Devil Engine Complete Edition - 100% hardcore

Czołem ku... Tu Zdun a to notka historyczno / histeryczna o moich przmyśleniach odnośnie tego nowego shmupa.
Devil Engine to na papierku indyk z pupki z budżetem jakiejś paczki chipsów i tyskiego z promki w biedronce. Chociaż sama gra jest droga to musicie wiedzieć że nie pieniędzy w niej jest szkoda a... naszych zszarganych nerwów gdyż twórcy postanowili stworzyć jedną z najtrudniejszych gier w historii gameingu, ale od początku. Jak pisałem w wcześniejszym wpisie do którego śmiało zapraszam, w 2024 roku wpadłem w shoot em upową szajbę kupując i grając w dziesiątki przedstawicieli tego gatunku, w pewnym momencie polski psn mi już nie starczył więc zacząłem się posiłkować i japońskim w celu niczym jakiś trener pokemon - mieć je wszystkie i ograć je. Po devil engine nie spodziewałem się jakoś zawrotnie wiele - ot kolejny ale tym razem nowoczesny przedstawiciel gatunkowy... Ale miałem karpika na swoim kaprawym ryju kiedy odpaliłem ten tytuł.
Początek nie zapowiadał tragedii która miała nadejść: ot całkiem ładna pikselartowa grafika ciesząca oko, 3 statki latające do wyboru i "wsiuuuut" lecimy !!! Jakież było moje zdziwienie jak po dziesiątkach/ setkach godzin spędzonych z innymi tytułami ten już w pierwszym etapie srowadził mnie do parteru. "Okej może to nie moj dzień " - pomyślałem i odpaliłem ponowego runą... I wiecie co ? Ledwo udało mi się na 3x continue przejść do drugiego z sześciu poziomów i tak przez pierwszą godzinę małymi kroczkami coraz dalej... Pomyślałem no dobra nie jestem az taką łamagą aby nie przejść głupiego indyka z "peezdy" (wewnętrzne nazewnictwo indyków), i wiecie co? Gdzieś po godzinie odblokowałem na stałe jakieś +2 continue gdyż się okazało że gra zbiera twoje punkty i niczym w jakimś rogalu grając odblokowujemy nowe "ficzery" takie jak ilość żyć/ continue czy filtry oraz kolory teł czy naszych statków. Absolutnym zdziwieniem w tym aspekcie było że po około 3 godzinach meczarni przedzierania się max do 3 poziomu z sześciu gra odblokowała w tym jakże wymagającym tytule tryb "easy mode" z czasem. Zmieniłem na niego po paru godzinach wypełnionych nerwem, frustracją a nawet chęciami "rzucenia się w przepaść razem z konsolą". Po zmianie na ten tryb nadal nie udawało mi się gry ukończyć (sic!) ale z czasem moja ilość życ i kontynuacji mocno poszybowała w górę i po około 6 godzinach stresu - udało mi się ją skończyć - przypominam na easy mode grę która trwa 35 minut. Podobno z czasem odsłonimy niekończące się życia i dopiero wtedy zabiorę się z powrotem za normal mode (tu nazwany Hard mode - nie ma normal/ jeast easy i hard)... Ale aby odblokowac niekończące się kontynuacje trzeba lekko w grze spędzić ponad trzydzieści godzin więc masa farmy i grindu. Na domiar wszystkiego że sama gra jest w opór hardocreowa dodano niejako do samego pakietu "complete edition", drugą część gry , może dlc o obszerności podstawki nie wiem jak to nazwać a tryb ten nazywa się Ignition - dodam jedynie że on sam jest parokrotnie trudniejszy od podstawoej wersji tytułu i nie odało mi się pomimo wielu prób przejść dalej niż do drugiego etapu. Ale Ale okazało się w tym wszystkim że to nie ja jestem piz.. tylko twórcy gry są masochistami którzy nas graczy postawilli na próbie ostatecznej. W galerii znajdziecie screeny że 0% graczy ukończyło tryb Ignite natomiast oczywistym faktem jest że te samo 0% graczy wbiło w tym tytule platynę! A sam tytuł ma jakoś pod trzy lata na karku i pomimo istbnienia na świecie shmupowych czarodziejów jadących z każdą grą na 1CC - Devil Engine ich przerosło i nie dziwota. Ta gra przeżuwa gracza robiąc z niego mokrą miazgę na każdym kroku. Można by było rzec że przez jakąś taniość czy sztucznie wyśrubowany poziom trudności ale nic z tych rzeczy: gra jest sprawieliwa jak niemal każdy shmup bullet hell na rynku natomiast po prostu ona sama jest największym growym wyzwaniem jakie spotkalo mnie w życiu któremu zapewne nie podłam chociaż mam w planach mocno z grą siedziec i stawać się coraz lepszym.
ps1. Ba nawet w trakcie jej odkrywania poznałem za pośrednictwem serwisu youtube - magika gatunkowego ktróry prowadzi serię felietownów "kawa, shmupy i filozofia życia" w którym, tłumaczy jak trzeba podchodzić w życiu do takowego i jakie ma to przełożenie na wyzwania w grach wideo - będąc magikiem całego gatunku robiąc co rusz gry wszelakie na legendarnym 1CC ma na wsoim kanale że przeszedł na 3 podstawowych życiach kampanie arcade w tym tytule : chore gówno! Aby wam przybliżyć z czym mamy do czynienia poniżej link do jednego z takowych felietonów. W ogóle cały kanał shmputopia (ale nazwa hahahah) nadaje temu gatunkowi growemu odpowiednią głębie i niczym w jakiś filozoficznych podręcznikach starożytnych przekłada umiejętności, cele życiowe oraz spokój ducha na Shmupy niczym jakiś wieszcz religijny. Ale to już chyba wyższa szkoła jazdy bez trzymanki - w której nie ukrywam że się zatraciłem.
Wracając do meritum sprawy czyli do samej Devil Engine. Jak pisałem wczesniej mamy tu do czynienia z typowym przedstawicielem hardcoreowego gatunku growego jakim jest bullet hell. Ot wybieramy jeden z trzech statków, każdy z nich jak w r-type są 3 rodzaje pocisków i lecimy ratować świat po zagładzie omijając masę kulek samemu eliminując zastepy obcej cywilkizacji / maszyn. To co różni gameplayowo ją od innych przedstawicieli gatunku to TARCZA która absorbuje pociski a musiecie wiedzieć że w tym tytule jest ich naprawdę dużo: ale nie ma róży bez kolców/ absorbcja ich jest bardzo krótka i daje nam możliwośc jej łączenia ze sobą jedynie za sprawą taką że musimy ich naprawdę dużo wchłonąć: jeśli aktywujemy ta tarczę bezpiecznie i na "Jana" nie dość że wyzerujemy licznik punktowy to jescze jesteśmy narażeni na masakrycznie w wypadku tego tytułu długi "cooldown" tej opcji a co za tym idzie jak pisałem wczesniej dostajemy po pupci... Więc gra wymaga od nas bardzo agresywnej gry i ryzykownej aby lawirować dosłownie w grad kul przeciwników a starczy malutki bład by kara była najwyższa czyli utrata drogocennego życia. System jest na tyle jednak wprwiający moje ciało w stan adrenaliny przystosowany że nauka tej trudnej sztuki jest karkołomna i zarazem satysfakcjonująca, sprawia że wracamy do tytułu i chcemy się go uczyć!
Oprawa wizualna stoi na przyzwoitym/mocnym poziomie. Nie jest to cudowny oldchool w stylu bogów gier z gatunku czyli Cave studio ale pikselart pasuje do tego ciekawie wykreowanego designersko świata i każda z sześciu dostępnych zróżnicownych etapów zwiedza się z czystą nieskrępowaną ciekawością co będzie za rogiem. Ładne to, ale czuć jednak że to indyk oprawowy a nie mistrzowie gatunku. Przy dzwieku zatrzymajmy się na chwilę gdyż jest obłędny! mamy tu do czynienia z electrojazzem najwyższych lotów oraz czystego rocka z metalowymi riffami w niektórych etapach, dla mnie ost z tej gry to mały mesjasz gameingu i mógłbym go słuchac nonstop: polecam wam zatrzymać się napewno przy klasycznej ścieżce dzwiękowej drugiego etapu - kocham saksofon w takich tworach ale do wyboru mamy też ścieżkę dzwiękową która nazywa się "modern" dostępna z menu gry i tam już ost zmienia się w giatrowych guru nawalającuch solówki i riffy jak jakieś gwiazdy speed meatlu! PETARDA. Przychodza mi na myśl utwory kojarzone z ost do Guilty Gear: kto zna od razu zrozumie o co mi chodzi. w samym menu istnieją też 2 utwory studyjne ludzi odpowidzialnych za ost. Jeden z nich poniżej:
Podsumowując samą grę. TO jest 100% hardcore w i tak już trudnym gatunku jako takim ale jeśli macie ochotę a co ważniejsze chęć udowodnić sobie że jesteście kozakami to gra dla was. Standardowo poniżej link z moim gameplayem randomowym z tej gry: w ogóle serdecznie zaprszam na mój kanał, zobaczycie tam recenzje, gameplaye i inne dziwadła z growego świata Zduna. Nara szpara nerdy