Mroczne szczęście

Ledwie zaczął się nowy sezon anime, a już zakończyła się emisja całkiem niezłego serialu. Szkoda, że do wybitności trochę zabrakło...
Bo musicie już w tym momencie, wiedzieć, że Takopi's Original Sin odkryłem dość przypadkowo. Wprawdzie nigdy nie miałem do czynienia z takim serialem, ale opis zapowiadał się ciekawie, całość ma zaledwie 6 odcinków... Pomyślałem: "czemu nie?". I miałem, w sumie, rację.
Takopi-pipippipipi
Anime opowiada historię Takopiego - różowego przybysza z Planety Happy, przypominającego małą ośmiornicę. Przybył na Ziemię z zdaniem niesienia szczęścia z pomocą rozlicznych gadżetów. Wśród nich jest miedzy innymi przyrząd dzięki któremu kosmita może przenosić się w czasie. Takopi jest w sumie niezbyt inteligentny, dość prostoduszny i naiwny, ale jednocześnie wytrzymały i ma dobra pamięć (co jest całkiem ważne dla całej fabuły). Mimo to, nawet polubiłem tę postać.
Takopi na swojej drodze spotyka trójkę dzieci, które są współbohaterami anime. Nastoletnia Shizuka Kuze jest uczennicą lokalnej szkoły. Mieszka tylko ze swoją matką w dość ubogich warunkach. Przez to (choć nie tylko, bo powód jest o wiele bardziej złożony - ale musiałbym spoilerować, a tego nie chcę robić) jest prześladowana w szkole. Szczególnie pierwsze dwa odcinki kładą nacisk na ten aspekt jej życia.
Drugą postacią jest Marina Kirarazaka, koleżanka z klasy Shizuki. Początkowo nie wzbudza pozytywnych emocji w widzu (bo prześladuje innych), ale jej postępowanie wynika z tego, co się dzieje w jej rodzinnym domu. A dzieje się - i to dużo. I jest to w dość mocny sposób związane z Shizuką.
Jako trzeci przedstawiony jest nam Naoki Azuma, kolega z klasy dwóch wyżej wymienionych dziewczyn. Naoki to typowy kujon, którego do intensywnej nauki zmusza sytuacja rodzinna. Jest ona jednak z goła odmienna od tego, co dzieje się w domach Shizuki i Mariny. Ale, ponownie, żadnych spoilerów. Muszę jednak zaznaczyć, że z całej trójki "ludzkich" protagonistów, Naoki jest IMO najsłabiej napisany.
Cała trójka ma swoje cechy, wady i zalety - i to jest plus. Jednocześnie miałem problem z uznaniem ich za "bohaterów", bo te dzieciaki wcale nie są "dobre". Manipulacja, agresja, zazdrość, kradzież, ukrywanie przestępstw, porwania - lista ich grzechów jest długa i niekiedy zadziwiało mnie, że są zdolne do takich rzeczy.
Jednakże, prawdziwymi antagonistami serialu są dorośli. Bo, co zaznaczyłem przy opisach, problemy i zachowanie Shizuki, Mariny i Naokiego wynikają wprost z problemów i zachowania ich rodziców. I to jest całkiem realistyczne. Jednocześnie, tych dorosłych widzimy stosunkowo rzadko - tylko matka Mariki dostała nieco więcej "czasu antenowego". Pozostali, nawet, jeśli wiemy jak wyglądają, są dość tajemniczy - co bardzo mi odpowiadało i pasowało do klimatu serialu. Do tego, trudno powiedzieć, że dorośli są "źli", bo to też nie będzie prawda. Po prostu ich decyzje wpłynęły negatywnie na ich dzieci. Co także jest na plus.
Róż i czerń
Skoro jednak o realizmie mowa to mam wrażenie, że miejscami serial jest zbyt mroczny - i nie chodzi mi tylko o tonację barw, lecz także o samą fabułę i poszczególne sceny. I to w zasadzie od samego początku, bo już w pierwszym odcinku, po ok. 15 minutach... Cóż, żebyście zrozumieli, muszę dać tu lekki spoiler (ukryję go, żeby nie było - ostrzegam: 18+!):
Takopi przychodzi do domu Shizuki, bo nie pojawiła się w miejscu ich codziennych spotkań. Dzień wcześniej dał jej jeden ze swoich gadżetów - różową kokardkę, która wydłuża się, by móc "sięgnąć do przyjaciela". Zgnębiona, pozbawiona plecaka, swoich szkolnych rzeczy i ukochanego psa, Shizuka znalazła jednak zupełnie inne zastosowanie dla kokardki - powiesiła się na niej w swoim zaśmieconym, małym domu. W najmroczniejszej scenie został przedstawiony kontrast: ubrana na biało dziewczynka powieszona na różowej kokardce i Takopi, różowy stwór, na tle światła zachodzącego słońca, wlewającego się do ciemnego domku.
Jednak serial pod tym względem jest dość nierówny, na co muszę ponarzekać. Z jednej strony mamy sporo mrocznych scen, często obfitujących w przemoc (głównie fizyczną, ale też psychiczną), a z drugiej zdarzył się odcinek nieco przegadany. Rozumiem, że twórcy musieli dać widzowi odetchnąć, ale mam wrażenie, że w pewnym momencie serial lekko spuszcza z tonu. Jasne, nadal stara się trzymać mrocznej tonacji, ale wychodzi raczej szarość z tego niż faktyczny mrok.
Inna sprawa, że sam scenariusz jest niezbyt przemyślany. Wspomniany na początku gadżet do przenoszenia się w czasie jest nadużywany i stanowi jedynie plot device - nie można popchnąć akcji do przodu? Spoko, podróż w czasie... Trochę to słabo zostało wymyślone...
Mam za to spory problem z finałem, w którym wszystko rozwiązuje się przez jakieś magiczne mumbo-jumbo (związane z podróżą w czasie, a jakże!). Z jednej strony daje to wrażenie "znowu?". ale z drugiej, jak tak o tym pomyślałem, to sprawdza się jako zwieńczenie tej historii. Jasne, nie jest wybitne, ale też nie jest złe - jest po prostu "okej". Za to, dla odmiany, epilog był taki sobie.