Dlaczego (przynajmniej na razie) nie kupię Switcha 2

Jutro wychodzi Switch 2. Niby powinienem odczuwać jakąś ekscytację, ale nie czuję absolutnie nic. Czy to kwestia mojego zmęczenia grami jako takimi, narastającego przez ostatnie lata rozczarowania? Być może, ale ta obojętność ma swoje konkretne powody. I o tym postaram się Wam krótko opowiedzieć. Bardzo krótko, punkty będą tylko dwa, resztę pominę.
1.
Po pierwsze, w Switchu 2 nie ma nic nowatorskiego. Nintendo srogo mnie tym rozczarowało. Przyznaje, że jakiś czas temu napisałem bloga, w którym pomyliłem się co do przewidywań dotyczących kolejnego sprzętu japońskiej korporacji. Wierzyłem, że nie będzie to zwyczajna kontynuacja konceptu pierwszego Switcha, ale jak widać – przeliczyłem się. I to srogo. Spodziewałem się czegoś zaskakującego, elementu w rodzaju dodatkowego ekranu, efektu 3D czy podobnej, nowej funkcji. Patentu, który sprawi, że firma z Kioto tchnie życie w tę moim zdaniem, najnudniejszą generację konsol w historii. Tymczasem, Nintendo zaserwowało nam niedorozwiniętą myszkę. Aha, no i dodatkowo płatną kamerkę na kurzej nóżce. Ale przecież nie wszystko musi być od razu milowym krokiem dla branży. Można przyjąć inną filozofię, np. tę charakterystyczną dla Japończyków – kaizen. Ewolucja zamiast rewolucji, ciągłe, niewielkie ulepszenia. Z tym właśnie mamy do czynienia w Switchu 2, Prawda? Prawda..?
2.
Nieprawda. Przemilczę, dla mnie akurat, nieco mniej istotną kwestię ekranu LCD zamiast OLEDa. Musiałem ją tu jednak zasygnalizować, bo jest ona kluczowa dla wielu graczy. Ale przede wszystkim, jest symptomatyczna. Czy Nintendo ulepszyło inne kluczowe cechy konsoli? Podobno joy-cony nie będą tak felerne jak poprzednie, no i mają być wygodniejsze, nieco większe. A co poza tym? Czy zostały dopracowane kwestie związane ze sterowaniem ruchowym? Nie. Kto spędził nieco czasu z Wii, doskonale wie, że technologia przenoszenia ruchu gracza do rzeczywistości growej, była w tej konsoli naprawdę satysfakcjonująca. Resident Evil 4, celowniczki na szynach i wiele innych gier doskonale z niej korzystało. W pierwszym Switchu spodziewałem się kroku naprzód, ale okazało się, że nie jest ona tak dobra jak w starszej, stacjonarnej konsoli. Wygląda na to, że w Switchu 2 także nie doczekamy się interesujących pod tym względem rozwiązań pozwalających na tworzenie dobrych, ruchowych gier. Od wielu lat czekam choćby na porządnego tenisa stołowego. No to sobie jeszcze poczekam. I powtarzam – niektóre gry ruchowe to nie popierdółki – naprawdę miało to swój potencjał. Sądzę, że większy, niż remastery, ale nie będę kopał leżącego. Tfu, leżących, bo Microsoft i Sony nie są pod tym względem lepsi.
Lećmy dalej. Czy Nintendo zaserwuje nam tym razem analogowe spusty, jak choćby takie, które już były w GameCubie? Tak? Oczywiście, że nie. Po co Mario Kart ma mieć jakąkolwiek zewnętrzną konkurencję, np. pod postacią realistycznych wyścigów wymagających takiego sterowania.
To może chociaż Nintendo zachowując funkcjonalność pojedynczego joy-cona jako „pełnoprawnego” kontrolera, pomyślało o ulepszeniu krzyżaka? Tzn. wiem, że go tam nie ma, i właśnie dlatego jest to problem. Jakaś nakładka, inny rodzaj przycisków, itp? Tak? Nie.
To czy choćby doczekamy się polskiego menu konsoli? Przecież za wiele by to Nintendo nie kosztowało, ba, jestem się w stanie założyć, że znaleźliby się tacy, którzy zrobiliby je za darmo. Też nie? Hmm. Ktoś mógłby powiedzieć: „No, to teraz czepiasz się już o absolutne pierdoły”. Tylko, jeśli nie otrzymaliśmy praktycznie nic nowego, ani też spektakularnych ulepszeń, to czy jako konsument nie mogę oczekiwać choćby takiej drobnostki? Pierdoły właśnie, na otarcie łez? Cóż, Nintendo jest mistrzem w cięciu kosztów. Myślę, że na braku takiego menu zaoszczędzili jakieś 2199zł. Dokładnie tyle samo, ile ja oszczędzę jutro.