Gra o Tron - A Knight Of The Seven Kingdoms

BLOG
561V
Gra o Tron - A Knight Of The Seven Kingdoms
Darek | 23.04.2019, 12:58
Co mówimy bogowi śmierci? Nie dzisiaj...

Ale za tydzień już na pewno, bo tyłu uroczych momentów, tyle tekstów w stylu "To mój ostatni dzień na służbie, w końcu będę miał czas dla wnuków" co tutaj, nie widziałem chyba jeszcze w żadnym serialu czy filmie. Wiadomo, następny odcinek to reżyserowana przez Miguela Sapochnika bitwa o Winterfell, a ponieważ jesteśmy już na ostatniej prostej, to należy się wręcz spodziewać, że będzie grubo. "A Knight of the Seven Kingdoms" był pięknym, kameralnym, napędzanym wyraziście nakreślonymi, rozwijającymi się przez siedem długich sezonów postaciami, zwiastującym śmierć odcinkiem.

Na początek mała dygresja. Od premiery pierwszego odcinka po internecie coraz szersze kręgi zatacza teoria wedle której konflikt z innymi zostanie rozstrzygnięty już w następnym odcinku, po czym wrócimy do Cersei i walki o tron. W międzyczasie Dany i Jon pokłócą się i ostateczna batalia rozegra się właśnie między nimi.

Ciężko mi wyrazić jak bardzo nie podoba mi się ta wersja wydarzeń i jak bardzo przekonany jestem, że historia potoczy się inaczej. 

Pierwsza sprawa - Inni. Gdyby problem przedwiecznego zła, które rzuca swój cień na siedem królestw już od pierwszego odcinka pierwszego sezonu, został rozwiązany jedną batalią, byłby to chyba największy niewypał w historii telewizji i w ogóle kinematografii. Wciąż wiemy o Białych Wędrowcach bardzo mało, Nocnego Króla ciężko w ogóle nazwać postacią, a Siedem Królestw po raz pierwszy staje bezpośrednio przeciw niemu. I wszystko to ma zakończyć się tą jedną, jedyną bitwą o Winterfell? To już nawet armia Robba Starka więcej zdziałała.

Druga sprawa - jeśli Daenerys zaliczy regres i stanie się kolejnym szalonym monarchą (a tą rolę obecnie spełnia przecież Cersei), będzie to kompletna zdrada jej dotychczasowego charakteru, ostry zakręt na prostej drodze, którą podąża od niemalże samego początku tej historii. Dany jest nieobyta i nerwowa - fakt - ale co w takim razie z całym tym "niszczeniem koła", "nie jesteśmy naszymi ojcami" i tym podobnymi motywami? Jasne, scenarzyści bardzo chcą abyśmy uwierzyli w dojrzewający między Danką, a Północą konflikt, ale to tylko tania, nie prowadząca do niczego konkretnego drama. Musi nią być, bo jeśli faktycznie finalnie obejrzymy powtórkę z Tańca Smoków - kiedy to Targaryenowie walczyli między sobą, kładąc na długie lata kres swojej potędze i gatunkowi smoków - będzie to beznadziejnie głupie zakończenie tej historii, stające okoniem do wszystkiego, co do tej pory wiedzieliśmy o postaciach.

 

No dobra, ale konkret!

Zaskoczyło mnie, że dosłownie cały odcinek spędziliśmy w jednym miejscu. Jak się nad tym zastanowić, to była to bardzo słuszna decyzja, bo raz, że za chwilę rozpęta się tam piekło, a dwa, że fakt, iż nie wiemy co dokładnie robi teraz Cersei sprawia, że nasz niepokój jest tym większy. 

W nawiązaniu do zeszłotygodniowej rozmowy w komentarzach - dlatego właśnie nie oglądam zapowiedzi kolejnych odcinków. Obejrzałem sobie zapowiedź tego odcinka już po fakcie i stwierdzam, że wprowadziłby mnie w błąd - spodziewałbym się długiego i trudnego sądu oraz wstępu do bitwy o Winterfell. Tymczasem sprawa Jaime'ego została rozwiązana w niewiele więcej czasu, niż to co pokazał zwiastun. Ogólnie jestem raczej zadowolony z tego co dostaliśmy. Padło kilka zdań, które paść zdecydowanie musiały, jak choćby to, że Jaime'emu jest przykro z powodu tego co zrobił i, ostatecznie, Lew Lannisterów w końcu stoi po właściwej stronie konfliktu. Jedyne co mnie w tych scenach gryzie, to dalsze ciągnięcie motywu Dany vs Północ. Nie dość, że Jon i Sansa nie chcieli zabić Jaime'ego - a widać, że ona wolałaby zobaczyć jego głowę leżąca kilka metrów obok reszty ciała - to jeszcze dostaliśmy uroczą scenę między dziewczynami, która raz jeszcze sugeruje, że Danka nie puści tak łatwo północy. Mówię "sugeruje", bo finału tej rozmowy oczywiście nie było dane nam zobaczyć, bo ktoś musiał przybyć do miasta akurat w tej chwili! Dokładnie to samo dzieje się później, kiedy Jon opowiada ciotce o swoim pochodzeniu. I znowu dostajemy próbującą wprowadzić nas w błąd sugestię, że to już koniec przyjaźni/miłości Daenerys i Jona/Aegona. Tani, denerwujący zabieg.

 

Ulżyło mi po rozmowie Jaime'ego z Tyrionem, bo wskazuje ona, że młodszy z Lannisterów raczej nie zawarł ze swoją siostrą żadnego tajemnego paktu, jak niektórzy myśleli. Niby potwierdził to już pierwszy odcinek, kiedy królowa nasłała na obu braci Bronna, ale ta krótka wymiana definitywnie stawia kropkę nad i. Temat uważam za zamknięty. 

W ogóle zdaje się, że Tyrion już wkrótce zrehabilituje się za głupotę, którą wykazywał się od kilku ostatnich sezonów. Jorah mówiący, że karzeł "uczy się na swoich błędach" i sam Tyrion poświęcający część nocy na wysłuchanie historii Brana dosyć mocno to telegrafują. Pozwala to również mieć nadzieję, że jego późniejsze "myślę, że przeżyjemy" jest czymś więcej, niż tylko pustym gadaniem, choć, jak zauważyła moja żona, może być to równie dobrze oznaka tego, że Tyrion wie, że wszyscy oni są już martwi i próbuje po prostu dać im jeszcze odrobinę uśmiechu zanim to nastąpi. Mroczne, ale nie ponad możliwości Gry o Tron.

 

W zeszłym tygodniu złotą koronę za aktorstwo dostał Sam. W tym natomiast nie należy się ona żadnej konkretnej osobie, a całej scenie. Ostatni wspólny wieczór przy kominku był fenomenalnie wręcz dobrym momentem. Prawdopodobnie jednym z moich ulubionych w całym serialu. Było przyjaźnie (Tyrion nalewający Podrickowi pół kielicha), zabawnie (Tormund tłumaczący swoją niezwykłą siłę), wzruszająco (Jaime pasujący Brienne na rycerza), informatywnie - ale o tym zaraz. 

Wiem, że powtarzam to co sezon, ale Jaime stał się w moich oczach chyba najciekawszą postacią całej sagi. Zaczynał jako napuszona gnida, zakochany w sobie cwaniak, który zrobiłby wszystko, byle tylko być ze swoją siostrą. Zrzucał dzieci z wysokości, atakował ludzi na ulicach Królewskiej Przystani, mordował ciosem w plecy (właściwie to tył głowy), truł ludzi, którzy odkryli jego sekret. Wszystko to zmieniło się, kiedy Caitlyn Stark oddała go pod opiekę Brienne z Tarth. Długa rozłąka ze zgniłą w środku siostrą, połączona z bliskim kontaktem z kimś dla kogo honor jest wszystkim, sprawiła, że do głosu zaczęła dochodzić bardziej ludzka strona Lwa Lannisterów. 

Nie Królobójca. Jaime. Ma na imię Jaime. 

Nic już nie było takie jak dawniej i przemianę tę obserwujemy do tej pory. Te delikatne spojrzenia, ta skrywana radość, kiedy Brienne mówi, że ręczy za niego i chce walczyć u jego boku, ta szczerość z jego strony, ten jego gest w kierunku kobiety, która odmieniła jego życie. Nikt mi nie wmówi, że Jaime nie kocha Brienne. Może nie w sposób cielesny (choć w książkach po jakimś czasie zaczęło go mrowić w kroku na widok jej nagiego ciała), ale zdecydowanie na tym wyższym poziomie. Zależy mu na niej. W taki szczery, pełen podziwu sposób.

A Tormund to widzi. I postanawia pokazać, że może przystojniejszy nie jest, ale jego penis jest dłuższy. Za pierwszym razem tylko uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy usłyszałem skąd wziął się przydomek Zabójca Olbrzyma, ale kiedy wieczorem oglądałem odcinek po raz drugi, nie potrafiłem powstrzymać śmiechu.

 

 Co do informatywnej części sceny - zauważ, że od początku sezonu ani razu nie było nam dane zobaczyć Nocnego Króla. Nawet teraz, kiedy Biali Wędrowcy stoją pod Winterfell, widzimy jego generałów, ale nie jego. Może to oznaczać, że lata sobie po okolicy na Viserionie i szkoda kasy żeby go pokazywać (tak jak przez dwa, czy trzy sezony nie widzieliśmy Ducha, a dzisiaj proszę bardzo), ale może to również oznaczać, że wcale go tam nie ma i bitwa o Winterfell jest tylko dywersją. Tak jak zrobił to Robb Stark w trakcie swojej kampanii, kiedy rozbił armię Jaime'ego udając, że atakuje zupełnie inne miejsce. Co mam na potwierdzenie tej teorii? Niby niewiele. Prócz nieobecności Nocnego Króla i faktu, że zostały nam jeszcze cztery odcinki, jest jeszcze dosłownie jedno odwołanie do wspomnianej już przeze mnie bitwy między Robbem, a Jaimem w Szepczącym Lesie - w trakcie rozmowy przy ognisku. W całej tej scenie wspomniano trzy bitwy - Jon vs Ramsey (bo kolejna bitwa o Winterfell), Tyrion vs Stannis (bo dziki ogień, który jeszcze na bank zostanie przed końcem wykorzystany) i właśnie Robb vs Jaime. Myślę, że nie bez powodu. No, ale zobaczymy za tydzień!

 

Kilka szybkich uwag co do tego kto umrze:

 

- Missandei i Szary Robak mówią o tym co będą robić po wojnie. Baj, baj, Szary Robaku. 

 

- Edd Cierpiętnik wspomina początki jego, Sama i Jona w Nocnej Straży. Dobrze było cię znać Edd (zakładam, że Jon i Sam przeżyją). 

 

- Lyanna Mormont życzy Jorahowi (Jorah'że?) powodzenia. Ciekawa była z niej postać. Niby może umrzeć i Jorah, ale przecież nie po to ściągnęli go ze skraju śmierci, żeby teraz miał tak po prostu paść. A myślę, że objęcie przez niego pieczy nad rodem Mormontów byłoby całkiem sympatycznym końcem jego drogi (choć, znając Martina, liczę na zbyt wiele).

 

- Tyrion cieszy się, że przynajmniej nie zabije go Cersei. Taaaa...

 

- Arya nie jest już dziewicą. Gdyby to był horror, to byłaby już martwa, ale wciąż liczę, że ona i Gendry połączą w końcu rody Baratheonów i Starków, więc trzymam za nich kciuki. Ale trochę się martwię. 

 

- Sandor i Berric rozmawiają o tym dlaczego ten ostatni został wskrzeszony już 19 razy. Odpowiadam - żeby mógł ocalić Ogara, który później zabije ostatecznie swojego brata, wykonując ostatecznie zadanie, które Ned powierzył Berricowi jeszcze w pierwszym sezonie. Oto dlaczego Berric wciąż wracał. Musiał wypełnić zadanie. 

 

Dużo dzisiaj spekulowałem. Nie wiem czy to zasługa odcinka, czy wciąż przemawia przeze mnie wielkanocny bimber. Tak czy siak, po sprawdzeniu drugiego odcinka dwa razy, jestem przekonany, iż jest to fantastyczne 56 minut telewizji. Również dlatego, że stanowi równocześnie wstęp do wielkiej bitwy, na którą czeka cała masa widzów, którzy nie lubią takich spokojniejszych, opartych na rozmowach odcinków. Zobaczmy co będzie dalej. Scenarzyści ósmego sezonu pozwalają przypuszczać, że czeka nas bardzo ciekawy ostatni sezon. 

 

Edit: Zapomniałem wspomnieć o jeszcze jednym ważnym detalu: gadanie, że w kryptach będzie bezpiecznie jest skrajnie nieodpowiedzialne i głupie. Czym są krypty? Zasadniczo grobami. Co znajduje się w grobach? Zwłoki. Co Nocny Król potrafi robić ze zwłokami? No właśnie...

 

Zapraszam też do polubienia fanpage'a Co z Tym na facebooku :) https://www.facebook.com/Coztym/?ref=bookmarks

Oceń bloga:
11

Komentarze (18)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper