Trzydzieste urodziny Play Station
Z playstation jestem niemal od początku jej istnienia, bo od 1997, czyli raptem 3 lata mniej niż jest na rynku.
Pamiętam ten dzień, kiedy jako mały 9-10 letni szczaw, zobaczyłem pierwszy raz playstation na żywo. Od tego momentu, moje życie zmieniło się totalnie, a po powrocie do domu, na poczciwą, bądź co bądź na wypasie bo z akceleratorem i innymi bajerami - Amigę 1200, patrzyłem już zupełnie inaczej.
Kilka tygodni później obiekt westchnień pojawił się w domu. Kupno konsoli to był spory wydatek, a rodzice wzięli konsole na raty. Ja sam pożegnałem się (bez żalu) ze wszystkimi prezentami na święta, urodziny i inne okazje na okres spłacania rat, bo o to najlepszy prezent stanął obok 20 calowego radzieckiego (a może już rosyjskiego) Elektrona. Sam natomiast każde uciułane drobniaki, które dostawałem od babci wkładałem do skarbonki z napisem na playstation. Wpierw katowane do upadłego było klasyczne demo one. Wipeout, tekken2 i kilka innych demówek na płycie było wylizane do kości. Później pojawił się PSM z płytami i psx extreme. Oba pochłaniałem jak głupi, a kolekcja demówek rosła. Pierwszą grą, jaką kupiłem na psx, był Battle Arena Toshinden w platynie za 99pln na ostatnim piętrze w domu handlowym, który istnieje po dziś dzień w Rzeszowie, pod uroczą nazwą Europa II. Nie był to wymarzony tekken 2, ale jednak. Tak mijały kolejne miesiące. Pewnego dnia przyszedł do mnie ojciec i mówi, że mogę mieć mnóstwo gier, ale będę musiał się pożegnać z konsolą na 2/3 tygodnie. Były wakacje, więc nie było problemu się nie zgodzić. Konsola pojechała w świat, bodajże do Katowic lub Chorzowa, ja wróciłem do bycia normalnym dzieciakiem końcówki lat 90, grając na amidze i pegasusach u kolegów, jeżdżąc na rowerze i krzycząc pod balkonem "mamo rzuć na picie".
Któregoś dnia, konsola wróciła do domu, z wierzchu taka sama, ale w środku miała coś, co miało odmienić mój giereczkowy świat. W środku zainstalowany był modchip. Od dziś mogę grać w co chce. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo skąd te gry brać. Okazało się, że na jednym z osiedli jest "wypożyczalnia". Pokoik wielkości 2 na 5, przez środek którego leciała lada, za którą był komputer, wąsaty facet i półka od podłogi po sufit, zajmująca całą ścianę, a na niej gry. Tyle, że wśród tych oryginalnych pudełek były jakieś takie zwykłe cd. Okazało się, że chłop wypożyczał też piraty. Biznes wyglądał następująco. Jak byłeś "nowy" - trzeba było uiścić "wpisowe". Koszt operacji 50 złotych. 25 wpisowego i 25 za grę. Grę wypożyczało się na "czas nieokreślony" a po przejściu, lub jak się znudziła, można było przyjść i wymienić ją na kolejną za kolejne 25 pln. Pierwszą grą, jaką udało mi się pożyczyć był Exhumed (power slave), który niezbyt mi się podobał, głównie ze względu na brak moich umiejętności. Po miesiącu wymieniłem na pierwszą część przygód Mudokkona Abe'a, która na moje nieszczęście była po niemiecku. Lata mijały, ja dorobiłem się sporej biblioteczki verbatimów, kodaków i basfów. Przyszły czasy ps2.
Wow! Jaka jakość, jak życie! Fotorealizm pełną gębą!
Niestety ps2 nie pojawiło się w domu tak prędko niż człowiek by chciał. Chyba coś około roku lub półtora później od pojawienia się w Europie (mroczne, podłe czasy, gdzie konsole nie miały światowej premiery, tylko podzielone na regiony, gdzie Europa dostawała sprzęt na samym końcu). Z pewnością konsoli nie było jeszcze w domu, bo pamiętam jak oglądając pierwszą edycję big brothera na tvn, zazdrościłem domownikom ps2, które wylądowało tam na bodajże tydzień lub dwa w formie promocji konsoli.
Po jakimś czasie i ja dorobiłem się swojego ps2. Standardowo już, zostało przerobione, a ja uzupełniałem bibliotekę verbatimów. Z ps2 było ciut gorzej, ze względu na nośnik, jakim był dvd. Płyty byly drogie, a nagrywarki jeszcze bardziej. Dlatego piractwo na ps2 w jego początkach odbywało się głównie na płytach cd, a gry z dvd, sprawni crackerzy upychali na jednej bądź kilku płytach cd. Gdy wpychali grę na jedną płytę, gra była kastrowana dosłownie ze wszystkiego, co zbędne. Intra, muzyka i wszystko to co dało się usunąć, bez szwanku dla samej gry zostawało usuwane, zostawiając goły rdzeń. Natomiast gry wpychane na kilka płyt miały specjalną instrukcję jak w nie grać. Patrząc przez pryzmat czasu, był to kawał ciekawej roboty i jestem pełen podziwu dla piratów z tamtego okresu, a ogrywanie dmc na 3 płytach cd było ciekawym doświadczeniem. Z ps2 byłem bardzo długo, bo aż do 2013, mając międzyczasie krótki romans z pierwszym Xboxem i międzyczasie kupując psp (które musiałem pożegnać w tragiczny sposób, sprzedając je by móc opłacić czynsz za wynajmowaną chatę będąc już studenciakiem). Ps3 kupiłem już po wyjeździe z kraju, w 2014 roku tuż przed premierą ps4. Miałem całą generację do nadrobienia. Ponieważ była już to konsola u schyłku swojego życia, używki były dość tanie. Każdy wypad na miasto kończył się przywleczeniem do domu kilku sztuk, a moja biblioteka to około 100 płyt i wciąż rośnie, choć już powoli gry na ps3 zaczynają powoli drożeć. Ps4 kupiłem w 2017 roku, gdy dostałem dwie wypłaty. Kupiłem wersję pro. Teraz było trochę mniej nadganiania ale jednak. Konsolę wziąłem z Uncharted 4 i zupełnie nową bohaterką Aloy. Kolejne lata mijały. Zza mgły, zaczęło pojawiać się widmo kolejnej generacji. Wpierw mocny entuzjazm. Wszak to nowe playstation, co może pójść nie tak?
No i zaczęło się, zakłócony łańcuch dostaw, skalperzy, pandemia, zbyt duża baza użytkowników poprzedniej generacji, czas produkcji gier. Wszystko to złożyło się na obecny stan jaki mamy podczas tej generacji. Keksów sony jak na lekarstwo, sony zaczęło wydawać gry na PC (co dla poniektórych to po dziś dzień grzech ciężki - niczym avada kedavra i reszta zaklęć niewybaczalnych w świecie Harrego Pottera), a sami zostaliśmy zalani falą remasterów i remaków, bo tak jest taniej, szybciej i bezpieczniej.
Wszyscy liczyliśmy na potężną bombę, bo ukochana przez wielu marka, obchodziła 30 lecie istnienia. Co dostali fani playstation? Tymczasowy motyw w konsoli.
Kurtyna.