Piątkowa GROmada #337 - Słowiańskie demo przechadzki, czyli wrażenia z The End of the Sun (demo)
Dzisiaj będzie recenzencko, ale inaczej niż zazwyczaj, ponieważ opowieść jest o wersji demonstracyjnej, a nie o pełnej grze. Dokładnie to o polskim tytule od trzyosobowego studia, gdzie przedstawione realia są z kategorii tych mniej znanych w grach wideo. Przygotujmy więc książki o Polsce sprzed Chrztu Polski, bo to może przydać się podczas opowieści o wersji demonstracyjnej The End of The Sun.
Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem przedstawię swoje wrażenia z ogrywania wersji demonstracyjnej The End of the Sun od polskiej ekipy The End of the Sun Team. W swoich założeń jest to przedstawiciel gatunku przygodówek (trochę jak Aporia: Beyond the Valley), gdzie motorem przewodnim jest zwiedzanie okolicy i poznawanie jej historii. Gracz wciela się więc w podróżnika z darem, zbiera rzeczy, rozwiązuje zagadki środowiskowe i takie tam – w wersji finalnej podobno ma być jeszcze jakaś forma walki*, ale tej w demku nie było. Nie przedłużając, zapraszam do lektury wrażeń z wersji demko. Drobna ciekawostka: Twórcy podali, że demko pobrało 11 500 osób, czyli chyba dobry wynik.
A, wersja pełna ma ukazać się na rynku jeszcze w tym roku, ale premiera była przenoszona już co najmniej raz, więc… no cóż, nie jest to pewne. Na ten moment gra planowana jest na Windowsa, Linuxa oraz Mac OS X w wersji z pełną polską lokalizacją.
Kto chciałby sam ograć demko, link
* - Może dobry znak, bo ekipa od Superhot nazywa się SUPERHOT Team. A ten tytuł jest bardzo dobry, nawet jeśli są tam pewne niedociągnięcia.
** - W jednym z materiałów była przedstawiona walka, choć bardziej przypominała jakieś odpędzanie się od złych duszków. Przy pomocy kopniaków.
Na początku wersji demonstracyjnej protagonista gry, żerca*, ląduje na jakimś wiejskim odludziu – później wyrusza do tajemniczej konstrukcji, a stamtąd dalej w drogę z drobną podróżą w czasie w zestawie. A do dlatego, że zamiast słonecznego lata trafił do mroźnej krainy, gdzie znowu musi rozwiązać zagadkę związaną z duchem-psotnikiem-śpiewakiem (dokładnie to Domowik), co miesza w towarze i rozrzuca łajno. Po rozwiązaniu zagadek środowiskowych załącza się krótki materiał filmowy ze starą parą gdzie dziadek jest chory, a żona zapowiada podróż do pewnego groźnego miejsca. I tutaj demko się urywa. Twórcy dziękują za ogranie, a po popatrzeniu na zegarek na kompie widać czas rozgrywki: około godzinki, choć w liczącej się części było to zwiedzanie zamkniętej okolicy.
I to z grubsza tyle, jeśli chodzi o opowieść w wersji demonstracyjne. Na ten moment ciężko cokolwiek powiedzieć na temat cząstki z perspektywy twórców najważniejszej – poza tym, że och prezencja jest naturalna. No i polska lokalizacja, w demku prezentująca się lepiej niż solidnie – i tak zapewne ogram ten tytuł (swoją drogą chyba jeden z niewielu przypadków, gdzie PL dubbing nie jest tak oderwany od realiów i wygląda naturalnie).
Drobna rada: Jak będzie moment w stodole i zagadka z przędzą, zalecam bycie nieporadnym. To dlatego, że przy problemach rezydujący w tamtych okolicach Domowik zacznie śpiewać. A ten jego śpiew to czyste złoto. :)
* - Kapłan, w religii Słowian osoba odpowiedzialna za składanie ofiar, wróżbiarstwo i wyznaczanie daty świąt. W przygodzie od polskiego trio ma zdolność podróży w czasie, manipulowaniem nim czy wchodzeniem w „świat kształtowania losu”, Navia, co ma być ważnym punktem opowieści.
Tak jak wspomniałem we wstępie, wersja demonstracyjna obejmowała jedynie rozwiązywanie zagadek środowiskowych. Te skupiały się wokół ogniska, skąd dym leciał w stronę miejsca, gdzie trzeba było coś zrobić, np. odnaleźć porozrzucane przedmioty, zebrać łajno czy wprawić jakieś narzędzie w ruch. Z tym ostatnim związana jest także interesująca, ale dla niektórych o dziwo problematyczna, zagadka środowiskowa – odpowiednie kręcenie przędzy, by Domownik dał spokój. A po wykonaniu wszystkich zadań wyrusza się w ognisko i idzie dalej.
Jeśli wycinek ten dobrze reprezentuje grę, to jestem dobrej myśli. Z jednej strony nie był to spacerek, z drugiej strony nie musiałem się aż tak męczyć, nawet w przypadku przędzy (swoją drogą zagadka ta ma u mnie duży plus). Z jakiegoś powodu bałem się spotkania z duszkiem, ale koniec końców go nie było, no i nie brzmiał on strasznie.
Technicznie tytuł prezentuje się w demku bardziej niż przyzwoicie – z ciekawości wspomnę, że całość działa na Unity, a sam grę ogrywałem na laptopie z Intel(R) Core(TM) i5-10300H, Geforce GTX 1650. Z tą konfiguracją miałem w miarę stabilną rozgrywkę, co nie powinno zaskakiwać. Nawet nie ze względu na to, że było to głównie zwiedzanie, a interakcji ze światem przedstawionym nie było dużo.
Jednak jeśli coś stanowi o sile aspektu audiowizualnego, to nie jakość grafiki sama w sobie – za grę odpowiada 3-osobowe studio – a spójna i osobliwa (w dobrym tego słowa znaczeniu) warstwa artystyczna. W trakcie projektowania gry twórcy zwiedzali różne polskie osady/muzea, skanowali lokacje, amputowali pluszowe misie czy wykonywali dziwne tańce. I to widać, bo nawet sama eksploracja i patrzenie na te wszystkie miejscówki sprawia radochę. I jeśli w takim stanie będzie wersja premierowa, a klimatyczna muzyka utrzyma poziom, będzie to zdecydowanie jeden z mocniejszych punktów tytułu.
Podsumowując, po ograniu wersji demonstracyjnej The End of The Sun produkcja dalej pozostaje na liście. Czuć w niej bowiem ten nienamacalny urok, a i same realia są rzadko spotykane – no i mam wrażenie, że to trochę takie „słowiańska Aporia: Beyond the Valley”, która to przypadła mi do gustu (mimo 3 i 4 rozdziału). Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku przekonam się, czy moje wrażenia z demka mogę przenieść na wersję pełną.
Ankieta
Tradycyjnie wyniki ankiety:
Jest remis, więc decydujący głos jest mój - i pada on na historię Dead Cells.
Tradycyjnie dane o odcinku zbieram do następnego odcinka, dotyczą one tego który wypadnie za dwa tygodnie od publikacji bloga. Wyniki poprzedniej ankiety, czyli temat za tydzień:
- Spacer z czerwoną poświatą na horyzoncie, czyli recenzja Aporia: Beyond the Valley
Krótka recenzja krótkiej, ale pięknej gry o spacerowaniu i zwiedzaniu opuszczonego świata. Która to gwarantuje coś więcej niż piękne widoczki o poranku.
- Pikselowy Dracula, czyli kilka słów o Dead Cells: Return to Castlevania
Duży dodatek wyszedł, to trzeba o nim opowiedzieć. Z „Pogromcą Wampirów” w ręce.
- Odświeżenie za późno wydanej gry, czyli recenzja The Original Strife: Veteran Edition
Kilka słów o grze pierwotnie wydanej za późno i przez to wyglądającej na przestarzałą. Choć miała swoje do zaoferowania.
- PC-towy shmup, czyli recenzja Raptor: Call of the Shadow
Klasyk, bo klasyk – ale jaki wyborny. :)
- Flashówka z odrobinę za dużą ceną, czyli recenzja Zombotron
Kilka słów o pewnej grze, która to uciekła na Steama. I zabrała ze sobą coś więcej niż osobliwą stylistykę.